Tomasz Poller: Jeśli spojrzeć z jednej strony na działania instytucji unijnych i naciski elit brukselskich na nasz kraj a równocześnie na wydarzenia uliczne, nagłaśniane jako "Strajk Kobiet" trudno nie zadać sobie pytania, czy mamy do czynienia  z przypadkową zbieżnością w czasie czy jednak z czymś nieprzypadkowym i reżyserowanym. Szczególnie, że przywódczynie akcji ulicznych niekoniecznie wyglądają na zbyt rozgarnięte, a nastoletnie dzieciaki malują na kartonach hasła, których raczej same nie wymyśliły...

Witold Gadowski, dziennikarz, publicysta, pisarz:

Musimy zauważyć jedną rzecz. Najpierw następuje zmiana ambasadora Niemiec w Polsce, do Warszawy przychodzi kwalifikowany bezpieczniak niemiecki. I zaczynają się nowe ruchy. Zdechł Komitet Obrony Demokracji i Obywatele Rzeczpospolitej. To wszystko zdechło, nie miało napędu. I naraz odżywają skrajnie lewackie, rozbijające społeczeństwo grupy i hasła lewackich i radykałów. To nie jest przypadek. Moim zdaniem w to wszystko są wsadzone niemieckie łapy. I nie jest to tylko nacisk na Polskę, który jest oczywisty. Oni przede wszystkim chcą rozbić raczkującą niezależność Europy Środkowej, bo to jest dla Niemiec niepożądanym zagrożeniem ich interesów. Czują że mogą więcej. Stracili amerykańskie wędzidła na pięć minut, więc zaczynają szaleć i tworzą "niemiecki związek socjalistycznych republik europejskich". To jest odwzorowanie Związku Sowieckiego: rządy tępych anonimowych biurokratów, te same mechanizmy, te same kulty, te same idee, te same nazwy, komisarze...

A skoro mowa o tych wszystkich akcjach tak zwanego "Strajk Kobiet", to chyba tutaj też są ewidentne podobieństwa. Interesował się Pan lewicową rewoltą drugiej połowy XX w. na Zachodzie...

Mówię o tym od dawna, chyba jako jedyny dziennikarz w Polsce z własnego doświadczenia i z własnych badań. Widzę bliźniacze podobieństwa do rewolty spod znaku Rote Armee Fraktion w Niemczech, czy Action directe we Francji, czy  Brigate Rosse we Włoszech. To jest ten sam posiew lewackiego terroryzmu, oparty gdzieś na ideach Carlosa Marighelli. To jest to samo, to są te same wzorce, dawno sprawdzone, tylko w Polsce skarykaturyzowane, i nieudacznie naśladowane przez aktywistów przyklejających sobie dłonie do bram. Po prostu zbyt głupi są wykonawcy.

Historia powraca zatem w tym wypadku jako farsa, by zacytować klasyka. Jak jednak ta sprawa się potoczy? Jaki może być dalszy scenariusz tych wydarzeń? Czy Polska się obroni?

Rządzący są słabi, sami są nieświadomi własnych wartości i racji, są poddani dyktatowi światowych grup finansowych, co widać choćby w takiej powszechnej implementacji powszechnego szczepienia szczepionkami, które są nieznane i mogą być bardzo szkodliwe. W tym wszystkim nie liczyłbym na rząd, kóry jest pełen bezideowych technokratów, z domieszką karierowiczów.

Pesymistycznie to brzmi...

Ci ludzie nie wykazują hartu ducha, żadnego myślenia strategicznego, odwagi. Nie liczyłbym na wiele ze strony "powszechnego" społeczeństwa, które konsumuje TVN, konsumuje Gazetę Wyborczą, całkowicie zmanipulowane źródła informacji. Trudno się po nich spodziewać, że będą dysponować jakąś autonomiczną refleksją. Nie widzę znaczących sił społecznych, politycznych które mogłby przystąpić do równorzędnej walki z tymi olbrzymimi pieniędzmi, mediami, agresją. Czy można upatrywać nadziei w Kościele? Postawa hierarchii jest niewyraźna, duchowni też są zagubieni, w dużej części czekaja na znaki, które nie nadejdą. Skąd czerpać tę żywotność do walki? Nadzieja w prawdziwych elitach, które powstają, formują się, są świadome tego, co dzieje się nie tylko w Polsce ale i na świecie, w ludziach, którzy chcą być wolni, chcą mieć swoje wartości. Społeczeństwo polskie, w tej warstwie elity prawdziwej, obroni się. Ta walka będzie trwała, to jest ociosywanie społeczeństwa... Przyjdzie czas, gdy prawdziwe elity odegrają swoją rolę.