Wczoraj minął dokładnie rok od kiedy Beata Szydło została prezesem Rady Ministrów, a jej gabinet zaczął pełnić władzę w Polsce. Co było największym plusem, a co największym minusem pierwszego roku rządów tego gabinetu? Swoją ocenę przedstawił w rozmowie z naszym portalem dziennikarz i publicysta Łukasz Warzecha.

 

Gdy myśli Pan o pierwszym roku rządu Prawa i Sprawiedliwości, co wymieniłby Pan jako główne pozytywy?

Jeśli chodzi o plusy wymieniłbym przede wszystkim zmiany w polityce zagraniczna. To jest moim zdaniem bardzo istotna kwestia, jednak rzadko zauważana, również dlatego, że pan minister Waszczykowski ma temperament publicystyczny i jego niektóre wypowiedzi nieco przyćmiewają zmienioną sytuację. Ja celowo nie używam, tu słowa „wpadki”, bo tych wypowiedzi za wpadki nie uważam, to są po prostu ostre komentarze.

A co dokładnie uległo zmianie na plus w polityce zagranicznej?

Zupełnie nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że Polska została zmarginalizowana międzynarodowo w wyniku rządów PiS. To nie jest prawda. Nowa władza po prostu zasadniczo zmienia koncepcję tego, jak Polska ma funkcjonować w układzie międzynarodowym. Jest to przeniesienie punktu ciężkości ze współpracy z jednym znacznie od nas silniejszym partnerem czyli Niemcami (współpracy czasem korzystnej, a czasem niekorzystnej) na odgrywanie ważnej pozycji w regionie. Oczywiście nie jest tak, że taka koncepcja nie napotyka na problemy. Wiadomo, że między państwami regionu występują różnice interesów, że trochę inaczej patrzą choćby na politykę energetyczną, ale to jest w moim przekonaniu droga, dzięki której łatwiej nam będzie pilnować własnego interesu. W układzie z jednym silniejszym partnerem byliśmy z góry skazani na to, zwłaszcza pod rządami Platformy, że jeżeli w grę wchodził spór, to silniejszy partner stawiał na swoim, a my musieliśmy się podporządkować.

Co jeszcze mogło zadecydować o takiej zmianie kursu w polityce zagranicznej?

Tego typu zmianom w polityce zagranicznej sprzyja też sytuacja narodowa. Impulsem, który zgrał się niemal idealnie ze zwycięstwem Prawa i Sprawiedliwości, był kryzys imigracyjny. On ułatwił takie działanie, o którym mówię, czyli dbanie o pozycję w regionie.

Jakie inne pozytywy można zauważyć w pierwszym roku rządów PiS?

Druga rzecz, którą bym wymienił to większość zmian dokonywanych w wymiarze sprawiedliwości. Znów, bywa tak, że pan minister Ziobro, czy pan wiceminister Jaki powiedzą coś, co wywołuje niepotrzebne komentarze. To jednak nie zmienia postaci rzeczy, że w tej sferze zachodzi ogromna ilość słusznych zmian. Towarzyszy temu opór środowiska prawniczego, czemu trudno się dziwić, natomiast są konkretne zmiany.

To znaczy?

Zalicza się do nich choćby przywrócenie poprzedniego Kodeksu Postępowania Karnego. On oczywiście ma swoje wady, ale kodeks, który wprowadziła Platforma, a który zastąpił ten stary, wywołał ogromny chaos, stawiał oskarżonych nieraz w bardzo trudnych sytuacjach i był niedostosowany do polskiej rzeczywistości, na co wskazywało wielu prawników. Wywoływał też np. ogromne problemy w pracy prokuratorów IPN, o czym mało kto wiedział.

Jakie jeszcze zmiany w wymiarze sprawiedliwości były istotne?

Kolejna ważna rzecz to zrealizowana obietnica podporządkowania Prokuratury Prokuratorowi Generalnemu. Oczywiście ten system również ma swoje wady, oczywiście można sobie zadawać pytania w tej sytuacji o niezależność prokuratorów. Ale poprzedni system się nie sprawdził i chyba każdy to widział. Zresztą nawet PO przyznawała, że Prokuratora stała się kompletnie niesterowalna. Władza Prokuratora Generalnego nad prokuratorami była iluzoryczna. To sprawiało, że prokuratura była szarpana na wszystkie strony jakimiś partykularnymi interesikami czasem na poziomie zupełnie lokalnym. Przywrócenie starego systemu zmieniło tę sytuację. Kontrola nad prokuraturą została w dużej mierze przywrócona. Jest to też spełnienie obietnicy wyborczej PiS.

A w jakich sferach dostrzega Pan największe minusy pierwszego roku rządu Beaty Szydło?

Bo pierwsze wskazałbym na przyjęcie przez ten rząd w pierwszym roku jego funkcjonowania bardzo mocnego kursu socjalnego, co częściowo było zapowiadane w kampanii, a częściowo nie. Fakt, że szybko została zrealizowana obietnica wprowadzenia programu 500+ właściwie można by zaliczyć jako plus dla rządu, choć sam mam wobec tego programu odczucia ambiwalentne, uważam, że mógł być realizowany efektywniej w formie odpisów podatkowych. Wtedy nie byłoby elementu, w którym przychodzi przelew i wiadomo, że jest to przelew, który przyszedł dzięki rządowi. Jest to więc element kupowania elektoratu, ale właściwie spełnienie każdej obietnicy wyborczej to w pewnym sensie kupowanie elektoratu. Nie mówię więc tego z przyganą, tylko stwierdzam fakt.

Co uznałby więc Pan za działania niekorzystne w sferze gospodarczej.

Mieliśmy do czynienia z całym szeregiem złych regulacji wskazujących, że PiS jest partią socjalistyczną, bo tego się inaczej nie da nazwać. Począwszy od skrajnie antywolnorynkowej regulacji dotyczącej swobody obrotu ziemią, a skończywszy na aktualnie rozpatrywanych pomysłach nowego prawa farmaceutycznego wprowadzającego skrajnie socjalistyczne normy dotyczące możliwości otwierania aptek. To jest oczywiście wynik lobbingu, w środowisku aptekarskim istnieje bowiem spór między właścicielami małych aptek i właścicielami sieci. Spośród tych właścicieli sieci 90 proc. to Polacy, więc trudno tu też mówić o obronie polskich interesów.

Co jeszcze?

Wymieniłbym tu też świeżo przegłosowany prezydencki projekt dotyczący obniżenia wieku emerytalnego. Uważam to za najgorszą decyzję podjętą do tej pory przez PiS i najbardziej nieodpowiedzialną. Ta decyzja w perspektywie kilkunastu lat grozi krachem finansów publicznych i została podjęta bez najmniejszego przemyślenia i rozważenia argumentów. Ta decyzja może mieć straszliwe konsekwencje dla finansów publicznych. Jest to więc minus nie tylko dla rządu, ale też dla prezydenta.

Dlaczego?

Jak wiadomo, projekt wyszedł właśnie od prezydenta. A jest to projekt z negatywnym wpływem na budżet państwa i finanse publiczne. Zarazem drugi projekt pana prezydenta, czyli pomoc dla frankowiczów, byłaby łatwiejsza do zrealizowania i neutralna dla budżetu, a ta nie została jak dotąd zrealizowana. Prezydent spełnił więc obietnicę kosztowną, a na razie nie spełnił tej, która nie kosztowałaby nic.

Czy coś jeszcze dziwi Pana w polityce gospodarczej rządu?

Kolejna rzecz to zadziwiające kontredanse wokół planów jednolitej daniny. Nie chodzi nawet o to, że PiS obiecywało, że nie będzie podwyższać podatków, ale o fakt, że od kilku miesięcy dochodzą do nas szczątkowe informacje o podatku jednolitym, które gdyby się zrealizowały, miałyby wielki wpływ na przyszłość finansową podatników, nie tylko przedsiębiorców, ale również osób fizycznych. W związku z tym wielka grupa Polaków, którą pewnie można by liczyć nawet w milionach od czterech miesięcy jest w stanie skrajnej nerwowości i niepewności, nie wiedząc na czym stoją. Ostatnio choćby Beata Szydło stwierdziła, że nie wiadomo, czy ten podatek w ogóle będzie. To pokazuje, że w rządzie nikt nie rozumie, jak działa biznes. Mało tego, nie rozumie, że dla podatnika niepewność tego, czy będzie musiał dopłacać do podatku i ile w kolejnym roku, to absolutnie zasadnicza życiowa sprawa. Logicznym jest, że nie można robić żadnych życiowych planów, nie wiedząc, na czym się stoi.

Z innych spraw dorzuciłbym jeszcze pewne etatystyczne pomysły, jak pomysł ministra Radziwiła dotyczący zakazu sprzedaży tytoniu przez Internet w związku z walką z nałogiem palenia wśród Polaków. Coś o tym wiem, bo sam palę fajkę i do tej pory zaopatrywałem się w tytoń przez Internet, a teraz przynajmniej legalnie robić tego nie mogę.

A więc tą sferą, która wymagałaby Pana zdaniem naprawy jest sfera finansów i gospodarki?

Ostatnią rzeczą jaką bym wymienił, jest niedotrzymanie wysokich standardów etycznych, co PiS zapowiadał. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że chodzi o tzw. „Misiewiczów”, ale to jest tak naprawdę trochę inna sprawa, która stała się pewnym symbolem. Liczy się jednak to, czego nie widać, czyli wielu nominatów nowej władzy, którzy zasiedli na różnych miejscach, często mało widocznych, często na niższych szczeblach i zachowują się tak, jakby państwo było ich łupem. To się nie różni od działań poprzedniej władzy. Mamy do czynienia z pozbywaniem się ludzi często kompetentnych tylko dlatego, że pracowali dla poprzedniej władzy. To się zdarza nawet w przypadku osób sympatyzujących z PiS. To się odbywa na niższym poziomie, ale ludzie to widzą. I dlatego dziś postawiłbym tezę, którą może ktoś zechce za trzy lata zweryfikować – PiS nie powtórzy swojego wyborczego sukcesu. To nie oznacza, że przegra wybory, ale stawiam tezę, że nie będzie miał samodzielnej większości.

Dziękujemy za rozmowę