Niedzielne wybory do parlamentów w trzech niemieckich landach pokazały, że Niemcy coraz sceptyczniej patrzą na partię kanclerz Angeli Merkel, CDU. Nie oznacza to jednak, że zdecydowanie opowiadają się przeciwko islamskiemu najazdowi…

Najbardziej zaskakujące są wyniki wyborów w Saksonii-Anhalcie. Zwyciężyła tam wprawdzie chadecja Merkel, zyskując 29,8 proc. głosów, jednak tuż za nią uplasowała się skrajnie wroga imigracji Alternatywa dla Niemiec (AfD), otrzymując 24,2 proc. poparcia. To rzeczywiście wielki triumf tej relatywnie młodej partii. Jednak z kilku powodów można uznać, że nie oznacza to wcale dla Merkel tak wielkich kłopotów, jak mogłoby się wydawać.

Saksonia-Anhalt to jeden z mniejszych niemieckich landów, zamieszkały przez niespełna dwa miliony mieszkańców. To zarazem część byłego NRD, gdzie panuje gorsza sytuacja gospodarcza niż na bardziej ludnym zachodzie kraju, co znacząco sprzyja nastrojom radykalnym. Wyniki wyborów oznacza ponadto, że w parlamencie landu ton nadal będzie nadawać CDU, wspierane przez SPD oraz Zielonych. AfD, pomimo dobrego wyniku, pozostaje w opozycji. Na poziomie polityki regionalnej wzmocniona została tam więc nie prawica, ale lewica.

Dla oceny sytuacji ogólnoniemieckiej ważniejsze są wybory w dwóch pozostałych, bardziej ludnych i bogatszych landach, Nadrenii-Palatynacie oraz – przede wszystkim – Badenii-Wirtembergii. W pierwszym z nich AfD otrzymała 12,6 proc. głosów, co jest wprawdzie nieco wyższym wynikiem, niż ten prognozowany w wyborach ogólnoniemieckich, w niczym jednak nie zmienia charakteru landowej sceny politycznej. Nadrenią-Palatynatem będzie rządzić zwycięska w tym landzie socjaldemokracja (SPD), wspierana przez CDU. Gdy chodzi o imigrantów, oznacza to pełną otwartość.

Jeszcze ciekawiej (a może: jeszcze bardziej tęczowo) jest w Badenii-Wirtembergii, jednym z najludniejszych i najbogatszych landów Niemiec. Tu AfD zdobyła 15,1 proc. głosów, podczas gdy CDU 27 proc. Zwyciężyli jednak Zieloni otrzymując aż 30,3 proc. głosów. To wystarcza, by stworzyli koalicję wraz z lewicową SPD. Gdy chodzi o kwestie światopoglądowe oznacza to absolutny triumf otwartości na wszelkie lewackie szaleństwa, od umiłowania islamu poprzez promocję ideologii gender.

Warto wziąć pod uwagę, że kilka dni wcześniej w zachodniej Hesji zwyciężyła CDU, idąc niemal łeb w łeb z SPD. Także tam AfD zdobyła znacznie gorszy wynik niż w Saksonii-Anhalt, mianowicie 11,9 proc.

 

Nastroje w Niemczech rzeczywiście się zmieniły. Trudno zaprzeczyć znacznemu wzrostowi poparcia dla Alternatywy dla Niemiec. Nie jest to jednak zarazem wzrost tak duży, by miał wskazywać na jakiekolwiek wielkie przewartościowanie na ogólnokrajowej scenie politycznej. Z podanych wyżej powodów nie należy kierować się sukcesem jednego ze wschodnich landów. 

Najważniejsze jest jednak co innego. AfD żywi się niemal wyłącznie jednym tematem: kryzysem imigracyjnym. Jeżeli ten zostanie wygaszony i Merkel pokaże wyborcom, że dała sobie radę, poparcie dla AfD nieuchronnie spadnie. Biorąc to wszystko pod uwagę można stwierdzić, że pozycja rządzących dotychczas krajem CDU i SPD jest wciąż solidna. Gdyby bazując na obecnych tendencjach przewidywać wynik przyszłorocznych wyborów, to wydaje się, że władzę będą sprawować ponownie CDU i SPD, być może wespół z Zielonymi. To oznacza nic innego, jak tylko umocnienie linii Merkel: bo obecna kanclerz cieszy się ogromnym poparciem w obu wymienionych lewicowych partiach.

Oczywiście wszystko może przewrócić się jeszcze do góry nogami. Jedno jest pewne: Merkel musi wytężyć wysiłki, nie ma jeszcze jednak żadnego powodu, by się poddawać. 

Paweł Chmielewski