Oprawcy z bezpieki, którzy mordowali, torturowali i szkalowali księży katolickich, nie zniknęli wraz z transformacją ustrojowa. W III RP bezkarni zapewne zrobili kariery, mają wysokie resortowe emerytury. Dziś pewnie dzielą się swoim doświadczeniem w zwalczaniu Kościoła katolickiego, a przedstawiciele antyPiSu bronią ich wysokich emerytur.

 

31 lat temu w ramach przygotowań do transformacji ustrojowej (i uciszenia potencjalnych krytyków współpracy opozycji koncesjonowanej z komunistami) bezpieka zamordowała księdza Stanisława Sucholca. Był on jednym z kilku zlikwidowanych przez zabójców z bezpieki zbyt zdaniem komunistów aktywnych księży katolickich.

Zamordowany kapłan był młodym człowiekiem. Bezpieka zamordowała go w wieku 41 lat. Stanisław Suchowolec księdzem był niespełna 6 lat, służył w rodzinnej parafii zamordowanego przez bezpiekę księdza Jerzego Popiełuszki, który obdarzał go ogromnym zaufaniem (po śmierci księdza Jerzego kultywował pamięć o nim i opiekował się jego rodziną). Bezpieka groziła mu anonimami, że za działalność patriotyczną zostanie zamordowany jak ksiądz Jerzy Popiełuszko.

W nowej parafii w Białymstoku wspierał działaczy KPN, Solidarności, Komisji Interwencji i Praworządności. Służba Bezpieczeństwa kilkukrotnie usiłowała go zamordować: w 1985 roku uszkadzając układ kierowniczy jego samochodu, w 1987 obluzowując śruby w kole samochodu, napadając go w 1988 roku. Próbom zabójstwa towarzyszyło nieustanne zastraszanie kapłana telefonami i listami.

Ostatecznie bezpieka zamordowała kapłana 30 stycznia 1989 roku. Kapłan udusił się czadem w podpalonym pokoju, w którym spał. Świadkowie widzieli w pobliżu miejsca zbrodni charakterystyczną dla wielu spraw trójkę zabójców (dwu mężczyzn i kobietę).

Patryk Pleskot w wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie, 345 stronicowej pracy „Miasto śmierci. Pytania o morderstwa polityczne popełnione w Warszawie (1956–1989)” opisał jedną z najbardziej znanych komórek komunistycznego aparatu represji przeznaczonych do dokonywania przestępstw. Była nią samodzielna grupa D w IV departamencie MSW zajmującym się inwigilacją Kościoła Katolickiego.

Grupa D dokonywała przestępstw nawet w myśl prawa PRL — cyngle bezpieki dopuszczali się takich przestępstw jak: groźby, pobicia, trucie środkami odurzającymi, morderstwa, kradzieże, podpalenia, dewastacje, napady na mieszkania. Samodzielna Grupa D Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych powołana została formalnie w 1973 roku. Działała w okresie, gdy oficjalnie poprawiały się relacje komunistów z Kościołem.

Po zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki, w którym brali udział funkcjonariusze departamentu IV, jego nazwa została przemianowana na Wydział IV pion Studiów i Analiz. W grupie D nie prowadzono dokumentacji operacyjnej. Zgromadzone w toku akcji materiały niszczono po wykonaniu zadania. Raporty z działań kierowano tylko do władz i KGB, z którym to grupa utrzymywała regularne kontakty.

Grupa D była zaangażowana nie tylko w zabójstwa księży, ale także i w dywersje wewnątrz Kościoła. Konflikty wewnętrzne bezpieka kreowała poprzez: anonimy, plotki, podrzucanie sfałszowanej korespondencji i sfałszowanych notatek, kolportaż sfałszowanych ulotek, wydawanie pisemek krytykujących sytuacje w Kościele (np. rzekomo tradycjonalistycznych).

W wydanej przez Frondę pracy „Niewyjaśnione zabójstwa” Przemysław Słowiński opisał, jak Grupa „D” zajmowała się dezintegracją Kościoła katolickiego w PRL, zabijaniem duchownych, zakłócaniem pielgrzymek, inwigilowaniem duchownych i dezintegracją organizacji katolickich.

Już od 1963 roku wszyscy duchowni mieli założone teczki figurantów (czyli osób rozpracowywanych przez bezpiekę), teczki te w czasie transformacji zniknęły z archiwów bezpieki. Prace MSW nadzorowali funkcjonariusze sowieckiej bezpieki z KGB, mieli swój wydzielony korytarz i pokoje w budynku na Rakowieckiej.

Grupa „D” była zakonspirowana w strukturach MSW: nie prowadziła dokumentacji operacyjnej, wytworzoną dokumentacje niszczyła, działała w tajemnicy przed innymi funkcjonariuszami. Celem jej działań było skompromitowanie duchownych w oczach wiernych, obyczajowe kompromitowanie kleru. Wykorzystywała w swoich działaniach konfidentów z laikatu i kleru.

„Od połowy alt siedemdziesiątych (aż do maja 1983) grupa »D« wydawała miesięcznik »Ancora« oficjalnie jako Centrum Odnowy Soborowej”, wyglądający jak nielegalna publikacja — w ramach swoich działań skłócała konserwatywnych duchownych z duchownymi modernistami. Innymi pseudo nielegalnymi publikacjami SB były „Nowe drogi”, „Forum katolików”, „Samoobrona wiary”. Szokujące jest to, jak antykatolickie teksty produkowane przez SB są zbieżne ze współczesnymi antykatolickimi tekstami z prasy lewicowej i liberalnej.

Grupa „D” na pielgrzymkach rozrzucała zużyte prezerwatywy i butelki po alkoholu oraz pisma pornograficzne, napadali na pielgrzymów, do jedzenia i picia dodawali narkotyki i substancje trujące, niszczyli mienie.

W arsenale działań grupy „D” było wydawanie pism, korzystanie z konfidentów, pobicia, uszkodzenia mienia, zastraszanie, podpalenia, porwania i tortury (porwanych działaczy opozycji bito i oblewano kwasem), spreparowanie pamiętników (rzekomej kochanki Jana Pawła II), kolportowanie pomówień (np. wobec księdza Jankowskiego jakoby jego rodzice byli folksdojczami). Najstraszniejszą zbrodnią były zabójstwa, w tym księży.

Jan Bodakowski