1. Wczorajsze programy informacyjne telewizji 24-godzinnych pełne były rozmów z pacjentami, którzy udali się po pomoc lekarską do gabinetów lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej i zastali zamknięte gabinety.

Niestety tego rodzaju sytuacji należało się spodziewać po zerwaniu przez ministra Arłukowicza rozmów z lekarzami Porozumienia Zielonogórskiego, prowadzonych nerwowo w ostatnich dniach minionego roku.

Wprawdzie Arłukowicz na licznych konferencjach prasowych, które organizował nie tylko w Sylwestra ale nawet w Nowy Rok zapewniał, że tylko 1/5 gabinetów lekarzy rodzinnych nie zawarła umów z NFZ ale w praktyce okazało się, że w części województw te proporcje są znacznie gorsze.

Z najbardziej dramatyczną sytuacją mamy do czynienia w 6 województwach: lubuskim gdzie umowy podpisało zaledwie 25% placówek, opolskim- 34%, w podlaskim- 40%, w warmińsko-mazurskim także tylko 40%, a lubelskim i podkarpackim niecałe 50%.

W kolejnych 5 województwach: mazowieckim, śląskim, dolnośląskim, małopolskim i pomorskim umowy podpisało ponad 50% gabinetów lekarskich i tylko w 5 województwach: zachodniopomorskim, wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, łódzkim i świętokrzyskim takie umowy podpisali wszyscy lekarze podstawowej opieki lekarskiej.

2. Oczywiście minister zdrowia zapewnia, że tam gdzie pacjent zastanie zamknięte drzwi gabinetu swojego lekarza rodzinnego, może bez ponoszenia dodatkowych kosztów, może zmienić lekarza ale w sytuacji kiedy w wielu gminach a nawet powiatach nie ma czynnego ani jednego gabinetu lekarskiego, taka propozycja może tylko denerwować.

Podobnie denerwujące są propozycje udania się po pomoc do szpitalnych oddziałów ratunkowych albo tam gdzie ich nie ma - do szpitalnych izb przyjęć ale w wielu powiatach istnieje już tylko jeden szpital, więc nawet trudno sobie wyobrazić, że trafią tam pacjenci od kilkunastu czy wręcz kilkudziesięciu lekarzy rodzinnych.

Co więcej wielu pacjentów już wczoraj odchodziło z przysłowiowym kwitkiem od lekarzy szpitalnych, którzy nie byli wystawić recept na potrzebne pacjentom leki, ponieważ nie mieli ich dokumentacji lekarskiej zdeponowanej u dotychczasowych lekarzy rodzinnych.

3. Minister Arłukowicz oczywiście musiał sobie zdawać sprawę, że tysiące chorych ludzi postawi w takiej sytuacji ale z jakiś powodów zdecydował się na taką konfrontację z lekarzami rodzinnymi z Porozumienia Zielonogórskiego.

Ta konfrontacja ma jeszcze zastanawiające tło polityczne, które wczoraj przypomniała jedna z dziennikarek  TVP Info, mianowicie w kampanii wyborczej 2007 roku przewodniczący Platformy Donald Tusk w obecności poseł Ewy Kopacz ubranej w lekarski kitel (wtedy przewodniczącej sejmowej komisji zdrowia podpisał z Porozumieniem Zielonogórskim reprezentowanym przez przewodniczącego Marka Twardowskiego umowę wyborczą, w której zobowiązywał się do reform w ochronie zdrowia w konsultacji z tym środowiskiem w zamian za poparcie w wyborach parlamentarnych.

Plakaty wyborcze kandydatów na posłów i senatorów z Platformy wisiały w gabinetach lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego, lekarze aktywnie zabiegali u pacjentów o głosowanie na nich, a po utworzeniu rządu Platformy i PSL-u jednym z wiceministrów w resorcie zdrowia został wspomniany Marek Twardowski.

Wprawdzie po nieporozumieniach z minister Kopacz, Twardowski odszedł z resortu w 2010 roku ale współpraca rządzących z tym środowiskiem trwała w najlepsze nie tylko w poprzednie kadencji Parlamentu ale także w tej obecnej.

4. Jak długo będzie trwała ta gehenna pacjentów nie wiadomo, bo minister Arłukowicz od paru dni nie przebiera w słowach i atakuje środowisko lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego ale i lekarze nie pozostają mu dłużni zapowiadając nawet procesy sądowe o zniesławienie i mobbing.

Ofiarami tej wojny są niestety chorzy ludzi, którzy muszą pokonywać wiele kilometrów i tracić wiele godzin nie tylko na otrzymanie podstawowej pomocy lekarskiej, ale nawet na uzyskanie recepty na leki przy chorobach przewlekłych.

Będzie tracił środki finansowe także NFZ, który ma płacić SOR-om czy szpitalnym izbom przyjęć po blisko 60 zł za każdego nowo przyjętego pacjenta, podczas gdy lekarzom rodzinnym będzie płacił w 2015 roku około 140 zł rocznie za każdą osobę u niego zarejestrowaną.

Czy nad dramatycznym losem chorych pochyli się z troską premier Ewa Kopacz ale wtedy los ministra Arłukowicza będzie już chyba przesądzony?

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl