"Przyjedzie i coś ciekawego powie, taki jest najnowszy tytuł odcinka, w kolejnym sezonie „Przygód politycznego trolla Donalda Tuska”. Szkoły są dwie, falenicka i otwocka. Falenicka mówi, aby z trollem nie dyskutować, otwocka nakazuje trolla zgnieść. Połączę obie, z trollem dyskutował nie będę, ale o trollu napiszę kilka przygniatających zdań, zaczynając od krótkiej definicji inwektywy. Nigdy inwektywą nie było i mam nadzieję, że nie będzie, twarde nazywanie rzeczy, zjawisk i osobników po imieniu. Inwektywa to pozbawione podstaw wyzwisko, dosadność sformułowania jest antonimem inwektywy" - pisze na łamach Kontrowersje.net Matka Kurka (Piotr Wielgucki).

"Tusk jest trollem politycznym, zawsze taki był i na starość się nie zmieni. Za nim nie idzie żaden konkret, on zawsze taszczy ze sobą wór z mniej lub bardziej udanymi prowokacjami. Mały rekonesans, taki tyci, tyci, pokazuje, że nie ma tu cienia inwektywy, ale same fakty. We wrześniu dzieci miały nie pójść do szkoły, bo wojna na Ukrainie. Taśmy z „Sowy” pisane nieznanym alfabetem, katarski inwestor w stoczni, w 2011 wejdziemy do strefy euro, zielona wyspa, wracające pielęgniarki z Wielkiej Brytanii i tak dalej i tak dalej. Cóż to jest? Pewnie, że zwykłe kłamstwa, ale przede wszystkim klasyczny trolling. O tych bzdetach cała Polska gadała tygodniami, czasami miesiącami, o niektórych, na przykład o „Polska to nienormalność” mówi się do dziś. Na szczęście troll Tusk się zużywa, co jest naturalnym zjawiskiem wśród trolli" - kontynuuje autor.

"Przywołana lista bzdetów zapadła w ludzkiej pamięci, ale na stosunkowo świeże „pokonywanie bolszewików” ledwie się kojarzy. Sama fraza jeszcze może coś tam komuś mówi, gorzej gdy zapytać kiedy, gdzie i po co Tusk to powiedział. No i tutaj pewnie zaskoczę nie jednego Czytelnika, bo to jest nic innego, jak jedna z tych „wiekopomnych” wizyt, co to miała zmienić polską politykę. Słowa o bolszewikach padły na Igrzyskach Wolności w Łodzi, gdzie troll wygłaszał wykład: "11 Listopada 2018. Polska i Europa. Dwie rocznice, dwie lekcje" Wtedy Tuska miał pokazać zupełnie inny sposób świętowania niż „Marsz Niepodległości”. Pech chciał, że pomimo tysiąca prowokacji „Marsz Niepodległości” przeszedł bez zarzutu, tak dobrze, że nawet TVN nie znalazł nazizmu. Po trollu Tusku zostali tylko „bolszewicy”, ale już nie na tygodnie, miesiące, czy lata, tylko na dwa machnięcia skrzydeł motyla. Nawiasem mówiąc musiał się jeszcze gęsto z „mowy nienawiści” tłumaczyć" - dodaje.

"Tyle i tylko tyle zadzieje się 3 maja, podczas szumnie zapowiadanej wizyty trolla. Jakieś ruskie alfabety, wojny we wrześniu, aresztowanie autostrady, miejsce w piekle i inne „po ile kurczaki”. Gwarantuję, że nic więcej po tej imprezie nie zostanie, łącznie z telebimem, który robi za „Pendolino” z innej hucpy, o której też mało kto pamięta. Na dyżurne pytanie, po co w takim razie się trollem zawojować, mam równie formalną odpowiedź. Trolla Tuska nie można zignorować, bo ma jasno sprecyzowane zadanie – wywoływać w Polsce zadymę. Nie chcę mi się zgadywać, jakie konkretne cele sobie postawił, hipotez jest już tyle, że każdy może wybrać coś dla siebie. Ciężko się jednak oprzeć wrażeniu, że Tusk przyjechał podrażnić Schetynę i pokazać siebie jako niezastąpionego wodza antypisowskiej rewolucji. Flaki z olejem, ale i tak chętni do konsumpcji się znajdą" - stwierdza Matka Kurka.

"Obecność Tuska w POKO KE nie zmieni nic, za to z całą pewnością podziała na elektorat PiS, jak płachta na byka, a mobilizacja elektoratu jest kluczowa dla wyborów europejskich. I to również jeden z powodów, który nadaje sens pisania o tej wizycie. Tak, czy inaczej sympatyzujące z Tuskiem piśmidła przygotowały grunt i przedstawiły całą listę wad z błędami, jakie popełnił Schetyna przy realizacji swojego największego projektu koalicyjnego. O tym, że PiS wyprzedza ruchy i „narzuca narrację” mówili wszyscy, od Czerskiej, przez „Politykę”, Kwaśniewskiego, aż po „ekspertów”. Czyli co, znów biały koń i podgrzewanie tych samych płonnych nadziei? Tusk ma wygryźć Schetynę po porażce w wyborach europejskich?" - przekonuje.

"Nic podobnego, nuda, nuda, nuda. Oni wszyscy sami nie wiedzą czego się chwycić i w kółko powielają te same schematy. Nadzieją był Biedroń, od poniedziałku do środy, potem działał na rozbicie obozu antypisowskiego. Seria ciamajdanów też robi za nadzieję i po wszystkim słyszymy te same teksty: „po co nam to było”. I troll Tusk pełni identyczną rolę, daje ułudę na parę chwil, potem ucieka do Bruskeli i zbiera lajki, tyle jego. Tusk to troll, który sobie potrolluje i żadnych konkretów, aż co najmniej do jesieni nie zobaczymy. Rzecz jest prosta, Tusk do gry wejdzie wyłącznie wtedy, gdy będzie miał wszystko podane na tacy i sama gra zostanie ustawiona. Reszta jest trollingiem" - podsumowuje publicysta.

Kontrowersje.net