8 sierpnia rosyjskie wojska wkroczyły do dwóch gruzińskich prowincji – Południowej Osetii i Abchazji, podobnie jak w przypadku Ukrainy, pod pretekstem ochrony mieszkańców. Wojna trwała pięć dni i zakończyła się wynegocjowanym przez Unię Europejską zawieszeniem broni. 26 sierpnia Rosja uznała niepodległość Osetii Południowej i Abchazji.

12 sierpnia wraz z przywódcami Ukrainy i państw bałtyckich do Tbilisi udał się śp. prezydent Lech Kaczyński. Tam wygłosił przemówienie, które niestety okazało się prorocze.

- „I my jesteśmy tutaj po to, żeby ten świat reagował jeszcze mocniej. W szczególności Unia Europejska i NATO”

- mówił prezydent.

- „Gdy zainicjowałem ten przyjazd niektórzy sądzili, że prezydenci będą się obawiać. Nikt się nie obawiał. Wszyscy przyjechali, bo Środkowa Europa ma odważnych przywódców. I chciałbym to powiedzieć nie tylko wam, chciałbym to powiedzieć również tym z naszej wspólnej Unii Europejskiej, że Europa Środkowa, Gruzja, że cały nasz region będzie się liczył, że jesteśmy podmiotem. I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”

- ostrzegał.

- „Tu są cztery państwa należące do NATO. Jest Ukraina, wielkie państwo. Jest pan prezydent Sarkozy, w tej chwili przewodniczący Rady Europejskiej, ale powinno tu być ich 27. Wierzymy, że Europa zrozumie i będzie, że zrozumie Wasze prawo do wolności i zrozumie też swoje interesy. Zrozumie, że bez Gruzji Rosja przywróci swoje imperium, a to nie jest w niczyim interesie. Dlatego jesteśmy tutaj”

- dodawał.

Zachód jednak nie zdecydował się na twardą reakcję, która mogłaby powstrzymać późniejszą agresję w Syrii i na Ukrainie.

- „Pragnę podkreślić, że to nie było proroctwo, że to były słowa poparte bardzo dobrą analizą sytuacji międzynarodowej oraz tego, co dzieje się w ramach polityki neoimperialnej w Federacji Rosyjskiej”

- podkreśla w rozmowie PAP wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska.

Lech Kaczyński potrafił przewidzieć, do czego w dalszej perspektywie prowadzi rosyjski imperializm.

- „Wtedy wiele osób - po pierwsze - nie rozumiało tego, o czym mówi Lech Kaczyński, a po drugie - nie chciało przyjąć poważnie tego ostrzeżenia”

- zaznacza Gosiewska.