Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Czy w kontekście ostatniego ataku rakietowego na lotnisko na okupowanym przez Rosję Krymie można już mówić, że rozpoczęła się ta zapowiadana mocna ofensywa ukraińska na południu kraju?

Generał Waldemar Skrzypczak: W moim przekonaniu nie, ponieważ Ukraińcy nie posiadają takiego potencjału, żeby taką dużą ofensywę rozpocząć. To po pierwsze. A po drugie Ukraińcy muszą mieć świadomość tego, że takie wielkie uderzenia w rejonie Chersonia są w tej chwili nieuzasadnione z uwagi na fakt, że Rosjanie zgromadzili tam silne odwody. Jest to ich reakcja na zapowiedzi strony ukraińskiej, że taka kontrofensywa będzie.

To jest sprawa dość niespotykana, że już od około dwóch miesięcy i prezydent Zełenski i wiele innych osób zapowiadało tę ofensywę. Rosjanie w to uwierzyli i przesunęli wojska na południowy kierunek i w tej chwili rosyjska armia umacnia się na południowym brzegu Dniepru. Ukrainie ta ofensywa z pewnością łatwo by nie poszła, ponieważ w opisanej przeze mnie tu sytuacji ta ofensywa z pewnością by nie wyszła z uwagi na to, że Dniepr będzie przez Rosjan silnie broniony i Ukraińcy na tym forsowaniu by się wykrwawili. Tak więc wydaje się, że te informacje podawane przez Ukrainę były mylące i uderzenie zostanie przeprowadzone prawdopodobnie gdzie indziej. Być może będzie to kontrnatarcie z kierunku Zaporoża na Mariupol, żeby rozciąć ten korytarz lądowy łączący Rosję z okupowanym Krymem.

Uderzenie na Krym i na bazę lotniczą świadczy zaś o tym, że po pierwsze Ukraińcy mają dobre rozeznanie – uderzyli dokładnie wtedy, kiedy na tym lotnisku było dużo rosyjskich samolotów. Stało się to w momencie, kiedy Rosjanie robili przebazowanie i odtwarzanie zdolności bojowej. Ten moment dla uderzenia był więc najdogodniejszy. A po drugie, świadczy to bardzo dobrze o rozpoznaniu agenturalnym Ukraińców. Te informacje o faktycznej sytuacji na tym lotnisku mogą pochodzić z dwóch źródeł – z rozpoznania satelitarnego, które posiadają Amerykanie, a drugie to lokalne rozpoznanie na miejscu przez Ukraińskich wywiadowców.

Moim zdaniem nie jest to jednak początek ofensywy. Tu chodzi o obezwładnienie lotnictwa armii rosyjskiej, które jest dla Ukraińców bardzo dokuczliwe w rejonie Donbasu, ponieważ działania rosyjskich wojsk lądowych wspiera lotnictwo uderzeniowe. Oni wykonują ataki spoza ugrupowań własnych na obronę ukraińską. Tym samym, im więcej Ukraińcy samolotów zniszczą lub uszkodzą, tym większe szanse mają na to, że tę obronę w rejonie Donbasu przetrwają z powodzeniem i zatrzymają natarcie armii rosyjskiej.

Jest trochę zamieszania wokół przyznania się Ukrainy do tego ataku. Pojawiają się całkowicie sprzeczne informacje. Raz się mówi, że Ukraina oficjalnie tego nie potwierdziła. Innym razem słyszymy, że to był atak ukraiński. Czy to może być ukraińska zagrywka w stylu „zielonych ludzików” z roku 2014, żeby Putinowi i jego dowódcom pograć na nosie?

Można tak powiedzieć, ale pytanie jest czym uderzyli? To jest 200 km od Chersonia. Przy założeniu, że te wyrzutnie nie stoją na przednim skraju wojsk należy zakładać, że musiały być one wystrzelone z odległości co najmniej 250 km. Mogą to więc być rakiety HIMARS, ale mogą to być także jakieś systemy armii ukraińskiej, które zostały przez nich zadoptowane z systemów przeciwokrętowych. Ja osobiście skłaniałbym się ku tej ostatniej opcji, ponieważ Ukraińcy posiadają bardzo dobrze rozwinięty przemysł rakietowy o dużych zdolnościach adaptacji uderzeniowych systemów nawigacji. Tak więc zaadoptowanie systemu przeciwokrętowego do uderzenia ziemia – ziemia nie stanowi dla nich problemu i podejrzewam, że z tego właśnie powodu Ukraińcy mogli uderzyć swoimi systemami. Niebawem zapewne wyjdzie to na jaw, ponieważ jak wiemy, Amerykanie nie wyrazili zgody na przekazanie systemów o zasięgu około 300 km. Ukraińcy zapewne mają już taką swoją broń.

Z tego, co pamiętam to Amerykanie nie zgodzili się też na używanie HIMARSów do atakowania przez wojska ukraińskie celów na terenie Rosji, ale także na Krymie.

To jest taka cicha umowa. Ukraińcy zobowiązali się, że nie będą uderzali HIMARSami, ale nie obiecali im, że nie będą uderzali swoimi systemami, a poza tym Krym jest przecież ukraiński. Jeśli więc armia ukraińskie dysponuje systemami przeciwokrętowymi, które mają zasięg 250 km i prawdopodobnie też większy, a przecież takimi właśnie rakietami zniszczyli kilka okrętów rosyjskiej floty czarnomorskiej, to jaki jest problem, żeby uderzyć w lotnisko? Absolutnie żaden.

Jestem przekonany, że technologie rakietowe posiadane przez Ukraińców są tak zaawansowane, że takie odległości nie stanowią dla nich żadnego problemu.

Jeśli natomiast chodzi o to, że nie mówi się, kto uderzył i czym, to jest to gra ze strony Ukraińców, którzy nie chcą ujawnić tego, że posiadają już takie technologie i takie rakiety, które mogą uderzyć w Rosjan tam, gdzie oni się znajdują.

Na Krymie jest popłoch i rosyjscy cywile masowo go opuszczają. Jak może na to zareagować Kreml?

Myślę, że tym, co się stało, Kreml zapewne sam jest tym całkowicie wystraszony. Tam cały czas wszyscy czuli się bezpiecznie. Im się wydawało, że są poza zasięgiem rakiet armii ukraińskiej. Po drugie uwierzyli w zapewnienia Amerykanów, że Ukraińcy nie dostaną z USA rakiet o zasięgu do 300 km. Jak widzimy Ukraińcy ten temat obeszli i mają swoje rakiety, ale nie chcą tego jeszcze oficjalnie ujawniać. Kreml jest przerażony, że w tej chwili na terytorium przez nich okupowanym oraz na terenach przygranicznych Rosji do kilkuset kilometrów, nie ma obiektów, które nie byłyby w zasięgu rakiet ukraińskich. Tak więc Rosjanie mają teraz bardzo poważny problem, ponieważ nie wiedzą, gdzie Ukraińcy mogą uderzyć. Po uderzeniach HIMARSów Rosjanie część logistyki przesunęli poza ich zasięg, a więc ponad 80 km od linii frontu. W tej chwili jednak nie mają pewności, że są poza zasięgiem, ponieważ to uderzenie świadczy o tym, że Ukraińcy mają takie zdolności i uderzą Rosjan tam, gdzie zechcą.

Mówiąc zupełnie czysto hipotetycznie, skoro rakiety ukraińskie posiadają już zasięg na poziomie 300 km, to czy Ukraińcy są w stanie wyprodukować rakietę, która doleciałaby do Moskwy?

Panie redaktorze, ja osobiście niczego bym nie wykluczył. W tej chwili Ukraińcy zaprezentowali pociski o wspomnianym zasięgu około 300 km. Warto tu jednak podkreślić, że w dawnym Związku Sowieckim, to Ukraina miała swoich ekspertów od napędów rakietowych i to Ukraińcy głównie byli autorami tego typu rozwiązań w tamtym systemie. Nie wykluczyłbym więc tego, że wyprodukują rakietę, która uderzy w Kreml. Innymi słowy, Kijów tym uderzeniem na bazę lotniczą na Krymie pokazał żółtą kartkę.

Na czym polega problem z wysadzeniem Mostu Krymskiego i czy na obecnym etapie taka operacja byłaby zasadna?

Moim zdaniem most ten nie jest jeszcze w zasięgu rakiet ukraińskich. Ich wojska muszą się jeszcze przesunąć w kierunku Morza Azowskiego, to po pierwsze. A po drugie, w sytuacji, gdy Rosja posiada połączenie lądowe pomiędzy obwodem donieckim a zaporoskim i chersońskim nie ma racji militarnej niszczenie Mostu Krymskiego. Połączenie lądowe wyklucza wykorzystywanie logistyki przez most.

Gdyby natomiast Ukraińcom udało się przerwać to połączenie lądowe, to jeśli chodzi o Krym, Rosjanom zostałby tylko most. Wtedy uzasadnienie militarne zniszczenia tego mostu jest jak najbardziej adekwatne.

Na obecnym etapie może chodzić w tym przypadku jedynie o wymiar propagandowy, który pokazuje, że „teraz jesteście w naszym zasięgu i nie czujcie się nigdzie bezpiecznie, bo dosięgniemy was wszędzie”.

Eksperci z amerykańskiego instytutu ISW uważają, że Rosja nie będzie w stanie oskarżyć Ukrainy o ten atak, ponieważ musiałaby przed własnymi obywatelami, ale też światową opinią, przyznać się do tego, że posiadają – mówiąc slangiem – dziurawą obronę przeciwlotniczą abo nawet praktycznie w ogóle jej tam nie mają.

Dokładnie tak jest. Rosyjska obrona przeciwlotnicza jest dziurawa i ta dziura będzie jeszcze większa, kiedy na Ukrainę dotrą przeciwradarowe pociski HARM. Wtedy na dobrą sprawę obrona przeciwlotnicza będzie obezwładniona, ponieważ będzie pozbawiona oczu, czyli radarów. Kiedy te precyzyjne pociski niszczenia systemów radarowych dotrą na Ukrainę, to rosyjska obrona przeciwlotnicza będzie ślepa całkowicie.

Moim zdaniem już teraz widać, że ta rosyjska obrona jest nieskuteczna, ale Rosjanie kumulują środki w jakimś wybranym rejonie, gdzie skutecznie chronią część wojska, ale są rejony gdzie takiej ochrony nie ma, ponieważ nie posiadają na tyle środków.

Ten system HARM – podkreślę to jeszcze raz – rosyjską obronę przeciwlotniczą, a więc ich systemy radarowe, rozwali całkowicie.

Kiedy Ukraińcy mogą się spodziewać otrzymania tych pocisków HARM?

Oni już prawdopodobnie je mają, ponieważ jak wynika z informacji prasowych, szczątki jednej z takich maszyn już znaleziono. Z tego wynika, że Ukraina już takie ataki na rosyjską obronę przeciwlotniczą przeprowadza.

Przy czym należy pamiętać o jednej kluczowej rzeczy. W taktyce wojsk obrony przeciwlotniczej zasadą jest, że w kierunku gdzie nie prowadzi się działań zbrojnych funkcjonuje tylko jeden radar, tak zwany dyżurny. Reszta radarów jest zakryta i wyciszona, wyłączona całkowicie. Są więc nie do wykrycia. W momencie, kiedy ten radar dyżurny wykrywa, że coś się dzieje i pojawiają się jakieś środki nalotu powietrznego, wtedy uruchamia się większa ilość radarów, tych które odpowiadają za naprowadzanie rakiet i wozów bojowych i wtedy jest pole do popisu dla HARMów. Uważam, że Ukraińcy stosują zasadę bardzo dobrą – nie atakują tej stacji dyżurnej i czekają na to, aż uaktywni się więcej radarów. Wysyłają więc samoloty nawet na wabika, wtedy Rosjanie odpalają kilka stacji i natychmiast lecą pociski rakietowe HARM i te stacje niszczą. W ten sposób pada pół systemu albo nawet cały system w danym rejonie. Taka jest taktyka walki obrony przeciwlotniczej i zwalczania obrony przeciwlotniczej.

Mam jeszcze pytanie. Jak należy oceniać wybuchy na lotnisku na Białorusi, z którego Rosjanie korzystali do ataków na Ukrainę?

Wydaje się, że są to uderzenia kompleksowe na lotnictwo rosyjskie, żeby je obezwładnić. Rosjanom wydawało się, że i to lotnisko na Krymie i to na Białorusi są poza zasięgiem armii ukraińskiej. Okazało się jednak, że – jak już mówiłem wcześniej – żaden obiekt rosyjski nie może już czuć się bezpiecznie, nawet na terenie Białorusi. Osobiście podejrzewałbym w tym przypadku akt sabotażu w wykonaniu ruchu oporu ukraińsko-białoruskiego, ponieważ taki przecież istnieje.

Te dwa wydarzenia należy jednak połączyć. Obiektem uderzenia armii ukraińskiej stało się lotnictwo. Tak jak wcześniej HIMARSy uderzały w artylerię, składy amunicji i logistykę, tak teraz rozpoczęły się ataki na lotnictwo. Ukraińcy walczą systemowo i polega to na tym, że oni po kolei wyłączają kompleksy militarne armii rosyjskiej. Wcześniej pozbawili Rosjan zdolności logistycznych, teraz rozmontowują lotnictwo, które jest naprawdę dla nich dokuczliwe.

Proszę też zauważyć, że jeśli oni uderzają na lotniska, to Rosjanie muszą w tej chwili szukać takich możliwości, które uchronią ich samoloty przed zniszczeniem. Muszą się więc przebazowywać. Co to znaczy? Muszą iść poza zasięg możliwości zasięgu rakiet ukraińskich, czyli oddalić wojska od linii frontu. To z kolei spowoduje to, że promień działania rosyjskich samolotów na terenie Ukrainy znacznie się zmniejszy.

Wyjaśniając, lotnictwo działa na zasadzie promienia. Samoloty dolatują do strefy działania, są w tej strefie jakiś czas, wykonuje zadania i wracają do bazy. To się nazywa promieniem działania.

Obecnie przez to, że Rosjanie się przebazowują z 50-100 km od granicy frontu do ponad 300 km, to - po pierwsze - promień działania się skraca i tym samym operacje rosyjskiego lotnictwa w strefie działań bojowych stają bardzo krótkie. Jest długi przelot i powrót, czyli nie mogą zbyt długo przebywać w rejonie operacji. I to moim zdaniem jest jednym z celów działania armii ukraińskiej – ograniczyć zdolności manewrowe i uderzeniowe lotnictwa armii rosyjskiej. To jest dobre działanie oraz kompleksowe niszczenie i obezwładnianie systemów armii rosyjskiej.

Uprzejmie dziękuję Panu generałowi za rozmowę.