Niewielki, zabytkowy kościółek pod wezwaniem św. Jana Jerozolimskiego (Chrzciciela) usytuowany na poznańskiej Komandorii w pobliżu zarówno bardzo ruchliwego Ronda Śródka, jak i urokliwego Jeziora Maltańskiego, to jedna z najstarszych i zarazem najpiękniejszych katolickich świątyń na mapie stolicy Wielkopolski.

Pierwszy kościół powstał tu już w XI wieku, a pod datą 6 maja 1170 roku niezastąpiony kronikarz polskich dziejów Jan Długosz zapisał wydarzenie ufundowania przez księcia Mieszka III i poznańskiego biskupa Radwana przy kościele św. Michała Archanioła (obecnie św. Jana Jerozolimskiego) szpitala dla osób „ubogich i nieszczęśliwych”, nad którym pieczę powierzono rycerskiemu zakonowi joannitów.

Był to jeden z najstarszych kościołów szpitalnych w całej Polsce, a komandoria zakonu zwanego potocznie Kawalerami Maltańskimi istniała w tym miejscu przez następne ponad 600 lat, aż do momentu likwidacji przez pruskiego zaborcę.

I to właśnie w tym kościele niespełna trzysta lat temu rozegrały się wydarzenia, które zelektryzowały ówczesnych mieszkańców Poznania.

19 lipca 1724 roku potężna wichura, która spustoszyła miasto przewróciła również krzyż, który od co najmniej kilkudziesięciu lat stał w pobliżu kościoła joannitów przy drodze wiodącej z Poznania do Swarzędza.

Nazajutrz, przejeżdżający tamtędy ekonom zakonnej wspólnoty joannitów zauważył przewrócony, leżący na ziemi krzyż oraz oderwaną od niego wskutek uderzenia figurę Chrystusa ukrzyżowanego.

Krucyfiks został umieszczony od tego czasu w rezydencji proboszcza kościółka św. Jana Jerozolimskiego i zawieszony tam nad drzwiami.

Kilka lat później, gdy 14 października 1729 roku ks. Paweł Lupiński wychodził ze wspomnianej rezydencji zauważył, że z tejże figury Chrystusa „krwawy pot lał się strumieniami” – jak zapisał kronikarz.

Ks. Lupiński natychmiast zawołał ekonoma joannitów Franciszka Ewertowskiego, który przed kilku laty znalazł przewrócony przez wichurę krzyż, by i on zobaczył to nadzwyczajne zjawisko.

Gdy Ewertowski przybył na miejsce, również spostrzegł, że z figury Chrystusa ukrzyżowanego - niemal z całego ciała: głowy, boku, rąk i nóg - „krwawe krople niczym pot” spadają na ziemię.

Wieść o cudownym wydarzeniu rozniosła się po mieście lotem błyskawicy. Na miejsce zaczęli schodzić się okoliczni mieszkańcy. Zgromadził się tłum. Ludzie w odruchu pobożności zaczęli podkładać pod skrwawioną figurę Zbawiciela chusty i „koronki”, by krople krwi nie upadały na ziemię.

Świadkami cudu było też wielu kapłanów – zarówno diecezjalnych, jak i zakonnych, wśród nich - Reformaci, Jezuici, Dominikanie czy Bernardyni.

Powołano specjalną komisję, która 23 października 1729 roku zdjęła krucyfiks znad drzwi i badała czy krwawienie figury nie ma przyczyn naturalnych, związanych z jakimkolwiek działaniem ludzkim. Jednak podczas badania kolejne krwawe krople w sposób niewytłumaczalny wydobywały się z figury Chrystusa ukrzyżowanego.

W efekcie przeprowadzanego badania nie stwierdzono przyczyn naturalnych krwawienia krucyfiksu, co uznano za cud i przeniesiono figurę do zakrystii, gdzie umieszczono ją w specjalnej szafie, która następnie została oficjalnie opieczętowana, by uniemożliwić dostęp do figury oraz ewentualne ludzkie ingerencje w to zjawisko.

Po pięciu dniach, 28 października 1729 roku szafę komisyjnie odpieczętowano i  otworzono, ale na figurze nadal „krople potu krwawego jako perły czerwone były”. Podobne badania powtórzono też 3 i 18 listopada - za każdym razem starannie opieczętowując potem krucyfiks w zakrystyjnej szafie.

Po ostatnim z wymienionych badań do kościoła św. Jana przyjechał sam biskup poznański, w obecności którego cud krwawych kropel znów się powtórzył. W efekcie biskup zezwolił na uroczyste uczczenie krzyża w przyszłości poprzez wystawienie go w kościele św. Jana Jerozolimskiego oraz celebrowanie przed tym krucyfiksem Eucharystii.

Nie oznaczało to jednak końca badań nad cudownym zjawiskiem krwawienia figury Chrystusa. Ale zarówno podczas tego rodzaju komisyjnych badań z 27 grudnia 1729 roku, jak i z 7 lipca 1730 roku – cud się powtarzał.

W efekcie latem 1730 roku przed cudownym krucyfiksem Mszę św. celebrował już poznański biskup Jan Joachim Tarło.

Kult pasyjny w kościele joannitów bardzo dynamicznie rozkwitał a wierzący licznie powierzali tutaj Bogu swoje „utrapienia i choroby”, modląc się przed krwawiącą figurą Chrystusa na poznańskiej Komandorii.

„Cuda, jakie się tam działy, stwierdzone świadkami, spisano w księdze znajdującej się w archiwum kościoła św. Jana” – zapisał kronikarz.

Już kilka lat po cudownych wydarzeniach związanych z krwawiącym krucyfiksem do późnoromańskiego kościółka św. Jana Jerozolimskiego dobudowano specjalną, barokową kaplicę boczną. I to w jej ołtarzu umieszczono ok. roku 1740 niezwykłą figurę Jezusa ukrzyżowanego.

To właśnie tam od niemal trzech wieków przed cudownym krucyfiksem trwa kult Chrystusa ukrzyżowanego, a wierzący modlą się, doświadczając licznych łask, również tych związanych z uzdrowieniami na duszy i ciele.

Od wielu już lat w każdy piątek po wieczornej Mszy św. o godz. 18.30 odbywa się we wspomnianej kaplicy cudownego krucyfiksu specjalne nabożeństwo, podczas którego odsłaniana jest figura Chrystusa, z której przed niespełna trzystu laty spływały na Poznań krwawe krople.