Zapytajmy zatem Pana razem z Prorokiem: Kto będzie przebywał w przybytku Twym, Panie, kto zamieszka na Twojej świętej górze? (Ps 15[14],1). A zapytawszy, słu­chajmy, bracia, jak Pan odpowiada i ukazuje nam drogę do swego przybytku mówiąc: Ten, kto postępuje bez skazy, działa sprawiedliwie, a mówi prawdę w swym sercu i nie zwodzi swym językiem; ten, który nie czyni bliźniemu nic złego i nie słucha oszczerstw przeciw swemu sąsiadowi (Ps 14,2–3 Wlg). A gdy diabeł mu coś doradza, odtrąca go razem z jego podszeptami daleko od swego serca i od razu wniwecz obraca, a rodzące się pokusy rozbija o Chrystusa [jak o skałę] (Prol 23-28).

Okazuje się, że, wybierając sumienie, decydujemy się na wysiłek, a nawet walkę wewnętrzną. Walka dotyczy zasadniczo prawdy i dobra. Przy czym zasadniczy akcent pada na prawdę w jej wymiarze egzystencjalnym: postępuje bez skazy… a mówi prawdę w swym sercu i nie zwodzi swym językiem… nie słucha oszczerstw przeciw swemu sąsiadowi. Zarówno prawda, jak i dobro, rozumiane jako dobre nastawienie względem drugiego i czynienie dobra dla niego, bez jakiegokolwiek wstępnego warunku, są w nas nieustannie podważane. Diabeł, o którym Pan Jezus powiedział w Ewangelii według św. Jana, że jest „zabójcą” i „ojcem kłamstwa”, stara się nieustannie podważyć w nas takie nastawienie. Walka rozgrywa się w naszym sercu i chodzi w niej o nasze życie. Ani św. Benedykt, ani wcześniej w Ewangelii Pan Jezus nie uzależniają naszego postępowania względem bliźnich od ich nastawienia do nas i ich czynów względem nas. Można powiedzieć, że jest to ich sprawa, bo jeżeli ulegają złości, słuchają oszczerstw na temat bliźniego, idą za podszeptami diabła, wpadając w jego sidła. Najbardziej to niszczy ich samych. Prawdziwi uczniowie Chrystusa walczą z myślami i podszeptami jeszcze przed ich dopuszczeniem do serca: „A gdy diabeł mu coś doradza, odtrąca go razem z jego podszeptami daleko od swego serca i od razu wniwecz obraca, a rodzące się pokusy rozbija o Chrystusa [jak o skałę]”. Ojcowie Pustyni mówili: „Ugodź węża w głowę zanim wśliźnie się do celi. Później walka będzie o wiele trudniejsza”. Jest to jedna z wielkich mądrości mnichów, z której niewątpliwie warto skorzystać. Dzisiejsza kultura przeciwnie – wręcz stwarza pokusy, tłumacząc się, że przecież sama pokusa nie jest jeszcze grzechem. Tak jest w istocie, ale walka z nią, gdy się ją dopuściło za blisko, jest bardzo trudna. Czyż nie lepiej po prostu unikać zagrożeń i niwelować pojawiające się niebezpieczeństwa zawczasu? Nie chodzi o ciasny moralizm, ale o roztropność, o mądrość życia.

Tacy ludzie, pełni bojaźni Pańskiej, nie wpadają w zarozumiałość, gdy widzą, że dobrze postępują. Uważają bowiem, że nawet to dobro, jakie w nich jest, nie z własnej ich mocy, lecz od Pana pochodzi. Wielbią zatem Pana, który w nich działa i wołają razem z Prorokiem: Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę (Ps 115,1[113,9]).

Podobnie i Paweł Apostoł nie przypisywał sobie zasługi z racji swej pracy apostolskiej, lecz mówił: Z łaski Bożej jestem tym, czym jestem (1 Kor 15,10), a kiedy indziej znowu: Kto się chlubi, niech się w Panu chlubi (2 Kor 10,17) (Prol 29-32).

Wspomniana wyżej filozofia współczesnej kultury wychodzi z założenia, że człowiek jest absolutnym panem swojego postępowania, może i robi to, co chce. Zawiera się w tym pycha w dwóch wymiarach. Po pierwsze człowiek nie jest twórcą wartości moralnych, nie on rozstrzyga o tym, co jest dobre, a co jest złe. O takiej wartości rozstrzyga sam Bóg. Ilekroć człowiek sam starał się nadać czemuś wartość dobra według swojej myśli, tylekroć prowadziło to do tragedii, do niszczenia autentycznych wartości, a nawet prowadziło do śmierci wielu ludzi. Historia jest pełna takich przykładów. Najbliższy nas dotyczy komunizmu i jego ideologii, która doprowadziła do ogromnego spustoszenia.

Z drugiej strony człowiek nie zdaje sobie sprawy ze swojego uzależnienia. Najlepiej widzą to ludzie, którzy popadli w nałóg i nie potrafią z niego wyjść. Doświadczają wówczas swojej słabości. Okazuje się jednak, że uzależnień jest więcej niż powszechnie uznanych nałogów. Właściwie każdy ma swoje słabości, które, jeżeli je zobaczy w sobie i uzna, dostatecznie wyraźnie pokazują, jak sam z siebie nie potrafi sobie poradzić. Aby dobrze czynić, trzeba w Bogu odnajdować zarówno źródło dobra, jak i siły do jego realizacji. Wcześniej św. Benedykt powiedział: „Przede wszystkim, gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby On sam to do końca doprowadził” (Prol 4). Dobro nie pochodzi z nas samych, nie jest wynikiem naszej wspaniałomyślności, ale jest dobrem o tyle, o ile realizuje Boży zamysł. Gdy pewien człowiek przyszedł do Pana Jezusa i powiedział do Niego: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg (Mk 10,17n). Istnieje niewątpliwie pokusa uzurpowania sobie „bycia dobrym” i „sprawcą dobra”. Niewątpliwie, jeżeli czynimy dobro, to je czynimy, ale jest ono dobre nie dlatego, że my je czynimy, lecz dlatego, że realizuje ono Boży zamysł. W swoim życiu niewątpliwie możemy wskazać wiele takich sytuacji, gdy chcieliśmy dobrze i bardzo się staraliśmy, by zrobić dobrze, a wyszło źle. Takie doświadczenia powinny nam dostatecznie wyraźnie pokazać, że źródło dobra nie jest w nas, lecz w Bogu.

Jeżeli zatem chcemy rzeczywiście czynić dobrze, musimy się nieustannie odnosić we wszystkim do Boga. Sumienie jest zasadniczym miejscem spotkania z Bogiem w tej dziedzinie. Z jednej strony wskazuje ono drogę, a po czynie mówi, czy rzeczywiście dobrze postępujemy. W naszej drodze do Boga On sam jest naszym Przewodnikiem i Mistrzem. W drodze duchowej trzeba Boga uczynić swoim punktem odniesienia.

Dobro ponadto ściśle wiąże się ze skromnością i pokorą. Jeżeli jest robione w poczuciu wyniosłości, nie jest dobre. Dobro jest ze swej natury bezinteresowne. Wówczas obdarowuje ono obie strony: obdarowanego przez samo dobro, jakiego doznał, a dobroczyńcę napełnia radością udziału w dobru, jakie się dzieje. Wtedy spontanicznie wyrywa się z serca uwielbienie Boga, jedynego Dobrego i dawcy dobra: Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę (Ps 115,1[113,9]).

Dlatego też Pan powiada w Ewangelii: Każdego, kto tych słów moich słucha i wypełnia, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony (Mt 7,24–25) (Prol 33-34).

Zasadnicza mądrość życia monastycznego polega na poważnym traktowaniu słowa Bożego i życiu nim na co dzień. Taką mądrość przekazuje nam Pan Jezus w Ewangelii. Wiąże się to zresztą z biblijnym pojęciem poznania i prawdy. Nie zawierają się one jedynie w intelektualnym wymiarze, ale odnoszą się do tego, na czym można się oprzeć w życiu i co do prawdziwego życia prowadzi. Dlatego chrześcijaństwo nie jest żadną gnozą ani ideologią, ale życiem. Rozstrzygająca jest ostatecznie praktyka, a właściwie mówiąc bardziej precyzyjnie, przyjęcie Bożego słowa, zrozumienie go i wprowadzenie w życie. Przy czym brak wprowadzenia go w życie oznacza, że nasze rozumienie nie jest jeszcze rozumieniem prawdziwym. Dlatego przy zakładaniu klasztoru św. Benedyktowi chodzi o praktykę życia, o takie zasady, które pozwalają „wypełniać” słowa Pana Jezusa. Tę samą myśl może zastosować każdy świecki człowiek w życiu w świecie, gdyż jest ona zasadą ewangeliczną.

Aby wszystko doprowadzić do końca, Pan oczekuje, że będziemy codziennie odpo­wiadać czynami na te Jego święte napomnienia. A chcąc, byśmy zdążyli poprawić się z grzechów, przedłuża nam dni tego życia zgodnie ze słowami Apostoła: Czyż nie wiesz, że dobroć Boża chce cię przywieść do nawrócenia? (Rz 2,4). Łaskawy bowiem Pan mówi: Nie chcę śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył (Ez 33,11) (Prol 35-38).

O co ostatecznie chodzi w naszym życiu? Otóż nie chodzi o żadne osiągnięcia, o zrealizowanie swoich planów, chęci, jakichś misji czy zadań. W naszym życiu naprawdę chodzi o spotkanie z Bogiem, a uwzględniając tajemnicę grzechu pierworodnego w nas, chodzi o „nawrócenie”, czyli przemianę serca. To jest najważniejsze i dlatego tak należy zorganizować swoje życie, by otwarcie na przemianę serca było w nim sprawą najważniejszą.

Bardzo ważna dla nas jest świadomość, że Bóg mówi: nie chcę śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył (Ez 33,11). Bóg pragnie naszego życia i jest niezmiernie cierpliwy, oczekując na otwarcie naszego serca. Wynika to z Jego ogromnej miłości. Święty Paweł pisze o miłości: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest (…) nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (1 Kor 13,4n). Taka jest właśnie miłość Boga. Odkrycie i zawierzenie jej jest sprawą najważniejszą w naszym podejściu do życia. Cała reszta, praktyczne wnioski właściwie wynikają z tego.

Gdyśmy więc, bracia, zapytali Pana, kto może zamieszkać w Jego Przybytku, usłyszeliśmy w odpowiedzi, co należy czynić, by w nim zamieszkać. Obyśmy wypełniali obowiązki tego, który tam ma mieszkać! Powinniśmy więc przygotować nasze serca i ciała do walki pod świętym posłuszeństwem przykazaniom Bożym, a gdy coś zbyt trudne będzie dla naszej natury, prośmy wówczas Pana, by kazał łasce swojej przyjść nam z pomocą. Jeśli pragniemy uniknąć kar piekła i osiągnąć życie wieczne, to póki jest jeszcze czas, póki w tym ciele będąc możemy wszystko to wypełniać w świetle ziemskiego życia, śpieszmy się i to tylko czyńmy, co nam przyniesie korzyść na wieczność (Prol 39-44).

Świętego Benedykta ostatecznie interesuje odpowiedź na pytanie: jak należy żyć, czyli interesuje go praktyka życia? To pytanie jest także dla nas najważniejsze. Sama teologia mówiąca nawet najwspanialej o Bogu i życiu z Nim nic nie znaczy, jeżeli nie zostanie ona praktycznie wprowadzona w życie. Wydaje się, że ta prawda leży u podstaw całego ruchu monastycznego. Istnieje bowiem wielkie zwiedzenie polegające na tym, że człowiek przyjmuje prawdy o Bogu i Jego dziele zbawczym jako myśli, idee, wyobrażenia, natomiast nie żyje nimi jako życiową prawdą. Powstaje wówczas swoista „schizofrenia” polegająca na oddzieleniu myśli od egzystencjalnej prawdy życia. Ruch monastyczny stanowi wielką próbę zdecydowanego podjęcia Ewangelii jako programu życia, jako zasady własnego postępowania praktycznego. Stąd nieustanne szukanie właściwych zasad postępowania. Przy czym nie należy tej tendencji mylić z moralizmem i szukaniem zasad i praw, jakie były charakterystyczne dla faryzeuszy. Moralizm wyrasta z lęku o wartość własnych czynów. Najczęściej bierze się z myślenia porównawczego, a zawsze szuka usprawiedliwienia dla swoich czynów. Mnisi nie szukają moralnego usprawiedliwienia swoich czynów, ale mądrych zasad prowadzących do prawdziwego spotkania z Bogiem.


Fragment książki Komentarz do Reguły św. BenedyktaO autorze:Włodzimierz Zatorski OSB (ur. 1953) benedyktyn, fizyk, teolog, filozof. Ukończył studia z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980 r.) Od 1980 w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, (śluby wieczyste złożył w 1984 r.). Założycieli wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec”. Od 2005 do 2009 przeor w Tyńcu, 2010-2013 mistrz nowicjatu. Od 2015 szafarz (ekonom) klasztoru. Od 2002 roku prefekt (opiekun) oblatów świeckich przy Opactwie w Tyńcu. Autor ponad 40 tytułów książkowych w tym 3 tytuły z zakresu duchowości lidera: Podstawy duchowości lidera (2011), Duchowość lidera. Wybrane zagadnienia (2014), Duchowe dylematy lidera (2017).