Szef rządu udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym przekonywał m.in., że największym przegranym ostatnich wyborów prezydenckich jest… nie Rafał Trzaskowski, a Jarosław Kaczyński.

- „Prezydent Nawrocki z oczywistych względów jest bardziej perspektywiczny niż Jarek. Nie chodzi mi tylko o wiek, choć biologia ma znaczenie, ale o polityczny kalendarz. Przed Nawrockim jest pięć lat. Jak na polską politykę, to szmat czasu. A największym problemem Kaczyńskiego jest fakt, że (Grzegorz) Braun i Sławomir Mentzen ewidentnie krążą wokół Nawrockiego i traktują go jako ewentualnego lidera – czy może lepiej patrona – takiej większej prawicowej całości”

- przekonywał.

Podobnie jak było w przypadku Andrzeja Dudy, również na Karola Nawrockiego premier chce teraz zrzucić odpowiedzialność za brak sprawczości rządu. Choć rządzący na co dzień próbują marginalizować kompetencje głowy państwa, teraz przewodniczący Koalicji Obywatelskiej stwierdził, iż są one na tyle szerokie, że dają „prezydentowi realną możliwość psucia, wpływania, blokowania.”.

- „Niestety, Karol Nawrocki już zaczął z tego bardzo obficie korzystać, wiedząc, że nie ponosi odpowiedzialności za codzienne rządzenie – czyli za decyzje, które czasami budzą niechęć ludzi. Ma więc strategicznie bardzo wygodną pozycję”

- mówił.

Mimo to Donald Tusk jest przekonany, że jego koalicja utrzyma władzę po wyborach parlamentarnych w 2027 roku.

- „Więc ja swoje zadanie wykonam i w 2027 roku wygramy. Wiem, jak to zrobić i na pewno to zrobię”

- mówił, powtarzając słynną frazę Pawła Kozioła z serialu „Ranczo”.

Odnosząc się natomiast do jutrzejszego święta, premier postanowił porównać się do Józefa Piłsudskiego.

- „Gdyby tak było, to popadłbym w depresję, bo bliżej mi do Piłsudskiego. Jego endecja też wyzywała od agentów niemieckich, jestem w bardzo dobrym towarzystwie”

- stwierdził.

Jednocześnie, mówiąc o rzekomych „sukcesach” swojego rządu przekonywał, że „nie umie się chwalić”.