Chodzi oczywiście o edukację zdrowotną. Pierwotnie minister edukacji Barbara Nowacka chciała, żeby ten przedmiot był dla wszystkich uczniów obowiązkowy. Od podstawówki aż do liceum, wszyscy młodzi Polacy mieliby słuchać tęczowej propagandy, uczyć się wrogości do wielodzietności, nabierać niechęci do małżeństwa i rodziny.
Do tego ostatecznie sprowadza się cała ta „edukacja zdrowotna” – jej zapisy prezentują seks w kontekście czysto technicznym, dokładnie jak w sowieckiej koncepcji „szklanki wody”. Pierwotna propozycja minister była całkowicie bezprawna, bo obowiązkowy przedmiot tego rodzaju musiałby zostać wprowadzony na drodze ustawy, a nie rozporządzenia – a tego Nowacka osiągnąć nie mogła, jako że w Pałacu Prezydenckim zasiadał Andrzej Duda, dziś zastąpiony przez Karola Nawrockiego. Dlatego zrezygnowała z obowiązkowości i przepchnęła edukację zdrowotną rozporządzeniem.
Problem w tym, że… dalej jest to całkowicie nielegalne. Dlaczego? Z prostej przyczyny: gwałci co najmniej dwa zapisy konstytucyjne. Po pierwsze i najważniejsze, polska konstytucja bierze pod szczególną ochronę małżeństwo. Innymi słowy, małżeństwo to jest uprzywilejowana formuła życia rodzinnego. Skoro tak, to nauczanie w szkole po prostu musi to odzwierciedlać.
Tymczasem w edukacji zdrowotnej małżeństwo jest pokazane jako jedna z opcji – w sumie równie dobra, jak kohabitacja czy jakieś jeszcze inne formy związków. Brak uprzywilejowania oznacza sprowadzenie małżeństwa do roli takich związków, a zatem jego niekonstytucyjną degradację, co świadczy zupełnie jawnie o nielegalności treści zawartych w edukacji zdrowotnej.
Po drugie, konstytucja gwarantuje wolność sumienia. Tymczasem nauczyciele wykładający edukację zdrowotną powinni mówić uczniom to, co głosi program. Ten wskazuje na relatywizację małżeństwa, odnosi się też do różnych form zboczeń jako rzekomej normy. W punkcie wyjścia mamy zatem problem: przecież Polska jest krajem o tradycji chrześcijańskiej, co znowu uznaje konstytucja. Stąd nauczyciel ma pełne prawo do działania w zgodzie z sumieniem ukształtowanym przez chrześcijaństwo – ma zatem pełne prawo do tego, by nie mówić tego, co nakazuje mu mówić rozporządzenie Nowackiej. Kolejny przykład na ewidentną nielegalność.
Po trzecie – i to jest rzecz najważniejsza – Nowacka zrezygnowała z obowiązkowości, ale gdyby tylko w Pałacu Prezydenckim zasiadał Rafał Trzaskowski, na pewno stałoby się inaczej. Problem w tym, że edukacja zdrowotna… w oczywisty sposób narusza prawo rodziców do wychowania dzieci w zgodzie ze swoimi przekonaniami, co znowu wynika z konstytucji. Wbrew kłamstwom różnej maści laicystów, kwestia seksualności to nie jest wiedza „techniczna” – jest ściśle związana z tak zwanym światopoglądem. Szerzenie antykoncepcji czy genderyzmu to przecież właśnie lewacki światopogląd, niezgodny z chrześcijaństwem – dlatego wprowadzenie edukacji zdrowotnej, do czego ministerstwo dążyło, byłoby niezgodne z konstytucją nie tylko na technicznym poziomie (ustawa/rozporządzenie), ale również na głębokim poziomie merytorycznym.
To się nie udało i być może nie uda się również w najbliższych latach, jeżeli w roku 2027 to prawica wygra wybory. Ale zwycięstwo konserwatystów w systemie demokratycznym nie jest nigdy dane raz na zawsze. Dlatego trzeba jeszcze lepiej zabezpieczyć polskie dzieci przed możliwą deprawacją w przyszłości.
Dziś Nowacka mogła podejmować swoje próby, bo konstytucja, pomimo wszystkich jasnych fragmentów, daje się zbyt łatwo interpretować wbrew jej literze. Owszem, nielegalność jej działania jest oczywista – ale kiedy rewolucjonista się naprawdę uprze, może różnymi wybiegami wykręcać konstytucję tak, żeby uzasadnić przed opinią publiczną swoje zmiany. Trzeba to uniemożliwić.
Prawo rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z katolickim porządkiem moralnym musi zostać w konstytucji jeszcze bardziej dobitnie podkreślone, tak, by żadna przyszła Nowacka nie była w stanie tego obejść jakimiś gierkami słownymi, jakby się nie starała.
Innymi słowy, konstytucja musi stanowić, że nawet jeżeli Polacy mają prawo do wychowywania dzieci i w ogóle budowania własnego życia na sposób niekatolicki, to z racji na naszą historię i kulturę fundamentalnym, poważnym zabezpieczeniom musi zostać poddane życie według ścisłego porządku katolickiego.
Jak to dokładnie zrobić, pozostawiam specjalistom – ale politycy, którzy będą w najbliższych latach dążyć do przegłosowania nowej konstytucji, a o tym przecież mówi prezydent Karol Nawrocki, muszą mieć na uwadze właśnie tę kwestię.
Prawo do życia po katolicku jest kluczowe z perspektywy polskich dziejów i polskiej przyszłości – i jego zagwarantowane i zabezpieczenie przed zakusami lewaków musi mieć w nowej konstytucji absolutny priorytet.