Reklamując ten tekst pani Paula Skalnicka, szefowa redakcji lokalnych „GW” pisze: „Doktor Ahmed Yousef Rlsaftawy, Palestyńczyk, przyjechał do Katowic z Trzebnicy, by przyszyć odcięte palce trzynastoletniemu Maćkowi. W Zabrzu pracuje Igor Gumiennyj, kardiochirurg, o którym polscy lekarze mówią »ukraiński Religa«. Doktor Samir Zeair, Syryjczyk mieszkający w Szczecinie to jeden z najlepszych transplantologów w kraju. Piszą o nich dziś Michalina Bednarek i Ewa Furtak. To kolejny z cyklu reportaży, który publikujemy pod hasłem »Jesteście tu u siebie«. Chcemy w ten sposób przeciwstawić się narastającej ksenofobii i rasizmowi. Mamy w Polsce do czynienia nie tylko z atakami słownymi, ale też fizycznymi na domniemanych nielegalnych uchodźców. Nieodpowiedzialni politycy szczują na «obcych». Musimy to zatrzymać”. Przepraszam, za ten trochę zbyt długi cytat, ale dobrze oddaje on typ tekstów dziennika z ulicy Czerskiej, które mają być reakcją na obawy wobec nielegalnej migracji. Zarówno tej nielegalnej jak i tej, która jest wynikiem socjotechniki Unii Europejskiej. Dokładnie dziesięć lat temu, gdy Niemcy przyjęły ogromną falę imigrantów, którzy siłą wdarli się poprzez Węgry w kierunku Republiki Federalnej Niemiec to wtedy po raz pierwszy pojawiły się takie, niemal bliźniaczo podobne, teksty w „GW”. Przypomnę, że był to czas, w którym posłowie Platformy Obywatelskiej, której premierem była wtedy Ewa Kopacz deklarowali, że są gotowi przyjąć „prawie każdą ilość uchodźców”. I co wtedy pisała „Gazeta Wyborcza”? Dokładnie to samo. Opowiadano nam o syryjskich lekarzach, palestyńskich inżynierach i specjalistach z Afganistanu, którzy doskonale zasymilowali się w polskim społeczeństwie, zajęli stanowiska otoczone powszechnym szacunkiem i którzy deklarowali, że czują się Polakami gotowymi korzystać z praw i obowiązków obywatela RP. Co więcej wskazywano, że w łodziach, które przemierzają Morze Śródziemne z imigrantami, też jest pełno znakomitych specjalistów, inżynierów i lekarzy.
Na czym polegała nieuczciwość tego chwytu? Otóż bohaterowie reportaży „GW”, zarówno tych sprzed dziesięciu lat, jak i tych, których zapowiedź zacytowałem na wstępie tekstu, to ludzie, którzy w wypadku przybyszy z krajów muzułmańskich przyjeżdżali do Polski na studia w latach 70-tych i 80-tych i udawało im się zostać w kraju np. przez małżeństwo z Polkami, bądź są to przybysze z Białorusi i Ukrainy, którzy w ostatnich latach zrobili wiele, by znaleźć sobie miejsce w polskim społeczeństwie. Rzecz w tym, że były to indywidualne akcesy do polskiej społeczności i czas wykazał, że byli to ludzie, którzy mieli determinację i pracowitość, aby nauczyć się języka i wkomponować się w swoje otoczenie. Obawy tych, których „Gazeta Wyborcza” pogardliwie nazywa „bojówkarzami” Ruchu Obrony Granic dotyczą sytuacji, gdy w krótkim czasie w Polsce, wskutek polityki naszych sąsiadów czy przysyłania grup migrantów w ramach paktu imigracyjnego, znajdą się spore grupy ludzi, którym determinacji do uczenia się osiem godzin dziennie polszczyzny może zabraknąć. Ludzi, którzy mogą pójść na łatwiznę i aby utrzymać się w społeczeństwie, zaczną handlować narkotykami lub po prostu uchylać się od pracy. Jestem w stanie zrozumieć, że Wyborcza chce za pomocą takich tekstów przeciwdziałać sytuacji, w której każda osoba o innym kolorze skóry może być atakowana, choćby żyła w Polsce i zasłużyła się uczciwą pracą przez wiele, wiele lat. Ale te słuszne uczulanie Polaków, że sam kolor skóry nie może być powodem oceny nie zmienia faktu, że doświadczenia z krajów Zachodu na temat emigracji pokazują, że pełna asymilacja jest udziałem mniejszości spośród przybyszy z krajów Trzeciego Świata. I to tego boją się ludzie, którzy wspierają Ruch Obrony Granic. Ponurą pamiątką po pewnym typie propagandy „Gazety Wyborczej” z 2015 roku jest określenie „inżynier”, w którym opatrywane są filmiki z cudzoziemcami, których niemiecka policja wypycha przez polską granicę. Wtedy sugerowanie, że większość imigrantów to są ludzie wykształceni, zostało - i słusznie wykpione przez polski Internet. Teraz Wyborcza, jak gdyby nigdy nic wraca do tamtego stylu propagandy. Trudno przypuszczać by efekt był znacznie lepszy.