Dokonującym się pod wpływem nacisku ideologów gender zmianom w niemieckim prawie przygląda się na łamach portalu Tysol.pl red. Waldemar Krysiak. Dziennikarz przypomina przyjętą w kwietniu ub. roku przez Bundestag Ustawę o Samostanowieniu, która pozwala na zmianę płci i imienia w dokumentach bez konieczności przejścia przez procedurę potwierdzającą, że dokonująca takiej zmiany osoba cierpi na zaburzenia tożsamości płciowej. Obecnie więc w Niemczech, aby formalnie zmienić płeć, wystarczy złożyć deklarację w urzędzie. Za darmo można to zrobić raz w roku.
Ponadto wprowadzono kary za ujawnienie rzeczywistej płci osoby transseksualnej. Za nazwanie mężczyzny, który zmienił swoje dane nie przechodząc żadnych zabiegów – mężczyzną, grozi grzywna w wysokości 10 tys. euro.
Na tym jednak transaktywiści w Niemczech nie kończą. Rząd właśnie przyznał finansowanie w wysokości 228 833 euro na „projekt badawczy”, który określa „zorganizowaną transfobię” zagrożeniem dla demokracji.
- „Transfobia jest w nim, oczywiście, definiowana możliwie szeroko, tak, by za transfobiczne zostały uznane wszelkie działania krytyczne wobec skrajnej lewicy, nawet słowny opór wobec pomysłu, że można sobie „zmienić płeć”. Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza, jest, oczywiście, transfobem. Projekt ten więc nie tylko stygmatyzuje krytyków radykalnych przepisów dotyczących samookreślenia płci jako wrogów społeczeństwa, ale również sugeruje, że ich działania są porównywalne do działań ekstremistów – terrorystów?”
- pisze Waldemar Krysiak.
Projekt zakłada też stworzenie systemu monitorowania „przestępstw z nienawiści motywowanej transfobią”.
- „W połączeniu z wcielonym w życie prawem do samostanowienia, genderowa broszura staje się więc wybuchowa – niemiecki rząd może w następnych miesiącach uznać jej wytyczne za dobry pomysł”
- podkreśla Krysiak.