— „To będzie zalew ukraińskich towarów, tak jak w 2023 r., kiedy mieliśmy masowe protesty rolników” — powiedziała Bryłka w programie „Graffiti”. Jej zdaniem rząd wyraził zgodę na porozumienie, mimo sygnałów z regionu: — „Cały czas mam wrażenie, że rząd nad tym w ogóle nie panuje”.
Posłanka wskazuje, że choć projekt nie jest tak szeroki jak wcześniejszy mechanizm czasowej liberalizacji handlu (ATM), to kontyngenty i tak rosną. — „Przed wojną kontyngent na cukier wynosił 20 tys. ton, teraz to 100 tys. ton. I gdzie te wolumeny zostają? W dużej mierze w krajach przyfrontowych, czyli w Polsce” — podkreśliła.
Bryłka zwróciła uwagę, że część państw regionu, m.in. Słowacja, sygnalizuje sprzeciw, podczas gdy polskie władze — jak mówi — nie artykułują twardego stanowiska. Dodatkowo, w Brukseli zbliża się finał negocjacji umowy UE–Mercosur, co może jeszcze zwiększyć presję na unijny rynek rolno-spożywczy.
Komisja Europejska argumentuje, że celem nowej umowy jest stopniowe dostosowanie ukraińskich standardów rolnych do norm UE do 2028 r. Bryłka ocenia te deklaracje jako życzeniowe: — „Nie ma co być naiwnym, to się nie wydarzy. Najpierw niech Ukraina się dostosuje, a dopiero potem otwierajmy rynek”. Przypomniała też, że polskie embargo na zboże z Ukrainy formalnie obowiązuje, ale „Ukraina to nie tylko zboże” — umowa może dotyczyć wielu innych kategorii produktów.