Chciałabym by jedno było jasne w mojej wypowiedzi: nie czuję się ani sędzią Kamila Durczoka ani dziennikarzy z tygodnika „Wprost”. Bo w sposób autorytatywny mógłby  wypowiadać się tylko ten, kto posiada pełną wiedzę. Ja natomiast operuję taką wiedzą, do jakiej mam dostęp. Dodatkowo na moje opinie wpływają jeszcze i inne czynniki : na przykład mam  zaufanie do Michała Majewskiego i nie mam zaufania do Sylwestra Latkowskiego, w dodatku osobiście z wielu względów nie przepadam za Kamilem Durczokiem.

Jeżeli chodzi o  pierwszy tekst opisujący molestowanie seksualne, mobbing i nękanie sms-ami przez Durczoka, to taka napastliwa i i obrzydliwa sytuacja - jeżeli rzeczywiście miała miejsce, jest w najwyższym stopniu naganna. A przypuszczam, że autorzy tekstu mają w tej sprawie dość twarde dowody, choćby w postaci sms-ów zachowanych przez  rzekoma ofiarę. Inaczej nie zdecydowaliby się na publikacje czegoś takiego.

Znając system pracy stacji telewizyjnej – każdej, a TVN-u w szczególności - z tym ich absurdalnym ubóstwieniem głównych gwiazd czyli prowadzących - dość łatwo wyobrazić sobie fatalną atmosferę i nadużycia. Istnienie „świętych krów”w dodatku „świętych krów”- cieszących się ogólnopolską ekranową rozpoznawalnością, jest bardzo demoralizujące. Pracuję w telewizji od ponad 20 lat więc coś na ten temat mogę powiedzieć. Całkiem możliwe, ze Durczokowi pomyliło się, co mu wolno, a czego mu nie wolno oraz kim właściwie jest. Gorzej z drugim tekstem. Sam opis sytuacji w „Faktach” przekonuje mnie tylko do pewnego stopnia. Przypuszczam, że wiele z tych zdarzeń mogło mieć miejsce, ale również z dużą dozą  pewności mogę stwierdzić, że nie wszystko wyglądało tak jak opisano. Wielokrotnie czytałam takie plotkarskie artykuły o sprawach, które bardzo dobrze znam w Telewizji Polskiej i nie natknęłam się na ani jeden artykuł, w którym by nie było przekłamań. Niekiedy wynikają one z czyjejś złej woli, z jakichś osobistych antagonizmów, albo z głębokich urazów tych którzy udzielają informacji, innym razem może to być efekt zwykłego niedopatrzenia czy pomyłki. Tak naprawdę w każdej redakcji można znaleźć ludzi niezadowolonych, ludzi skrzywdzonych, czy mających przynajmniej subiektywne poczucie krzywdy. Jednak w dobrym zespole nawet osobista uraza nie przeradza się w zbiorową niechęć, zaś w złym zespole to wszystko się kumuluje. W tych sprawach wiele zależy od proporcji - niemal o każdym zespole można napisać negatywny artykuł, ale tylko w przypadku  niektórych będzie on rzeczywiście opisywał prawdę. Bardzo dużo zależy od proporcji.  A ja - jeszcze raz podkreślam - nie czuję się tu sędzią.

W tego rodzaju dziennikarstwie, które ja nazywam dziennikarstwem tabloidowym, granica gdy zaczyna się już zbyt mocno ingerować w czyjeś życie osobiste jest bardzo cienka. Przyglądanie się jakich kto gadżetów erotycznych używa i informowanie o tym publiczności, wydaje mi się grubą przesadą. Jednocześnie jednak praca dziennikarza od tabloidowej sensacji może być pożyteczna dla ładu społecznego, choć pewnie sama bym się tego rodzaju dziennikarstwem zajmować nigdy nie chciała, tak, jakbym nie chciała pracować w służbach asenizacyjnych .

Zgadzam się z argumentacją Michała, że Kamil Durczok to bardzo ważna postać, ważniejsza od wiele innych, o których było głośno. Z drugiej strony, podtrzymuję opinię, że publikacja „Wprostu” głęboko zahacza o jego prywatne życie, i nie tylko jego. Uważam, że Durczok powinien się zwrócić do sądu, którego zadaniem jest wyjaśnienie całej sprawy.

W reakcji na zaistniałą sytuację, TVN posługuje się klasycznymi metodami crisis menagement, - do takich metod należy powołanie odpowiedniej komisji. Mam bardzo małą wiarę w komisje powoływane przez dział HR (Human resources management) czyli przez kadry. Nie widziałam jeszcze, żeby takie komisje dobrze działały. Przełożeni Durczoka powinni zareagować znacznie wcześniej.'Ostra reprymenda powinna być udzielona dawno, dawno temu, jak tylko zgłaszała się ta dziewczyna, może wówczas udało by się uniknąć wielu szkód.

Not.ed