Tomasz Wandas, Fronda.pl: Prezydenci Andrzej Duda oraz Donald Trump mają podpisać umowę o trwałym wzmocnieniu obecności wojsk USA w Polsce - informuje "Rzeczpospolita". I to szybciej, niż się pierwotnie spodziewano. Kto jest najbardziej uprawiony do tego, by mówić o sukcesie? Czy w ogóle można o nim mówić?

Andrzej Talaga, dziennikarz, publicysta „Rzeczpospolitej”: Nie można mówić o sukcesie bo nie doszło jeszcze do podpisania umowy, kiedy to się stanie, wtedy będzie można o nim mówić. Skąd pan wie, że te informacje podane przez „Rzeczpospolitą” są prawdziwe? Zresztą, dziennik „RP”, już nie raz podawał informacje dotyczące stałej obecności wojsk amerykańskich w Polsce, które się nie sprawdzały – byłbym bardzo ostrożny i poczekał, aż dojdzie do oficjalnego porozumienia w tej sprawie, wtedy dokładnie będziemy wiedzieli , jak konkretnie wygląda umowa, jaki jest zakres tej obecności i tak dalej. Na chwilę obecną nie ma żadnego sukcesu.

Skąd zatem nagle zaczęto mówić o tej sprawie? Do doniesień „Rzeczpospolitej” odniósł się nawet minister Krzysztof Szczerski, który zdaje się potwierdzać te informacje.

Jest to temat politycznie chwytliwy, dlatego jest o nim teraz mowa – sprawy nie da się  komentować, gdyż nie miała ona jeszcze miejsca. Natomiast, można mówić o tym, co się o tej sprawie mówi – i tu rzeczywiście wstępnie powiedziano, że umowa miałaby być podpisana podczas wrześniowej wizyty prezydenta Trumpa w Polsce, a teraz mówi się, że może się to zdarzyć już w połowie czerwca, podczas wizyty polskiego prezydenta w USA. Nie ma żadnego przyspieszenia, są tylko deklaracje o przyspieszeniu, a to zasadnicza różnica. Warto przypomnieć, że już raz zapowiadano finalizację tej sprawy – miało dość do niej podczas poprzedniej wizyty prezydenta Dudy w Stanach Zjednoczonych, mimo zapowiedzi nic się jednak takiego nie wydarzyło, stąd byłbym dziś ostrożny w ocenianiu tej kwestii. 

Słyszymy również, że pomysł podpisania umowy nie spodobał się w szczególności Rosji i naszym zachodnim sojusznikom - Niemcom i Francji. To, ze nie podoba się to Rosji, to oczywiste, ale dlaczego przeszkadza to Francji i Niemcom?

To nieprawda, wcale im to nie przeszkadza, zwłaszcza Niemcom, na których terenie stacjonuje trzydzieści tysięcy amerykańskich żołnierzy - w całej wschodniej flance tych żołnierzy jest tylko osiem tysięcy. Oba te państwa, a w szczególności Niemcy, podkreślają, że jest zgoda na taką obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce, tylko pod warunkiem, że będzie to w ramach NATO, a nie tylko w ramach bilateralnego polsko-amerykańskiego sojuszu. Stąd można byłoby mówić, że im to przeszkadza tylko wtedy, gdybyśmy chcieli podpisać tę umowę poza sojuszem Północnoatlantyckim. Warto dodać, że nam zależy na tych wojskach w jakiejkolwiek postaci, stąd z naszego punktu widzenia nie ma większego znaczenia czy będzie to w ramach NATO czy w ramach bilateralnej współpracy między Polską a USA. 

Czym dla nas Polaków jest ewentualne doprowadzenie do stałej obecność wojsk amerykańskich na naszej ziemi? Czy liczba amerykańskich żołnierzy na naszym terytorium znacząco wzrośnie?

Nikt nie mówi, że znacząco wzrośnie liczba amerykańskich żołnierzy – mowa jest o 6-7 tysiącach żołnierzy (w samych Niemczech jest ich trzydzieści tysięcy) i jest to o wiele mniej niż na zachodzie Europy. Natomiast, Polsce zależy na tym, by zmienić obecność rotacyjną na stałą, co wiązałoby się ze stałym finansowaniem przez Pentagon. W tej chwili, co roku odnawiana jest inicjatywa tak zwanej reasekuracji i potrzebne pieniądze mogą być po prostu nie przyznane, co oznaczałoby w praktyce brak wojsk. Polska zabiega o to, by zostało to wpisane na stałe w budżet Pentagonu jako stała obecność. Jeśli to się powiedzie będzie to w praktyce oznaczało jakościową zmianę na lepsze.

W kontekście naszych zachodnich sąsiadów, trzeba zadać pytanie; czy Europa może być niezależna od USA? Czy UE może stworzyć swój własny system obronny? Czy byłby to dobry pomysł?

Nie, nie ma w ogóle takich pomysłów. Wszystkie kraje, które są jednocześnie w Unii Europejskiej i w NATO w pierwszej kolejności polegają przede wszystkim na sojuszu, dopiero później na sobie. Unia Europejska ma sporo do zrobienia w kategorii finansowania różnych programów, które mogą być wspólne a nie muszą być wrogie NATO, na przykład wywiad. Wyobrażalne są misje unijne tam gdzie NATO nie ma interesu (choćby w rejonie Sahelu), bądź militarne funkcjonalności, takie jak transport unijny. To wszystko jest w porządku, nie ma tu żadnego „zgrzytu”, powielania czy niepotrzebnego wydawania pieniędzy. To, co się dzieje w ogóle nie zagraża NATO, dlatego, że nikt poza Francją, nie chce by Unia Europejska, zastępowała NATO jako mechanizm obronny. Owszem, taka idea pojawiała się w wypowiedziach niemieckich polityków, ale nie ma żadnych, kroków, które świadczyłyby o tym, że zamierzają to realizować. Warto zwrócić uwagę, że to, co się mówi publicznie a to, co się robi, to jednak są dwie różne rzeczy. 

Co na to Putin?

A kogo to obchodzi? W NATO nikt się tym nie przejmuje, dlatego, że zdefiniowano działania Putina jako zagrożenie, a odpowiedzią na nie są decyzje dwóch szczytów: w New Port i w Warszawie. Ilość wojsk amerykańskich, która miałaby przebywać w Polsce nie jest duża, proszę pamiętać, że nie łamie to nawet memorandum NATO-Rosja. Kiedy mówiono o stałej obecność wojsk amerykańskich w Polsce zakładano liczbę poniżej diwizji bądź dwóch brygad (jedna brygada to sześć tysięcy żołnierzy), stąd w dalszym ciągu jest to realizowanie porozumienia NATO-Rosja. 

Co będziemy musieli dać Amerykanom w zamian? 

Będziemy musieli zapłacić. 

A jeśli trzeba będzie wysłać polskich żołnierzy do Iranu?

Nie, nie było takiego wymogu. Wysłanie kiedyś polskich żołnierzy np. do Iraku było naszą suwerenną decyzją, bo chcieliśmy, by nasz sojusz z Amerykanami był silniejszy. Natomiast w przypadku tej umowy nie należy wiązać dwóch różnych spraw. Polska ma teraz swoje oddziały (choć symbolicznie – szkoleniowe i lotnicze) na Bliskim Wschodzie, stąd może pojawić się sytuacja, że do Iranu w razie wojny pojedzie oddział specjalny albo ratowniczy (kilka samolotów), ale to wszystko. Polska jest dla Stanów Zjednoczonych wartościowym sojusznikiem w sensie politycznym, nie jest natomiast wartościowym sojusznikiem w sensie militarnym – czasem więcej jest problemów niż zysków podczas interwencji zbrojnych i prawdziwej wojny z takimi wojskami jak wojsko polskie, więc Amerykanie na pewno nie będą od nas tego wymagali „na siłę”. 

Dziękuję za rozmowę.