O podsłuchiwaniu dziennikarzy piszących o aferze taśmowej,  o nowej ustawie Prawa i Sprawiedliwości porządkującej kwestię podsłuchów, a także o tym, czy "zwykły Kowalski" powinien bać się inwigilacji - z Arkadiuszem Czartoryskim, byłym wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji rozmawia Karolina Zaremba.

Portal Fronda.pl: Z informacji przekazanych przez portal kulisy24.com wynika, że specjalna jednostka policji założyła dziennikarzom piszącym o aferze taśmowej podsłuchy i inwigilowała ich przez pół roku. Jeżeli ta wiadomość okaże się zgodna z prawdą, o czym świadczy takie postępowanie?

Arkadiusz Czartoryski, PiS: Musimy zaczekać na wyniki audytu, który zlecił minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Szef MSW wypowiedział się do mediów, że poprosił komendanta głównego policji o sprawdzenie, czy Biuro Spraw Wewnętrznych policji rzeczywiście prowadziło inwigilację dziennikarzy, którzy pisali o aferze taśmowej. Musimy poczekać na efekty tego audytu.Wcześniej pojawiały się już informacje medialne mówiące o tym, że ci dziennikarze byli podsłuchiwani.

Mamy niezwykle interesującą sytuację. Jeżeli informacja okazałaby się prawdziwa, to oznaczałoby, że poprzedni rząd nie był zainteresowany wyjaśnieniem i ewentualnym wyciągnięciem konsekwencji od osób, których rozmowy zostały ujawnione, a treść tych rozmów była niezwykle wstrząsająca i dawała świadectwo o olbrzymiej skali patologii w Polsce. Oznaczałoby to, że Platforma Obywatelska nie była zainteresowana wyjaśnieniem tematów poruszanych przez polityków, a jedynie podjęła działania mające na celu „prześladowanie” dziennikarzy, których obowiązkiem było ujawnienie skandalicznych i szokujących słów, które wypowiadali politycy w taśmach. Dziennikarze wykonywali swoje obowiązki. W tym przypadku dziennikarzy spotkałyby represje, a tych, którzy zostali ujawnieni na nagraniach Platforma nie potrafiła skutecznie odsunąć od polityki. Tacy ludzie jak Radosław Sikorski, czy Elżbieta Bieńkowska nadal są osobami publicznymi, pomimo tego, co mogliśmy usłyszeć.

Takie zachowanie świadczyłoby o tym, że formacja Platforma Obywatelska nie ma nic wspólnego z demokracją, wolnością słowa i z debatą publiczną. Czekamy niecierpliwie na wyjaśnienie.

W tym kontekście mamy dzisiejsze informacje o tym, że projekt ustawy Prawa i Sprawiedliwości o policji według mediów głównego nurtu jest „ograniczeniem swobód obywateli”, czy inwigilacją internetu. Jaki cel ma Wasza nowelizacja?

Można by powiedzieć „ubrał się diabeł i ogonem na mszę świętą dzwoni”. Poprzednie rządy założyły miliony podsłuchów. Raport Najwyższej Izby Kontroli był miażdżący dla poprzedniej władzy, policji, ministerstwa spraw wewnętrznych. To samo stwierdził Trybunał Konstytucyjny, ale jak wiemy – Platforma ma problemy z wykonywaniem wyroków TK. W poprzedniej kadencji została podjęta inicjatywa poselska i senatorska, żeby unormować przepisy w tym zakresie. Niestety rząd Platformy Obywatelskiej do tego nie doprowadził.

Jako Prawo i Sprawiedliwość chcemy niezwłocznie podjąć się wykonania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i w myśl wyniku kontroli NIK chcemy naprawić tę sytuację.

Chcemy doprowadzić do odpowiedniej kontroli nad tym ile, komu i jak zakładane są podsłuchy, jak można sprawdzać billingi. Teraz jest wielkie larum, a kiedy wcześniej była tzw. „wolna amerykanka” nikt nie podnosił głosu. Jest to po prostu niebywałe, jak można pisać w ten sposób jak „Gazeta Wyborcza”.

Warto podkreślić, że nowelizacja zgłoszona przez Prawo i Sprawiedliwość jest wykonaniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Został wprowadzony system sprawdzania i kontroli. Ustawa mówi o tym, że co kilka miesięcy odpowiednie służby będą musiały przekazywać do sądu informacje o tym, kto i w jaki sposób jest sprawdzany przez policję, ile trwa podsłuch i sprawdzanie billingów. To sąd będzie sprawdzał po to właśnie, żeby nie było „wolnej amerykanki” jak za czasów rządów Platformy Obywatelskiej.

Ustawa jest konieczna, żeby uporządkować kwestię sprawdzania obywateli. Sprawa jest o tyle pilna, że w przyszłym roku mamy dwa ogromne wydarzenia – Światowe Dni Młodzieży i przyjazd milionów pielgrzymów, a także posiedzenie szczytu NATO.

Czyli „przeciętny Kowalski” nie musi bać się, że jego telefon będzie podsłuchiwany, a internet inwigilowany?

Nie, nie. Bać powinni się przestępcy. Jeśli chodzi o „przeciętnego Kowalskiego” to chodzi o to, aby miał pewność, że co jakiś czas sąd sprawdzi, czy jest jeszcze konieczność, żeby podsłuch był utrzymywany. Do tej pory takie rozwiązanie nie miało miejsca.