„Cieszę się, że ludzie wychodzą na ulicę i podkreślają przywiązanie do jakiś wartości. Jeśli tylko nie używają przemocy, to w państwie demokratycznym mają prawo do demonstracji. Być może te zasady przyznawania koncesji są zbyt surowe. I to my, jako politycy, powinniśmy zastanowić się, co zrobić żeby mieć ten pluralizm mediów” - skomentował w Radiu ZET zamieszanie wokół decyzji KRRiT, która odmawia Telewizji Trwam miejsca w cyfrowym multipleksie. „Ja będę zawsze stał po stronie ojca Rydzyka, kiedy jest nierówno traktowany, wyśmiewany i dyskryminowany. Choć wiemy wszyscy, że ojciec Rydzyk nie jest ideałem”- dodał naczelny gej III RP. I na tym skończyły się moherowe wynurzenia pana posła.  


Robert Biedroń chyba przypomniał sobie, że słucha go wyrzekający się polskości, skandalista na pół etatu, płonący kocur z Biłgoraja i szybko dodał, że: „Wyhodowaliśmy sobie demona i musimy jako politycy tę żabę jakoś strawić”. Według Biedronia żabą nie jest tylko ojciec dyrektor, ale cały koncern o. Rydzyka. „Mówimy o całym tym koncernie. Gdyby od początku działalność koncernu zarządzanego przez o. Rydzyka była traktowana na takich samych zasadach, jak wszystkie inne, to dziś nie mielibyśmy tego problemu i ludzi na ulicach” - powiedział. No i niestety cała narracja pana posła poszła w łeb. Bo w końcu nie wiadomo czy Biedroń się cieszy z pochodu armii o. dyrektora czy ubolewa, że trzeba znosić takich ludzi na ulicach? Zresztą czy to ważne? Ja właśnie biorę telefon do reki, wykręcam numer do pani Zosi by wyjęła druty i wyprodukowała jakiś tęczowy berecik dla Roberta. Może to będzie pierwszy krok do budowania maryjnego skrzydła w Ruchu Poparcia? W końcu armia o. dyrektora potrafi dosłownie wejść „od parafii” i zrydzykować każde środowisko. Ja jednak obawiam się o los Roberta. Jak dalej będzie tak mówił ładnie o moherach, to w końcu zainteresuje się nim wywiad Opus Dei. A z nimi nie warto igrać. Nieprawdaż?


Łukasz Adamski