Przeświadczenie o tym, że tęczowe rewolucje, ruch na rzecz mordowania nienarodzonych dzieci, nienawiść do katolicyzmu, i związki lewicy z okultyzmem, to coś nowego, jest fałszywe. To stały element walki dobra ze złem, który można dostrzec dzięki znajomości historii. Echa zła sprzed lat widoczne są też w wierzeniach ludowych.
Według prac takich jak „Młot na czarownice”, pisma księdza Tylkowskiego czy księdza Benedykta Chmielewskiego, czarownice szczególnie nienawidziły nowo narodzonych dzieci. Jak można się dowiedzieć z (pochodzącej z 1981 roku, wznowionej przez wydawnictwo Replika) książki „W kręgu upiorów i wilkołaków. Demonologia słowiańska” (pracy świetnej, choć zawierającej propagandowe komunistyczne komentarze) autorstwa profesora Bohdana Baranowskiego (nieżyjącego już orientalisty i etnografa, autora licznych publikacji o kulturze ludowej ziem polskich), według wierzeń ludowych na ziemiach polskich, czarownice: zabierały pępowiny i poprzez praktyki magiczne powodowały, że dzieci wcześniej umierały. Czarownice miały też zjadać dzieci. Lud polski odmiennie od współczesnych zwolenników aborcji dzieci postrzegał jako coś pozytywnego i zabijanie dzieci uznawał za zbrodniczą patologię.
Poprzez praktyki magiczne, jak wierzył lud polski, czarownice zsyłały choroby na starych ludzi, prowokowały małżeństwa do kłótni (wiara w to obecna była nawet w czasach PRL), przygotowywały kobietom preparaty magiczne pomagające w uwiedzeniu wybranego mężczyzny wbrew ich woli (uwieść wybranego mężczyznę kobieta mogła, dając mu do zjedzenia kawałek serca czy krew menstruacyjną, smarując się krwią menstruacyjną czy spermą).
Lud na ziemiach polskich wierzył, że czarami zajmowały się głównie kobiety, a mężczyźni odczyniali czarny. Jedne i drugie praktyki (czary i odczynianie) były zwalczane, jak i inne zabobony przez kler katolicki na ziemiach polskich. Przekonanie o szkodliwości czarownic było tak silne na wsiach, że jeszcze w PRL dochodziło do samosądów (w których trakcie dokonywano zabójstw). Mieszkańcy wsi polskich spierali się, czy wieszczące baby oraz białe czarownice (występujące na Podlasiu i Mazowszu), które miały nie krzywdzić a pomagać, były przedstawicielkami sił dobra czy zła.
Wiara w istnienie czarownic na ziemiach polskich zanikła (podobnie jak i inne wierzenia ludowe) już w XIX wieku. Ostatecznie wierzenia takie zanikły w II RP i PRL. Czarownice lokalnie nazywane były: jędzami, jagami, babami-jagami, wiedźmami, wróżkami, znachorkami – co ciekawe też ciotami. Ich działalność spotykała się z ostrą krytyką ze strony kleru katolickiego – w wieku XVII i XVIII czarownice ścigane były przez władze cywilne.
Na wsiach za czarownice często uznawano kobiety budzące odrazę – skąpe, nieżyczliwe, zawistne, złośliwe, nietowarzyskie, lub te, które epatowały swoim bogactwem. Część psychicznie chorych kobiet sama kreowała się na czarownice.
Lud był przeświadczony, że czarownicami można było zostać: z przyuczenia (stażystkami czarownic zostawały ich córki czy siostry), we własnej chęci (kobiety ze złym charakterem same zgłaszały się do czarownic, by pobierać u nich nauki w celu czynienia zła), oraz gdy zostanie czarownicom, kobietom proponował diabeł – diabeł, by skłonić kobiety stare i młode do czarów uwodził je (złemu szczególnie zależało na uwiedzeniu młodych i przyzwoitych).
By wezwać diabła i zostać czarownicą, kobiety miały rozbierać się do naga i wchodzić na przydrożne krzyże, by je obsikiwać. Sabaty czarownic odbywały się w czwartki na Łysej Górze (górach uznawanych za Łysą Górę), doroczne bluźnierczo w dni poświęcone świętym - 24 czerwca (świętego Jana) i 13 grudnia (świętej Łucji). Podczas spotkań czarownice miały kopulować z diabłem – seks z demonem był aktem wzajemnej nienawiści, a nie miłości. Czarownice miały oddawać się demonom z chęci zysku i nienawiści. Diabeł nienawidził czarownic. Jak miał okazje, to je zdradzał i porzucał, mordował te czarownice, które źle wykonywały jego polecenia.
Mieszkańcy wsi wierzyli, że czarownice nocą na cudzych krowach, koniach lub świniach latały na sabat. Do podróży na sabat miały być wykorzystywane też: miotły, łopaty, szufle, kije, radła, dyszle itp. Podróż miały też odbywać bez wsparcia tylko nasmarowane odpowiednimi ziołami – miały wylatywać przez komin lub okno.
Na wsiach wierzono, że czarownice przybierały postać zwierząt (ropuch, myszy, kotów, ptaków, węży czy żmij), niszczyły i bezcześciły przedmioty kultu religijnego, wyrzekały się wiary. - przedmioty kultu religijnego bluźnierczo wykorzystywane były do magii. I dziś mamy do czynienia z powszechną praktyką profanacji sfery sacrum – czy to ostatnio w ramach działań zwolenników mordowania nienarodzonych dzieci, czy wcześniej aktywistów tęczowe rewolucji, czy w ramach finansowanej z pieniędzy podatników sztuki nowoczesnej będącej instrumentem lewicowej indoktrynacji.
Wierzenia ludowe głosiły, że czarownice można było rozpoznać po tym, że nie szła trzy razy wokół kościoła w procesji wielkanocnej, jej dom wzbudzał przestrach niedźwiedzi, miały zaczerwienione gałki oczne lub zaropiałe oczy.
Czarownice oskarżano o to, że odbierają krowom mleko a kurom jajka (wiara ta obecna była również w PRL) – co ciekawe czarownice zwykle nie szkodziły owcom, kozom czy świniom, zsyłały choroby na zwierzęta gospodarskie, ściągały do gospodarstw wilki, sprowadzały nieurodzaj, złe warunki atmosferyczne (susze, ulewy), robactwo czy myszy, powodowały choroby i zgony, rzucały uroki miłosne, odbierały powodzenie w miłości, powodowały bezpłodność i impotencje, odbierały szczęście, sprowadzały pożary. Czarownice miały dawać do wysiadywania kurom jajka z krwią (co symbolizowało wojnę), piaskiem (susze), robactwem, wodą czy gradem.
Jan Bodakowski