Po problemach związanych z pandemią koronawirusa, dziś światowa gospodarka mierzy się z dramatycznymi konsekwencjami wojny na Ukrainie. Jedną z nich są problemy z dostawami żywności, której ceny drastycznie rosną. O problemie mówił wczoraj w Londynie szef brytyjskiego banku centralnego, który przestrzega przed „apokaliptycznymi konsekwencjami”.

Wojna na Ukrainie ma ogromny wpływ na ceny żywności. Ukraina i Rosja są jednymi z największych spiżarni świata, razem odpowiadają za ponad 10 proc. globalnych dostaw zboża, 13 proc. dostaw kukurydzy czy ponad 50 proc. oleju słonecznikowego. Na wzrost cen żywności wpływają też rosnące koszty surowców energetycznych i nawozów.

Drugim co do wielkości producentem pszenicy na świecie są Indie. W weekend zakazały jednak eksportu tego zboża w odpowiedzi na falę upałów, która niszczy zbiory i utrudnia prace polowe. Konsekwencją tej decyzji był gwałtowny wzrost cen pszenicy.

O wzroście cen żywności mówił wczoraj wieczorem szef Banku Anglii Andrew Bailey, który przekonuje, że może on mieć „apokaliptyczne konsekwencje dla najbiedniejszych części brytyjskiego społeczeństwa, jak i całej globalnej gospodarki”.

- „To poważne zmartwienie nie tylko dla naszego kraju, ale także dla całego rozwijającego się świata”

- stwierdził.

Podkreślił, że kraje muszą dołożyć wszelkich starań, aby uwolnić przepływ surowców rolnych. Wskazał, że zapasami żywności dysponuje Ukraina, która przez rosyjską napaść nie może ich jednak eksportować.

kak/money.pl, tysol.pl, 300gospodarka.pl