Cuda i łaski za wstawiennictwem bł. Bronisławy

Modlitwa o kanonizację bł. Bronisławy
Boże, który wybrałeś bł. Bronisławę, aby wdziękiem cnót swoich pociągała serca nasze ku Tobie i dlatego utrzymywałeś cudownie cześć dla niej przez sześć wieków w Kościele Twoim, wysłuchując łaskawie modlitwy, zanoszone przez jej przyczynę, racz wsławić nowymi cudami tę wierną Służebnicę Twoją, by zaliczona w grono Świętych, cześć odbierała od wszystkich wyznawców Chrystusowych, dla chwały Imienia Twego Najświętszego. Amen.

Wyjątki ze skarbca łask

Uzdrowienia

Pomiędzy przybyłymi na beatyfikację Ślązaczkami znajdowała się młoda panna z Raciborza, Maria R., która modląc się przed relikwiami bł. Bronisławy, uczuła nagle powołanie do klasztoru, aczkolwiek przed­tem nigdy o tym nie myślała. Idąc za tym głosem, bezzwłocznie oświad­czyła swe chęci ksieni Stobieckiej, a przyjęta, w roku następnym oble­czona została i doczekała lat sędziwych, żyjąc świątobliwie. Matka jej zachorowała w tym czasie na kamień i musiała poddać się operacji. Peł­na obaw, wśród dokuczliwych boleści, oczekując lekarzy, wzywała ra­tunku bł. Bronisławy, płacząc rzewliwie i tak zasnęła. We śnie widzi bia­łą Norbertankę, która zbliża się ku niej z miłością, wyjmuje z małego na­czyńka maść i nią chore miejsce naciera, po czym dodając chorej otuchy łaskawym wejrzeniem, znika. Po przebudzeniu chora czuje się zupełnie zdrowa; na pościeli znalazł się kamień i nieco piasku. Uszczęśliwiona przybyła na Zwierzyniec, gdzie zamówiła Mszę św. dziękczynną przed ołtarzem bł. Bronisławy, podczas której paliło się sześć grubych świec woskowych, przez nią ofiarowanych. Dotąd wisi przy ołtarzowym obra­zie złożone przez uzdrowioną srebrne serce z napisem: „Przez św. Bro­nisławę pocieszone serce moje.
Wiktoria Rother, 1841 r.

Pewna matka w miasteczku M., we wschodniej Małopolsce, miała córeczkę trzy i pół roku liczącą, która nie chodziła, mimo uskutecznio­nej we Lwowie operacji, dla wadliwego układu kości. Strapiona matka otrzymała od sąsiadki kawałeczek materii, ocieranej o relikwie bł. Bro­nisławy. Modląc się rzewnie do Świętej o uzdrowienie, dała okaleczałej Weroniczce do ucałowania ową materię i oto dziecko samo chodzić zaczyna, najpierw powoli, potem coraz prędzej. Matka nie posiadając się z radości, woła przez okno do pracującej poza domem siostry, że jej dziecko chodzi. Ta, nie wierząc odpowiada: „Żeby ci za rok chodziło, to byłoby dobrze". Wkrótce przekonała się, że Bóg dobry przez przyczynę bł. Bronisławy cudownie raczył uleczyć Weronikę i pocieszyć jej matkę, która przysłała do klasztoru opis całego zdarzenia, podpisany przez 6 świadków i miejscowego ks. proboszcza, zaopatrzony pieczęcią para­fialną. Data listu owego: 23 grudnia 1918 r.

(Ze zbioru listów bł. Bronisławy).
Anna Sz. zamieszkała w Krakowie, jako młoda panna, przez nieostroż­ne zakłucie w uchu, doznała najprzód pęknięcia błony bębenkowej, potem nastąpiło ropienie wewnętrzne narządu słuchowego, wreszcie próchnienie kości sąsiedniej, wśród niesłychanych cierpień. Przez lat 40 leczyła się u pierwszorzędnych lekarzy specjalistów w Poznaniu, Bydgoszczy, Lwo­wie, Krakowie, lecz ci tylko niejaką ulgę przynieść jej mogli, natomiast nie zdołali przeszkodzić coraz większemu postępowi choroby, która dochodzi­ła już do mózgu. W straszliwych bólach przyszła Anna podczas 40-godzin-nego nabożeństwa ku czci bł. Bronisławy do kościoła i modląc się gorąco przed jej obrazem, po wyjściu ludzi z świątyni, wstąpiwszy na stopień ołta­rza, wzięła relikwiarz z kośćmi Błogosławionej i przyłożyła z wiarą do cho­rego ucha. Zaraz ulgę poczuła, więc powtórzyła to drugiego i trzeciego dnia... bóle ustały. Wreszcie przyszła do klasztoru, by opowiedzieć wszyst­ko i złożyć jako wotum dziękczynne srebrne ucho (1917 r.). W rok potem, który przeszedł bez objawów jakiegokolwiek dawnego cierpienia, złożyła opis całego zdarzenia, potwierdzony czterema podpisami, oraz srebrne ucho, na którym wyryto: „Podziękowanie za uleczenie ucha. 3 września 1917 r., A.S." Wiszą obydwa te dary u ołtarzowego obrazu bł. Bronisławy.


Zmarły z końcem stycznia 1923 r. prałat ks. Leon Postawka, dyrektor Polskiej Misji w Paryżu, w liście nam przysłanym z okazji swego 50-let-niego jubileuszu kapłaństwa (1921 r.), a także w pierwszym tomie swo­ich Pamiętników, przypisuje bł. Bronisławie zachowanie mu wzroku, który utracił, wpadłszy, jako dziecko, we wrzące wapno. Jakkolwiek natychmiast zeń wydobyty, przecież przez trzy tygodnie nic nie widział.
Pobożna matka, wzywając pomocy Bogarodzicy przez przyczynę bł. Bronisławy, ślubowała, że jeśli jej syn odzyska światło oczu, odda go na sługę ołtarza. Modlitwa został wysłuchana: dziecię przejrzało. „W sie­demdziesiąt osiem lat później - jego własne słowa - pierwszy okulista w Paryżu, dr Personne, gdy wzrok mój zaczął słabnąć, orzekł, że oczy uległy kiedyś jakiemuś wypadkowi: Widać w nich spalenie wnętrza oczu. Po moim wyjaśnieniu, podnosząc ręce ku niebu, zawołał: „Ależ to cud, księże prałacie, że przez tyle lat zachowałeś wzrok!"
Dr Personne był protestantem, a jako taki niełatwo w cuda wierzył, przecież uznał prawdę i może właśnie ten wypadek nadnaturalny tak podziałał na uczonego, że niedługo potem został katolikiem, o czym ks. Postawka pisze w drugim liście.
Roku 1772 dnia 29 sierpnia, dwoje dzieci, dwunastoletni chłopiec Wawrzyniec i siostra jego sześcioletnia Petronela Kosmolinowie ze Zwierzyńca, bawiło się na tzw. tratwach, będących na Wiśle. Petronela, nie umiejąc chodzić po tratwach, wpadła do rzeki, a woda popchnęła ją pod drzewo. Brat jej Wawrzyniec, przestraszony tym wypadkiem, uciekł i przez jakiś czas nikomu o tym nie mówił. Wreszcie pod nieobecność matki opowiedział o nieszczęściu sąsiadom, a ci wydobyli spod drzewa niestety tylko zwłoki dziecięcia. Wszelkie usiłowania, aby przywołać małą Petronelę do życia, okazały się bezskuteczne. Wtem przypomniał ktoś z obecnych, że jest to dzień poświęcony czci bł. Bronisławy i we­zwał wszystkich, aby się do niej o ratunek udali. „Ratuj nas, święta Pa­tronko!" - zawołali wszyscy, a po krótkiej modlitwie przez licznych mieszkańców Zwierzyńca, zaniesionej do bł. Bronisławy, dziecię ożyło.

Elżbieta Iglikowa, radczyni krakowska, przez długi czas cierpiała nieznośny ból w nogach, który pozbawił ją władzy chodzenia. W swym przykrym położeniu, gdy ludzkie środki nie przynosiły ulgi, postanowi­ła szukać pomocy u Boga. Kazała się zaprowadzić do kościoła św. Woj­ciecha, stojącego na Rynku w Krakowie, i tam, prosząc o zdrowie za przyczyną bł. Bronisławy, uczyniła ślub, że odwiedzi jej kaplicę. Zaraz też kazała się prowadzić do tejże kaplicy. Nie pomogły przedstawienia obecnych osób, że tak dalekiej drogi ze względu na osłabione nogi prze­być nie będzie mogła; chora usilnie prosiła, aby ją tam prowadzić. Już w drodze na Sikornik znaczne uczuła polepszenie, a po wysłuchaniu Mszy św. w kaplicy bł. Bronisławy, podczas której gorąco jej wstawien­nictwa wzywała, zupełnie uzdrowioną została.


Uwolnienie od zarazy
Na górze Sikornika, gdzie zakończyła życie bł. Bronisława, według świadectwa mieszkańców pobliskich wiosek, ukazywały się często dwie zakonnice w białych habitach Norbertanek i siedem świec gorejących. Z tej to okazji O. Herman Suchodębski, zakonu Premonstrateńskiego, proboszcz parafii zwierzynieckiej, a gorący wielbiciel bł. Bronisławy, wystawił na jej cześć na tejże górze kaplicę w r. 1702 r.
Gdy w roku 1707 w Królestwie Polskim, a szczególnie w Krakowie, gra­sowało morowe powietrze, wiele ludzi, opuszczając swe domy, chroniło się do kaplicy bł. Bronisławy. Znoszono tam dotkniętych tą straszną chorobą, a wszyscy w skrusze błagali miłosierdzia Bożego za przyczyną bł. Bronisła­wy. Bóg ulitował się na wstawienie się Patronki Królestwa Polskiego, wie­le chorych cudownie powróciło do zdrowia, inni zaś, szczególnie zakonnice klasztoru zwierzynieckiego, uwolnieni zostali od powietrza i nagłej śmierci.
W roku 1835 cholera bardzo się srożyła, księża z ludem parafii zwie­rzynieckiej odprawili publiczną procesję do kaplicy bł. Bronisławy i tam za Jej pośrednictwem prosili Boga o odwrócenie tej kary. Po odprawio­nej Mszy św., odśpiewaniu litanii do bł. Bronisławy i modlitw od nagłej śmierci, cholera w parafii zwierzynieckiej zupełnie ustała i nikt tam już na tę straszną chorobę nie umarł.

Nowsze łaski opisano w książeczce: 675 lat kultu bł. Bronisławy. Klasztor PP. Norbertanek w Krakowie - przyp. Autora.
Obrona dobrej sławy
„Na ręce Przew. Matki Przełożonej PP. Norbertanek w Krakowie na Zwierzyńcu składam gorące podziękowanie bł. Bronisławie, zakonnicy te­goż Zakonu, za łaskę, którą otrzymałem za Jej świętym wstawiennictwem.
Dwa lata upłynęło od rzucenia na mnie oszczerstwa: popełnienia mordu na śp. żonie.
Nie zdawałem sobie sprawy, do czego to może doprowadzić, bo do najmniejszej winy się nie poczuwałem, gdyż śp. żona zmarła śmiercią naturalną. A że na oszczerstwo nie zareagowałem, przeto oddany zosta­łem pod sąd we Lwowie i oskarżony, jako zbrodniarz, morderca.
Zaczęto robić dochodzenia przez wydział śledczy, zaczęły się termi­ny i przesłuchiwania świadków ze strony pozywającej i ze strony mo­jej, pozwanej, zaznaczając, że świadkowie byli ci sami z jednej i dru­giej strony. Ponieważ jestem na stanowisku rządowym, groziła mi utra­ta posady i kawałka chleba tak dla mnie, jak dla obecnej żony i dla dzie­ci po śp. żonie, gdyż jedynie o to chodziło stronie pozywającej, ażeby mnie i dzieci moje zrobić żebrakami, ale z jakiego powodu, tego nie wiem.
Sprawa była bardzo ciężka i przykra, bo strona pozywająca oskarżała, go­tując się na zaprzysiężenie i sama, i świadków, że to wszystko jest prawdą.
W tak ciężkim położeniu udaję się do bł. Patronki Bronisławy, jadę osobiście do Jej trumienki do klasztoru Waszego w Krakowie i tam bła­gam o wstawiennictwo Jej święte za mną i za moimi dziećmi, które nie­winnie poniosą wielką krzywdę na sławie i imieniu.
Udaję się również na Jasną Górę do Najświętszej Panienki Częstochow­skiej, tam Jej polecam przykrą sprawę swoją, prosząc, ażeby nie odmówiła prośbie swej ulubionej córki bł. Bronisławy, gdyż całym sercem sprawę Jej powierzyłem, ufając mocno, że będę pocieszony i ona nas nie opuści.
Po powrocie do Lwowa za kilka dni stajemy na termin, a już piąty - i o dziwo! Sprawa wzięła całkiem inny obrót. Oto p. prokurator oznaj­mia, że wszelkie dowody, a zwłaszcza dochodzenia co do oskarżonego (to znaczy mnie) zostały zamknięte, gdyż dowody wykazały, że jestem niewinny, proponując przeproszenie się i dobrowolne pogodzenie.
W tej chwili uczułem w sercu wielką radość, uznając w tym pomoc Mat­ki Bożej Częstochowskiej za wstawiennictwem świętej patronki Bronisławy.
Po opuszczeniu gmachu sądowego uczułem w sercu jakąś dziwną przemianę, niechęć do zgody i do dalszych terminów, żądając ukarania za oszczerstwo i zwrot kosztów. Chodziłem z tymi myślami jakby obłą­kany, jakiej kary mam żądać i że od tego nie odstąpię.
W tym postanowieniu moim udaję się znowu do Matki Najświętszej w Częstochowie i znowu proszę, by raczyła za wstawiennictwem bł. Bronisławy odwrócić tę zemstę ode mnie i pokierować mną według naj­świętszej woli Bożej.
Nie mogłem się zdecydować, co zrobić, bo zawsze coś szeptało: „nie podaruj!" Lecz gdy przyszedł termin szósty, na zapytanie p. prokurato­ra: czy jestem gotów do zgody, jakby ktoś we mnie mówił: „tak". I rze­czywiście: „tak" powiedziałem, daruję wszystko. Zawdzięczam to jedy­nie bł. Bronisławie, gdyż jestem pewny, że prośby Jej święte wyjednały u Pana Boga tę łaskę dla mnie, niegodnego Jej czciciela".
Polecam się nadal Jej opiece i dzieci moje. W.M. Lwów w sierpniu 1934 r.

Pomoc w różnych potrzebach
„Z całego serca dziękuję bł. Bronisławie za szczęśliwe złożenie eg­zaminów. Spodziewałem się otrzymać dwa niedostateczne, lecz ufny w pomoc Bożą odprawiłem tuż przed egzaminami trzy nowenny do św. Bronisławy -jedna po drugiej i nadzieja mnie nie zawiodła. Wyszedłem czysty. Widzę w tym orędownictwo mojej świętej Krajanki i dlatego też śpieszę Jej podziękować według obietnicy, złożonej w czasie nowenn. Jako ofiarę składam liczne modlitwy o rychłą kanonizację i co miesiąc Komunię Świętą i Różaniec".
A.P. Kol. T.J. w Pińsku. Starawieś 16 lipca 1934 r.
„We wrześniu 1934 r., wyjeżdżając na Kongres Eucharystyczny do Buenos Aires, poleciłem się bł. Bronisławie, prosząc Ją o szczęśliwą podróż i powrót tym bardziej, że po przejściu przykrej choroby żołądka nie czułem się zupełnie zdrowy i jeszcze gorączkowałem.
Powróciłem szczęśliwie do kraju i spełniając obietnicę, odprawiłem dziś Mszę św. przy Jej grobie".
Dnia 6 marca 1935 r.
+ K.R. Biskup włocławski.
„Kiedy zaczęły się koło mnie piętrzyć trudności materialne i różne kłopoty, zadecydowano w P... dla mnie pracę piórem na okres całorocz­ny w jednym z tamtejszych czasopism kościelnych.
Poczuwam się do obowiązku podzięki za tę łaskę bł. Bronisławie, pod Jej bowiem opieką była cała ta sprawa, a Jej obrazek „pilnował" ma­teriału, przeznaczonego dla P...
Przyjęto go bez oglądania. Zawdzięczam to „strażniczce" tego mate­riału bł. Bronisławie.
Najpokorniej proszę Ją, by mi ubłagała u P. Jezusa zdrowie dla oczu, bym mógł materiał wspomniany opracować należycie".
Ks. H.W. Kraków 6 września 1934 r.
„Tow. św. Michała Archanioła z Miejsca Piastowego, którego jestem członkiem, znajdowało się w roku 1933 w rozpaczliwym położeniu fi­nansowym.
Wiedział o tym jeden z moich przyjaciół-kapłanów, wielki czciciel bł. Bronisławy. Zaprosił mnie do siebie i oświadczył, że chce nam swymi sporymi oszczędnościami pomóc i że do tego czynu natchnęła go bł. Bronisława, by Jej tę łaskę zawdzięczać. Uzyskana w ten sposób kwota zażegnała w większej części potrzeby Towarzystwa i uchroniła je od grożącej sprzedaży jego posiadłości.
Łaskę tę uważa Towarzystwo jako cud i sławi za nią Boga i Jego słu­żebnicę bł. Bronisławę.
Proszę uprzejmie ten list dziękczynny dołączyć do wielu innych ku czci bł. Bronisławy. Zobowiązując się do szerzenia Jej czci wedle sił, po­lecam nadal Jej opiece nasze Zgromadzenie i siebie".
Ks. B.S. Struga koło Warszawy, 24 sierpnia 1834 r.

„W sierpniu 1934 roku groziła mi przykra operacja. Ponieważ mia­łam wiele zajęcia i bardzo zależało mi na czasie, prosiłam bł. Bronisła­wę, by mię od tego uwolniła, o ile to nie jest przeciwne woli Bożej. Przy następnej wizycie stwierdził lekarz ku wielkiemu swemu zdumieniu tak znaczną zmianę na lepsze, że operacja okazała się niepotrzebna. Za tę i wiele innych wielkich łask i pomocy, okazane mi w każdej potrzebie, składam bł. Bronisławie moje najserdeczniejsze podziękowanie za Jej skuteczną pomoc i opiekę".

S.A.N.
„W sierpniu zeszłego roku otrzymałam z Sekretariatu „Apostolstwa Chorych" obrazek bł. Bronisławy z modlitwą o kanonizację oraz zachę­tą do odprawiania nowenny.
Rozpoczęłam więc nowennę w celu uproszenia szybszej odbudowy kaplicy, stojącej w ogrodzie naszego majątku. Nie słysząc bowiem sło­wa Bożego w swoim języku, dużo z naszych Polaków odeszło od Ko­ścioła, albo całkiem spaczone stworzyło sobie teorie. Liczyłam więc na swą prywatną kaplicę (dla poprawy stosunków) i paląca była ta sprawa. Napotykała ona jednak na przeszkody nie do przełamania; szły one nie­przerwanym pasmem od czasów niewoli i wojny, łącznie do osobistych przeżyć, a ostatnio za sprawą reformy agrarnej i pożaru, nastąpiło zruj­nowanie, z którego do dziś dnia z trudem powstajemy.
Jestem już starszą osobą; chcąc jednak przed śmiercią doprowadzić marzenia moje do realizacji, nie zawahałam się wyciągnąć ręki do swych krewnych i rodaków w Polsce i ci kochani ludzie, uzbierawszy nieco go­tówki, nadesłali mi. Nie wynosiło to jednak ani jednej czwartej spodzie­wanych kosztów; należało więc czekać, aż się nasze interesy wyjaśnią, te zaś mało widoków przedstawiały.
Tak stały sprawy, gdy rozpoczęłam nowennę. Na trzeci dzień otrzy­muję zawiadomienie z Poznania od „Związku Polek", opiekującego się biednymi kościołami, że J. E. Ks. Kardynał Prymas Hlond polecił prze­słać zapomogę na odbudowę naszej kaplicy i jednocześnie nadchodzi przekaz na 50,00 zł.
Syn mój (jak i my wszyscy) wzruszony tym, postanawia rozpocząć remont w tej mierze, ile się da zrobić za pieniądze otrzymane z tak drogiego źródła dla serca każdego Polaka, a tym bardziej dla nas na obczy­źnie, włączając kwoty poprzednio otrzymane. To wszystko starczyło na pokrycie dachu jedynie. Sprawa zatrzymała się. Syn mój pocieszał mnie, że gdy wróci za rok ze służby wojskowej, poprowadzi dalej remont swo­imi środkami.
Rozpoczęłam drugą nowennę. W parę dni potem zachorowałam na serce. Syn mój, chcąc mnie pocieszyć, najmuje murarza; lecz i na tej pra­cy sprawa zatrzymała się dla braku środków.
Rozpoczęłam trzecią nowennę i postanawiam prowadzić ją przez ca­ły wrzesień. Zachorowałam poważnie. Syn mój spieszy nająć cieśli i za­sadniczo zostało wszystko ukończone.
Na 24-go spraszamy naszą kolonię polską. Przyjechało dwóch księży-przyjaciół i wśród blasków jesiennego słońca, złotych i barwnych drzew, podkreślających urok tego wyśnionego dnia, dokonuje się uroczystość po­święcenia kaplicy. Wzruszenie było tak wielkie, nastrój tak rzewny i podnio­sły, że jedna z bardzo zatwardziałych osób nawraca się i gdy nazajutrz przy­jechał kapłan, by pierwszą Mszę św. odprawić w kaplicy, przystępuje ta dro­ga osoba do konfesjonału i razem ze wszystkimi do Stołu Pańskiego.
Po wspólnym śniadaniu odjechał ks. proboszcz i zaraz pożegnałam syna swego na twardą dolę żołnierską. Bolała dusza, lecz pogodnie było w sercu, tym więcej, że na wyrażenie swej wdzięczności Chrystusowi tylko cierpienie odpowiadało.
Nad wejściem w kaplicy zawiesiłam obraz bł. Bronisławy i Jej opie­ce dalszy los duchowy swych dzieci, rodaków i swój poleciłam".
Łotwa, p. Vilani 29 marca 1935 r. majątek Radopol.
„Całym sercem dziękujemy bł. Bronisławie, Norbertance, za upro­szenie dla nas wielkiej łaski. Mając pięcioro dzieci staraliśmy się od 2 lat o przeniesienie w charakterze kierownika szkoły i nauczycielki z Modlnicy do Woli Justowskiej, ze względu na dzieci, które muszą uczę­szczać do szkół w Krakowie. Sprawa ta od samego początku przedsta­wiała się nader poważnie ze względu na wielką ilość kandydatów i ich możnych protektorów. Przed dwoma laty oddaliśmy ją św. Bronisławie, odprawiając nowennę do niej i stale ofiarując modlitwy na tę intencję.
Z czasem sprawa zaczęła przybierać coraz pomyślniejszy obrót dla nas obojga i wreszcie 28 grudnia 1934 r. miała być definitywnie załatwiona. Jed­nakże wskutek interwencji kontrkandydatów Ministerstwo W.R. i O.P. wstrzy­mało rozstrzygnięcie konkursowe do czerwca br. Nie ustając w swych proś­bach z gorącą wiarą i ufnością prosiliśmy w tej intencji o Mszę Świętą przed ołtarzem bi. Bronisławy w połowie stycznia br. i niespodziewanie w dniu 18 stycznia br. sprawa została pomyślnie załatwiona dla nas obojga przez Kura­torium krakowskie na polecenie Ministerstwa. Od 15 lutego 1935 r. jesteśmy już na Woli Justowskiej, Panu Bogu dziękując, wierzymy, że bł. Bronisława tę łaskę nam wyprosiła.
J. i F.N. w lutym 1935 r.
„Podczas nowenny do bł. Bronisławy, relikwie były wystawione na bocznym ołtarzu, ozdobione kwiatami, paprociami, palmami i lampka­mi. Wyżej umieszczony był obraz bł. Bronisławy. Ślicznie to wygląda­ło. Rozkład nabożeństwa był taki: Rano Msza św.. kazanie o bł. Broni­sławie, ucałowanie św. relikwii; wieczorem „Gorzkie żale", kazanie, różne prośby do bł. Bronisławy, litania i inne modlitwy do Niej, O Salutaris i Tantum ergo. Kościół wypełniony był po brzegi.
Ludzie nawet podczas nowenny otrzymywali różne łaski. Jeden oj­ciec aż płakał z radości, że nawróciła się jego córka do Pana Boga, której nie mógł przedtem w żaden sposób do Kościoła sprowadzić! Drugą tak bardzo zęby bolały, że nie mogła sobie dać rady, a po przyłożeniu św. re­likwii zaraz ból ustał. - Inna dziękuje bł. Bronisławie, że ku zdumieniu lekarzy, oczko jej syna znacznie się poprawiło. A ile dziękuje za powrót do Boga i pojednanie się z Nim. które całymi latami odkładali mimo róż­nych sposobności do tego... aż bł. Bronisława ich nawróciła".
Ks. A.G. Lyndora Pa 6 kwietnia 1935 r.

Zamieszczone poniżej świadectwa cudów dokonanych za przyczyną bł. Bronisławy pochodzą z czasów nam współczesnych. Te dotąd nie publikowane, niezwykle interesujące relacje uzyskaliśmy dzięki uprzej­mości Sióstr Norbertanek.

Różne sytuacje ludzi współczesnych sprawiają, że wielu z nich pro­si, by przy ogłaszanych cudach i łaskach zachować anonimowość. Jed­nak w sumieniu zapewniamy Czytelników i czcicieli bł. Bronisławy, że wszystkie podane tutaj cuda i łaski są zupełnie autentyczne, zapisywane w dokumentacji, która znajduje się w Archiwum Sióstr Norbetanek w Krakowie.
W 1961 roku w Łodzi zdarzył się cud przywrócenia wzroku Pani R.K., pracującej w Fabryce Włókienniczej.
Gdy Pani R. miała jeszcze kilka lat do emerytury, wówczas straciła wzrok. Zrozpaczoną kobietę dobra siostrzenica prowadziła do kościoła oo. Jezuitów, gdyż tam codziennie uczestniczyła we Mszy św. i przyjmo­wała Pana Jezusa. O nieszczęściu pobożnej, zmartwionej kobiety, do­wiedziała się jej przyjaciółka, która poradziła zmartwionej koleżance zwrócić się do bł. Bronisławy. Nie mogąc modlić się z książeczki, cho­ra sercem, jak umiała, prosiła patronkę Polski o pomoc. Tak ukończyła pierwszą nowennę, bez widocznego efektu. Rozpoczęła jednak drugą nowennę w tej samej intencji i oto w czwartym dniu tej drugiej nowen­ny, gdy wracała od balustrady po przyjęciu Komunii św. z wielkim oży­wieniem i radością, odzyskała wzrok. Z gorącą podzięką wysłała drugi już list do sióstr norbertanek (pierwszy był z prośbą). Widziała aż do śmierci. O stanie widzenia zawiadamiała rokrocznie klasztor Sióstr Nor­betanek.

.,Glosiłem kazania po dwa dziennie przez cztery dni ku czci naszej kochanej bł. Bronisławy. Obraz Jej został umieszczony w prezbiterium na ścianie. Jak mi opowiadają księża, tam, gdzie odprawiałem nabożeństwo do bł, Bronisławy, otrzymują liczne intencje mszalne, jako podziękowanie za łaski otrzymane za Jej przyczyną".

Ks. A.G. Lyndora Pa, 3 maja 1935 r.

Pani Sz.R. martwiła się dzieckiem, które po chorobie opon mózgo­wych miało obezwładnione nóżki. Leżało w szpitalu w bezruchu. Ona gorąco modliła się o łaskę uzdrowienia dziecka. Bł. Bronisława wysłu­chała, po ufnych modlitwach Pani Sz.R.. Dziecko najpierw mogło spu­ścić nóżki z łóżka, co przedtem było niemożliwe, i chodzić powoli po sa­li. Wkrótce zupełnie wyzdrowiało.

Nauczycielka z okolic Krakowa, Pani M.H. pod koniec lat 70. przy­szła do furty klasztornej, bardzo zmartwiona. Matka małego dziecka beznadziejnie chorego na chorobę heinego-medina przyszła z gorą­cą prośbą o jak najwcześniejszą Mszę św. przy ołtarzu bł. Bronisławy o uzdrowienie ciężko chorego dziecka. Wprawdzie Msze św. wtorkowe były już zajęte, ale dzięki uprzejmości naszego ks. Proboszcza, podałam strapionej matce inną datę, możliwie najwcześniejszą. Wdzięczna kobie­ta zapewniała, że mimo rannej pory, przyjdzie, by uczestniczyć w tej Mszy św. Kobieta rzeczywiście zdążyła przyjechać na tę Mszę św., lecz przyjechała z pogodnym wyrazem twarzy i bukietem czerwonych goź­dzików, mówiąc: „Proszę poprosić kapłana, żeby ta Msza św. została od­prawiona jako dziękczynna, a nie błagalna, gdyż dziecko pod wpływem modlitw do bł. Bronisławy zupełnie wyzdrowiało. Ponieważ niedawno rozmawiałam z matką tej dziewczynki, która obecnie ma już kilkanaście lat, jej wówczas chore dziecko wyrosło na piękną dziewczynę, którą wi­działam na zdjęciu.
(M.H.M.)

 zaczęło się już rozwijać, grożąc poważnym nowotworem. Zmartwiony człowiek udał się do swych kolegów lekarzy z tej samej uczelni, z proś­bą o radę, jak temu zapobiec. Obydwaj po dokładnym obejrzeniu twarzy powiedzieli: „To ma tendencje wzrostowe, należy pospieszyć się z ope­racją", i wyznaczyli na to dzień 11 listopada 1983 r. Profesor po powro­cie do domu oświadczył to matce, która również zasmuciła się, ale po­nieważ od dawna ufała bł. Bronisławie, poradziła synowi, aby chore miejsce pocierał relikwią bł. Bronisławy, którą posiadała już od dawna w najmniejszej odrobinie od sióstr norbertanek, wdzięcznych za jej pomoc w różnych sprawach kultu dla bł. Bronisławy. Chory natychmiast usłuchał i razem z matką modlił się do znanej Lekarki Chorych. Tutaj także nie zawiodła bł. Bronisława. Jeszcze w tym samym miesiącu, przed dniem operacji, zagrożona twarz powróciła do normy, a uradowa­ny profesor poszedł znów do tych samych lekarzy, z nadzieją że opera­cja nie będzie potrzebna. I tak było naprawdę. Lekarze byli zdumieni ta szybką zmianą, sądzili, że chory leczy! się u Harrisa. Zarówno matka, jak i syn napisali serdeczne podziękowanie do naszej Patronki z opisem tego cudu. 

W latach 80. Pani W. z okolic Poznania pisała do klasztoru Sióstr Norbertanek, będąc w trakcie wielkiej depresji z powodu wielkiego zmartwienia, które ją gnębiło. Zarówno jej zięć, jak i rodzony syn, wpa­dli w straszny nałóg pijaństwa, prawie beznadziejny. Kobieta również słyszała o bł. Bronisławie, pisała do nas w swych błagalnych listach, prosząc o modlitwę do bł. Bronisławy, by odwróciła to nieszczęście od zięcia, jak i od umiłowanego syna. Wprawdzie niezbyt nagle, jak to by­ło w innych cudach, ale wszystko zostało zmienione jak najzupełniej i tych dwóch mężczyzn, o których martwiła się kobieta, powróciło do większej jeszcze pracowitości i szlachetnego życia.
Obecnie w roku 1998, kiedy przygotowujemy do druku te cuda, po tylu latach, kobieta nadal utrzymuje kontakt z klasztorem Sióstr Norber­tanek, przysyłając ogromne wyrazy wdzięczności za doznane łaski od bł. Bronisławy.
Profesor jednej ze znanych uczelni w Krakowie wpadł w wielkie zmartwienie, gdyż stwardnienie na policzku, które miał już od dawna,

W ostatnich latach, podczas odnawiania obrazów w klasztorze Sióstr Norbertanek w Krakowie artyści prof. Bronisław D. i jego współpracownik Pasternak J. zeznali mi o następującym cudzie błogo­sławionej.
Wyjeżdżali z Brdowa w kierunku Częstochowy, zauważyli przed so­bą „balansujący" samochód „Fiat" 126p, co wyraźnie groziło zderze­niem czołowym. Pan Pasternak, zarówno wybitny kierowca, jak i arty­sta, lękając się katastrofy, skręcił na brzeg szosy, z której wpadli w niegłęboki rów, autem do góry kołami. Pan Bronisław zauważywszy tę sytuację pyta kolegi: „Juruś, jesteś żywy?, a ten odzywa się: „Tak zupeł­nie". Zanim wyszli na zewnątrz przez wybitą szybę, pan Bronisław z wdzięcznością chwycił relikwiarz-pektoralik z relikwią bł. Bronisławy i zrozumiał wszystko. Gdy obaj radośni znaleźli się na ziemi, zauważy­li obok siebie znaczną grupę ludzi krzyczących: „Odwrócić samochód, odwrócić samochód, tam są zabici", wtedy pan Bronisław wyjął reli­kwię i pokazał grupie ludzi, mówiąc: „Nikogo tam już nie ma, tylko my­śmy tam byli, jesteśmy zupełnie zdrowi". Z pomocą ludzi odwrócono samochód z wybitą szybą, bez żadnej innej szkody. Artyści wsiedli na nowo i szczęśliwie dojechali do celu. Podobnych cudów jest więcej.
W czasie ostatniej powodzi, w lipcu 1997 roku, groziła w Krakowie wielka powódź, ze względu na bardzo podniesioną Wisłę i Rudawe. Gdy fale ciągle rosły, wówczas ks. mgr Krzysztof Strzelichowski, który był wśród ratujących mury plebanii, wbiegł do kościoła po relikwiarz z ko­stką bł. Bronisławy i pobłogosławił Wisłę, i oto fale Wisły, które wpraw­dzie klasztorowi nic złego nie uczyniły, ale zdążyły już wlać się do piw­nic parafialnych na wysokość 120 cm, powoli zaczęły się uspokajać. Wprawdzie środki masowego przekazu ogłaszały nowy wielki zalew fal, jednak w województwie krakowskim powodzi nie było, choć znane są jej wielkie szkody wyrządzone w innych województwach. O tym cudzie zawiadamiały nasze parafianki naszego ks. infułata Jerzego Bryłę, który po powrocie z urlopu wakacyjnego publicznie to ogłosił wszystkim wiernym, tłumnie zgromadzonym podczas nabożeństwa tridualnego, które celebrował Ks. Kard. Franciszek Macharski.

Małżeństwo krakowskich artystów, zmartwione ciężką chorobą swej pierwszej córeczki, którą w beznadziejnym stanie oddano do szpitala, gdy i tam okazał się stan bardzo krytyczny, przywieźli dziecko do domu, by przed ewentualnym zgonem ochrzcić je w miejscowym kościele. Te­go obrzędu dokonał ks. proboszcz Jerzy Bryła, który jest duszpasterzem artystów. Ks. proboszcz znajdował się przy ołtarzu bł. Bronisławy, gdzie odprawiał Mszę Świętą. Niezawodna lekarka Chorych bł. Bronisława spełniła prośbę artystów państwa Kumalów, którzy przybyli z radością oznajmić to swojemu duszpasterzowi. Obecnie maleńka Maria Bronisła­wa, uzdrowiona przez naszą Patronkę, uczęszcza do szkoły podstawo­wej, wykazując wielkie zdolności artystyczne w kierunku gry na skrzyp­cach. Zaś jej młodsza siostrzyczka Kazimiera, która urodziła się parę lat później u państwa Kumalów, jest również utalentowanym dzieckiem w kierunku malarstwa, jak jej ojciec.

W roku 1964 jeden z naszych kapłanów, katecheta, bardzo prosił o zastąpienie go w jego pracy katechetycznej w klasach I-VII, oraz w pracy z dziećmi mającymi przystąpić do I Komunii św. Ks. katecheta musiał wyjechać na konieczne leczenie do Zakopanego. Mnie zaś od parudziesięciu lat prześladowały tzw. migreny, w miarę upływających go­dzin dnia bóle nasilały się i były coraz bardziej dokuczliwe. Z Bożą po­mocą wszystko szło dobrze. Jednak kilka tygodni przed terminem I Ko­munii św., w dzień lekcji nie miałam możności prowadzenia lekcji, nie mogłam wymówić słowa ani wykonać żadnego ruchu, gdyż ból - zda­wało mi się - rozsadza mi głowę. Wówczas sercem i myślą zwróciłam się do naszej ukochanej Patronki - bł. Bronisławy, prosząc, by złagodzi­ła mi ten ból na dwie godziny, abym mogła przeprowadzić lekcje, przy­gotowujące dzieci do I Komunii św. I oto w tym samym momencie ból głowy zupełnie ustąpił i mogłam pójść już do dzieci. Ciekawe, że do dziś (1998), nie miałam żadnego bólu głowy.
Katechetka S.H. norbertanka

Żródło tekstu: http://norbertanka.blogspot.com/2011/05/aski.html


O otrzymanych łaskach za przyczyną bł. Bronisławy prosimy infor­mować Siostry Norbertanki. Prośby o obrazki, modlitwy i wszelkie spra­wy, związane z kultem bł. Bronisławy, prosimy kierować pod adresem:
Klasztor Sióstr Norbertanek
ul. Kościuszki 88
30-114 Kraków
tel.(12) 422-73-61