Pewien zadomowiony w elektronicznych mediach głównego nurtu kapłan rzucił ostatnio w internetowej dyskusji złośliwe stwierdzenie (osąd?): „Boli was po prostu ten Papież”. Chodziło o tych, którzy ubolewali nad łatwością, z jaką papieskie wypowiedzi z pokładu samolotu lecącego z Brazylii do Rzymu zostały wykorzystane przez ludzi Kościołowi wrogich.
Czy rzeczywiście „papież nas boli”? 
Nie papież boli, ale delirium głupiego entuzjazmu dla papieża w kościelnym mejnstrimie (papież znowu zrobił coś nietypowego, nowego, niebywałego, innego niż wszyscy papieże – jak zajebiście! - chciałoby się powiedzieć cytując znanego dominikańskiego duszpasterza młodzieży) - które to delirium skutkuje ułatwieniem antykościelnym mediom przekłamywania słów papieża (papież zniósł Przykazania Boże - inaczej niż poprzedni papieże). To całe zdejmowanie butów, mucetów (tak, jakby św. Franciszek odarłszy się z szat świeckich odrzucił płaszcz, którym okrył go biskup) czy też mycie nóg muzułmanom w Wielki Czwartek (na pamiątkę mycia nóg uczniom złączonym z nim przez akt wiary przecież).
Dzisiaj ten festiwal kończy się żałosnymi zachwytami Lisa, Żakowskiego et consortes nad wymyślonym przez nich papieżem, z równoczesnym niezrozumieniem wielu katolików dlaczego takie wykorzystanie papieża było w ogóle możliwe. 
Tylko proszę nie mówić, że to wina wrogich Kościołowi mediów. Można, naprawdę można było zrobić wiele, by dzisiejsza sytuacja nie była tak łatwa do wywołania. Jak? Choćby nie donosząc z entuzjazmem flaubertowskiej pensjonarki o każdej "nowości" i "rewolucji", jaką Franciszek zrobił. A tym zajmowały się przez ostatnie cztery miesiące główne media katolickie, biskupi, duszpasterze z o. Lombardim na czele, który pobił chyba wszystkie rekordy niekompetencji połączonej z samozachwytem („Uwaga, dziennikarze, dzisiaj papież znowu zrobi coś nowego. Nie przegapcie”).

Jeśli o cokolwiek ośmieliłbym się mieć do samego papieża pretensje (choć to złe słowo, chodzi mi raczej o pytanie, które chciałbym mu zadać): dlaczego papież sam dał impuls do tego procesu? Dlaczego w ten schemat papieża, który co dzień ma jakąś niespodziankę i nowość zaczął wchodzić? Czy papież naprawdę myślał, że współczesne media jego słów i gestów nie przemielą, nie wypaczą, nie przedstawią jako wezwania do odrzucenia przykazań? Czy papież naprawdę myślał, że nie są zdolne do takich kłamstw?

Przecież Benedykt XVI też rozmawiał z dziennikarzami i też czasem ponosił go język. Tyle tylko ze całą swoją postawą, gestami wysyłał sygnał pierwotniejszy w stosunku do swoich słów: nie chcę być papieżem innym niż wszyscy, nie chcę epatować nowinkami, nie chcę mówić nic innego niż to, co Kościół głosi od zawsze. To niejako "na wejściu" zniechęcało dziennikarzy do "przyłapywania go na słowie".

Paradoskalne jest to, że przy swoim pragnieniu "wtopienia się" w łańcuch swoich poprzedników i następców Benedykt XVI był pod pewnymi względami prawdziwym rewolucjonistą, człowiekiem myślącym bardzo niekonformistycznie. Tyle, że nie był to nonkonformizm w stosunku do magisterium Kościoła ani wobec wielowiekowych zwyczajów watykańskich, które przecież nie kształtowały tak naprawdę życia kościelnego dzisiaj) ale nonkonformizm w stosunku do kościelnego establiszmentu od pół wieku trzęsącego Kościołem. Establiszmentu liturgistów śniących swój sen o udanej rewolucji liturgicznej, establiszmentu teologów będących prorokami hermeneutyki zerwania i nieciągłości, establiszmentu autorów strategii duszpasterskich z hucznymi akcjami ewangelizacyjnymi projektowanymi w obojętności wobec nauki Kościoła i wobec własnej tradycji liturgicznej. Ratzinger mimo zajmowania najwyższych stanowisk w Kościele zawsze był poza tym establiszmentem i nigdy nie został tak naprawdę uznany przez ten establiszment nie tylko za autorytet, ale nawet za partnera do rozmowy.

Co więcej: prawdziwe i szczere pójście za Ratzingerem/Benedyktem (to był dopiero „raban w Kościele”) w praktyce Kościoła nie skutkowało niczym więcej niż albo odstawieniem na boczny tor albo represjami: wyrzuceniem z seminarium, odebraniem katedry na uniwersytecie, przeniesieniem do innej parafii. Na pewno kariery w Kościele na Ratzingerze/Benedykcie" zrobić się nie dało.

not. ToR