Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Kiedy cztery lata temu działacze „Solidarności” zablokowali Sejm w proteście przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego, ówczesny prezydent Bronisław Komorowski stanowczo potępił te działania. Określił je jako „przekroczenie normalnej, zdrowej zasady prawa do demonstracji”. Kiedy jednak poseł Krystyna Pawłowicz opuszczała Sejm w eskorcie policji, prezydent Komorowski przyznał, że miał wtedy „satysfakcję”, nie dodając jednak, dlaczego posłanka opuszczała budynek Sejmu w eskorcie policji i jaki „komitet powitalny” jej przy tym towarzyszył... Również była premier Ewa Kopacz mówiła dwa lata temu, że rząd „obala” się przy urnie wyborczej, nie na ulicy, dziś jednak chętnie uczestniczy w manifestacjach KOD

Dawid Wildstein, szef publicystyki TVP Info: Jest to po prostu hipokryzja polityków, którzy zmieniają zdanie w zależności od swojej sytuacji i miejsca, w którym się znajdują. Ale to rzecz oczywista, a jedyne, czemu można się dziwić, to fakt, że ta hipokryzja jest aż tak eksponowana, nie widać za to żadnej refleksji. Jednak to, co działo się podczas wyjścia z Sejmu poseł Pawłowicz, przekraczało to wszelkie zasady debaty publicznej.

Prezydent Komorowski ma pełne prawo do swoich poglądów politycznych, wolno mu być nawet bardzo przeciwko PiS. Jednak akceptując tego rodzaju barbarzyńskie zachowania, pokazuje wyłącznie, jak nisko upadła debata publiczna ze strony takich niby-autorytetów. Bronisław Komorowski ma pełne prawo wyrażać swoje antypisowskie poglądy i jedyne, co mnie w tym razi, to, że nawet nie ukrywa w tym swojej hipokryzji. Nadal jednak ma prawo po swojemu oceniać rząd PiS, ale nie akceptując barbarzyńskie i groźne działania.

Politycy opozycji mówią, że protestują w obronie wolności słowa i wolności mediów, choć zdaje się, że preludium do wydarzeń z zeszłego piątku można szukać jeszcze w wydarzeniach z 10-13 grudnia. Czy to rzeczywiście w Pana ocenie jest protest w obronie mediów, czy raczej może... Protest przeciwko wszystkiemu?

Nie był to bunt w obronie mediów, gdyż o mediach opozycja i ci, którzy ją popierają, zapomnieli wręcz błyskawicznie. Osobiście uważam, że pomysły ograniczenia pracy dziennikarzy w Sejmie w taki sposób, w jaki zostają przedstawione, mogą wywołać sprzeciw. Jest jednak coś groteskowego w tym proteście. Używa się bowiem najmocniejszych słów, mówiąc o standardach, które tak naprawdę zostały przyjęte w wielu państwach Unii Europejskiej, a są przecież kraje, gdzie dostęp dziennikarzy do parlamentu jest jeszcze bardziej ograniczony. Groteską jest jednak to, że w tym proteście na świętych kreują się posłowie partii, która inwigilowała dziennikarzy, zamykała ich do więzień, niszczyła różne redakcje. Warto przypomnieć, za jakich czasów naprawdę była zagrożona wolność mediów, tym bardziej, że można tu podać konkretne przykłady, na przykład nasłanie służb specjalnych na dziennikarzy. Nie jest zagrożona teraz, gdy usiłuje się przedstawić projekt, który dopasuje sposób pracy w Sejmie do standardów Unii Europejskiej. Zaznaczę, że sam jednak nie rozumiem, po co jest ta ustawa, ponieważ zawsze lubiłem w polskim parlamencie to, że będąc dziennikarzem można poruszać się po nim swobodniej, niż na przykład w niektórych krajach Unii.

Czy może dojść do dalszej eskalacji tego konfliktu? Czy takie sytuacje będą się powtarzać i czy jest możliwość, że pójdzie to jeszcze o krok dalej?

Trudno mówić tu o eskalacji, ponieważ opozycja tę sytuację tak naprawdę przegrała. Niemniej, faktem jest, że kiedy sondaże partii opozycyjnych lecą w dół i nie dają politykom gwarancji takich zmian, jakich by oczekiwali, to tego typu destabilizacja, sprowadzanie debaty publicznej do awantury, kłamstwa, wysyłanie do Unii Europejskiej fałszywych informacji, jak w sławetnym materiale z panem Wojciechem Diduszko, który najpierw miał stracić przytomność z powodu pobicia na ulicy przez nieistniejącego policjanta, zaś później okazało się, że po prostu kładł się na jezdni przed nieistniejącym samochodem. Być może pan Diduszko widzi rzeczy, których inni nie widzą, ma do tego prawo, warto jednak przypomnieć, że został wykorzystany przez narrację Platformy Obywatelskiej, puszczoną również na zewnątrz państwa polskiego, jako faktyczna ofiara terroru. To właśnie pokazuje stopień zakłamania opozycji.

Jeden z dość charakterystycznych polityków opozycji, poseł Stefan Niesiołowski udzielił niedawno wywiadu dla prokremlowskiego portalu Sputnik News. Niesiołowski wyraził przypuszczenie, że minister Antoni Macierewicz czy minister-koordynator ds. służb specjalnych, Mariusz Kamiński, mogą zaproponować „użycie siły” czy „strzelanie do ludzi”, jak na Wybrzeżu w 1970 r.

Osobiście już nie wierzę, że ten człowiek ma jakiekolwiek granice przyzwoitości. Wykorzystywanie  prokremlowskich narzędzi propagandowych tylko po to, aby uderzyć w obecny rząd ostatecznie pokazuje poziom posła Niesiołowskiego. Z całą pewnością warto o tym mówić, ale komentować tej sytuacji chyba nie trzeba.

Bardzo dziękuję za rozmowę.