Przez Warszawę przeszedł marsz tysiąca tóg. Uczestnicy antyPiSowskiego zgromadzenia szli z poparciem dla sędziów, którym rzekomo zagraża terror "kaczystowskiego" reżimu. Według urzędników stolicy (przypadkiem rządzonej przez PO) miało być ich 15.000 lub 30.000 (dla porównania, Marsz Niepodległości dobijał do 250.000). Marsz można było spacerkiem obejść w mniej niż 10 minut.

 

Nie da się ukryć, że opozycji jak do tej pory nie udało się wyjaśnić większości Polaków czemu ustrój i praktyka sądownictwa w III RP, na którego działania skarżyło się wielu Polaków, były takie fajne, a obecne zmiany są takie złe.

Opozycji nie udało się też wyjaśnić Polakom co jakoby akcja obrony dotychczasowego ustroju i praktyki sądownictwa ma wspólnego z konstytucją (która jasno wskazuje, że władza w Polsce należy do narodu, który tę władzę sprawuje za pośrednictwem posłów, a nie sądów), demokracją i trójpodziałem władzy Monteskiusza (władze nie tylko powinny być niezależne, ale pochodzić z wyborów demokratycznych, z których dziś w Polsce sędziowie nie pochodzą).

Nad marszem powiewały setki niebieskich unijnych i tęczowych "flag". Można się zastanawiać, czemu geje są przeciwni ustawie o sądach.

Najzabawniejsza, ale całkowicie zrozumiała, była obecność na marszu Piotra Najsztuba. 

Jan Bodakowski