Czego by nie mówić o papieżu Franciszku, ma na swoim koncie na pewno jedną ogromną zasługę: środowiska lewicowo-liberalne, przynajmniej w Polsce, zaczęły żywo interesować się Kościołem Katolickim. Problem w tym, w którą stronę to zainteresowanie idzie, bo sprawujący obecnie swój pontyfikat następca św. Piotra ma niebywałe szczęście do wybiórczego interpretowania jego słów. Prowadzi to nierzadko do kuriozalnej sytuacji, gdy część praktykujących katolików, zwykle ze środowisk konserwatywnych, oburza się na wypowiedzi o homoseksualistach, rozgrzeszaniu z aborcji czy imigrantach lub gesty miłosierdzia wobec uchodźców z Bliskiego Wschodu , a znów liberalni, często "letni" katolicy, którzy uważają, że Kościół powinien "iść z duchem czasu" (czegokolwiek by to nie oznaczało, a do tego worka można włożyć bardzo wiele), za wyżej wymienione papieża chwalą, mówią, że wreszcie mamy prawdziwego papieża. Z jednej strony: "fajny, nowoczesny, postępowy, tolerancyjny papież, który popiera aborcję, homoseksualistów i mówi, że kto nie chce przyjąć uchodźców, ten nie jest prawdziwym chrześcijaninem" (sic!), z drugiej strony: "Fałszywy prorok, mason, czarny papież, oszust", a nawet "antychryst" (to ostatnie określenie może nie zdziwi nikogo pod warunkiem, że wypowiada je świadek Jehowy, tymczasem po niektórych wypowiedziach czy gestach Ojca Świętego wypowiadają je osoby nazywające się katolikami).

Od jakiegoś czasu w mediach, które można zaklasyfikować jako właśnie "liberalne" czy też "lewicowo-liberalne", papież Franciszek jest pewnego rodzaju "maskotką". Może to nieco kontrowersyjne, określać Najwyższego Kapłana Kościoła Katolickiego "maskotką", ale można odnieść wrażenie, że właśnie za "maskotkę" pewnym środowiskom Ojciec Święty służy. Może "maskotkę", a może postać-symbol, postać cytowaną, wielkiego człowieka, który wypowiedział ważne słowa, dokonał historycznego czynu, walczył o prawa jakiejś społeczności, napisał ważną, elektryzującą, ciekawą powieść uznawaną za klasykę literatury, ale może być to i celebryta, który np. wyzwolił się z jakiegoś nałogu, zmagał się z depresją, wyszedł z biedy i daje nam, "zwykłym ludziom" przykład. Wśród treści udostępnianych przez naszych znajomych na Facebooku często możemy przecież zobaczyć zdjęcia czy portrety rozmaitych znanych postaci, postaci historycznych, postaci "ligi światowej", a pod spodem: z jakiegoś powodu ważną wypowiedź tej osoby. Przeglądając Facebooka codziennie zobaczymy na tablicy np. Winstona Churchilla, Dalajlamę, Boba Marleya, Margaret Thatcher, George'a Orwella, św. Jana Pawła II, bł. Matkę Teresę z Kalkuty, Nelsona Mandelę, Martina Luter-Kinga, Robina Williamsa, właśnie papieża Franciszka i wielu innych. Różne postacie o różnych poglądach, z różnym dorobkiem, od sacrum do profanum, od sacrum do popkultury... Od któregoś z historycznych prezydentów po Kubę Błaszczykowskiego i Anię Przybylską. O Bogu, o pomaganiu, o cieszeniu się tym, co mamy, o tym, że jutro może być lepiej... Rozpowszechnianie cytatów, wierszy, złotych myśli to rzecz, mówiąc kolokwialnie i nieco przesadnie, "starsza niż węgiel". Kiedyś wpisywało się je przyjaciołom do pamiętnika bądź samemu prowadziło taki zeszyt, dziś mamy media i internet. 

Kilka tygodni temu podczas wizyty w Villa Nazareth Ojciec Święty powiedział niezwykle ważne słowa o pomaganiu potrzebującym, o przyjmowaniu potrzebujących, o tym, że tworzymy społeczeństwo "zamkniętych drzwi". Na co portal naTemat.pl napisał tekst pod pięknym tytułem: "Papież Franciszek: Kto nie przyjmie uchodźców, ten nie jest chrześcijaninem". Dalej autor pyta filuternie: "Co na to polscy katolicy?" Warto zauważyć, że Ojciec Święty nie użył słowa "uchodźcy", a "potrzebujący", zaś to pojęcie niesie za sobą wiele znaczeń, trudno zawężać je jedynie do uchodźców z Bliskiego Wschodu. Następnie dodał: "i nie mówię tylko o migrantach, co jest światowym problemem politycznym". Zrozumienie tej wypowiedzi, dzięki słowom "światowym" i "politycznym", staje się prostsze, niż moglibyśmy przypuszczać.

Z kolei w poniedziałek 4 lipca redaktor Katarzyna Wiśniewska z "Gazety Wyborczej" bardzo zmartwiła się treścią... ogłoszeń duszpasterskich w polskich kościołach. Cóż, jeżeli dziennikarze "Gazety Wyborczej" zaczęli chodzić do kościoła, można dostrzec jakąś nową jakość. "Palec Boży"? Magnetyzm Franciszka? Lewicowo-liberalne media i autorytety lubią porównywać rząd PiS to do rządów Hitlera, to do rządów Stalina, trudno im się w tej kwestii zdecydować, "obaj dobrzy". Zaś ucieczkę przed wszelkim totalitaryzmem obywatele, jak uczy nas historia, znajdowali w Kościele Katolickim. Jeśli stosować logikę Wyborczej i naTemat, może o to tu chodzi i jest nawet jeszcze lepiej, bo kościoły przyciągają ateistów? Mniej optymistyczny wariant to chęć napisania kolejnego artykułu, np. o "ciemnocie katolików" czy "zacofaniu księży". Lub autorka po prostu w kościele nie była, a o zaproszeniu od episkopatu tylko usłyszała... Dlaczego więc redaktor Wiśniewska postanowiła cały artykuł poświęcić niekoniecznie najważniejszej części Mszy Świętej? W parafiach w całej Polsce podczas ogłoszeń duszpasterskich w jedną z niedziel drugiej połowy czerwca odczytano zaproszenie na Światowe Dni Młodzieży. Zrozumiałe, przecież Wyborcza właściwie uważa, że Światowe Dni Młodzieży są nam niepotrzebne, Polski na nie nie stać, lepiej przeznaczyć te pieniądze na pomoc głodnym dzieciom. Jeśli chodzi o pielgrzymów z całego świata to ta wszechobecna Czerska tolerancja też staje się jakby mniejsza. Ale nie. Nie w tym rzecz. Niech już sobie będą te ŚDM, problem w tym, kto na nie zaprasza. W tym zaproszeniu skierowanym do młodzieży z całego świata zabrakło bowiem wyszczególnienia papieża Franciszka, za to biskupi w liście wspominają często o św. Janie Pawle II. Cóż, wydaje się oczywiste, że Światowe Dni Młodzieży to przede wszystkim spotkanie Ojca Świętego z młodzieżą. Było tak, odkąd zainicjował to wydarzenie św. Jan Paweł II, kontynuował Benedykt XVI, kontynuuje także Franciszek. Katarzyna Wiśniewska zastanawia się, dlaczego biskupi tego ostatniego w swoim zaproszeniu na ŚDM jakby pomijają. Dziennikarka skontaktowała się w tej sprawie z rzecznikiem KEP, który odpowiedział, że gdy jest mowa o ŚDM, to jest mowa o papieżu Franciszku. Taka odpowiedź ks. Pawła Rytla-Andrianika nie usatysfakcjonowała dociekliwej redaktor. "To metafora mizernej obecności papieża i jego nauki w polskim Kościele. Przed pierwszą wizytą Franciszka w Polsce, która rozpocznie się za kilka tygodni, to słaby prognostyk".- pisze Katarzyna Wiśniewska. Dalej autorka artykułu pt. "Papież, gość kłopotliwy" zauważa, że na Ojca Świętego w Polsce nikt za bardzo nie czeka, a ŚDM kojarzone są raczej ze św. Janem Pawłem II i to raczej wizerunek Papieża Polaka firmuje to wydarzenie. Cóż, może dlatego, że to właśnie ten papież je zainicjował, a jego następca wybrał Polskę też nieprzypadkowo?

Dalej autorka sugeruje, że premier Beata Szydło boi się, że... Ojciec Święty pouczy ją i prezydenta Andrzeja Dudę w kwestii przyjmowania uchodźców i chce "tego dziwnego papieża oswoić programem 500 plus". Aż się prosi, by dopisać, że papież na pewno szepnie pani premier do ucha, by opublikowała wyrok Trybunału Konstytucyjnego.

"Wiele analiz poświęcono temu, jak bardzo PiS odsuwa nas od Europy. Ale niemal równolegle od Kościoła europejskiego coraz większym murem odgradzają się polscy biskupi. Wystarczy wspomnieć zgrzyt, do którego doszło między Episkopatem Polski a biskupami europejskimi w sprawie - krytycznego wobec rządów PiS - artykułu Henryka Woźniakowskiego zamieszczonego w "Europe Infos", oficjalnym miesięczniku Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE)."

Okazuje się, że jeśli chodzi o PiS, uchodźców i Trybunał, to Kościołowi nagle wolno wtrącać się do polityki, a przynajmniej nie mówi się, iż nie powinien do polityki się mieszać. Gdy z kolei porusza kwestie, które polityczne nie są, wtedy przypomina się o "rozdziale kościoła od państwa". Niebywałe!

"Papież szanuje Europę, a Europa docenia papieża, dając mu Nagrodę Karola Wielkiego przyznawaną za zasługi dla pokoju i jedności w Europie. Jak na ironię w ceremonii wręczenia nagrody w Watykanie uczestniczyli przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk - cała trójka znienawidzona przez partię rządzącą."- pisze dalej redaktor Wiśniewska, a potem rozwodzi się nad "hejtem na skrajnej prawicy". Pytanie, kto miałby w takiej ceremonii uczestniczyć, jeśli nie przewodniczący Komisji Europejskiej. Powstaje pytanie, co ci ludzie wręczający nagrodę zrobili z Europą.

"Episkopat powinien się obawiać nie tylko pustek na polskich ulicach podczas przejazdu papieża, ale wręcz nienawistnych gestów wobec niego. Jeśli do tak jawnego afrontu dojdzie w "ojczyźnie Jana Pawła II", polski Kościół długo nie podniesie się po takiej wizerunkowej klęsce"- ostrzega autorka. Tekst jest długi, ciężko rozwodzić się nad całością. Redaktor Katarzyna Wiśniewska łaskawie raczyła zauważyć, że niechęć do przyjmowania uchodźców do Polski nie jest równoznaczna z niechęcią do pomocy (tyle że na miejscu, poprzez np. "korytarze humanitarne"). Abstrahując od zamachów w Brukseli i Paryżu dokonanych przez dżihadystów, którzy przedarli się do Europy z uchodźcami... To różne media wciąż donoszą, że ci ludzie nie chcą być w Europie, w Polsce, że przemieszczają się, wracają do siebie, niekiedy nie zgłaszają się do konsulatów w państwach, gdzie przyznano im azyl. Co w takiej sytuacji? Na siłę? To takie niehumanitarne... Pod koniec okazuje się, że na papieża Franciszka w Polsce czeka jedynie katolicka inteligencja. Czyli środowisko wydawnictwa "Znak" czy "Tygodnika Powszechnego", ale... "w kościele to raczej nisza".

Wisienką na torcie jest umieszczony pod tekstem materiał filmowy "Kto kocha Franciszka"? "W jaki sposób Polacy postrzegają papieża Franciszka? Czy przepaść między prawicą a papieżem jest możliwa do zasypania? W jaki sposób wizyta Franciszka w Polsce mogłaby zmienić myślenie niektórych Polaków? Odpowiedzi znajdziesz w materiale wideo." Odpowiedzi udzielają zarówno "zwykli obywatele", jak i osoby publiczne. Pani Kasia mówi, że "papież wprowadza treści rewolucyjne dla nas, Polaków, mówiąc o uchodźcach i przyjmując ich do Watykanu". Nastoletni Radek zauważa, że Ojciec Święty "może pokazać polskim biskupom, że niekoniecznie jest tak jak dawniej, że Kościół potrzebuje zmiany". Adam, zapewne maturzysta lub student pierwszego roku podkreśla, że demokracja w Polsce jest obecnie zagrożona, a "słowa Franciszka pomogą te różnice bardzo teraz widoczne załagodzić". Jest i ks. Kazimierz Sowa, który w tym akurat materiale mówi jak ksiądz.

Jednak słowa, które wypowiada w materiale publicysta "Gazety Wyborczej", Jan Turnau, brzmią cokolwiek... niebezpiecznie. Niebezpiecznie dla postrzegania papieża Franciszka. Czy może raczej głupio. Otóż pan Jan Turnau mówi, że Ojciec Święty jest krytyczny wobec Kościoła Katolickiego jak... Jak Marcin Luter! (sic!)

Pani Teresa wypowiadająca się na początku tego minireportażu mówi, że Franciszek to papież wszystkich. "Papież nie do zaszufladkowania".I taka opinia jest chyba najbliższa mnie, zwykłej katoliczce, bez wykształcenia teologicznego. Katoliczce, która chce słuchać zwierzchnika Kościoła, do którego przynależy, jakby nie było, następcy św. Piotra, skały, opoki, na której Chrystus zbudował swój Kościół ale z gąszcza tych wszystkich zniekształceń wypowiedzi, pontyfikatu i postaci papieża Franciszka, dywagacji, czy jest "masonem i lewakiem", czy "wreszcie prawdziwym papieżem", czy jest "nowoczesny i postępowy", czy rzeczywiście idzie drogą Chrystusa i nie prowadzi nas na manowce, prawdziwe wypowiedzi i prawdziwy obraz Ojca Świętego.

Trzy lata temu Franciszek zapowiedział, że kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Polsce. To pokazuje, że przede wszystkim nas łączy. Do Polski przyjadą pielgrzymi z całego świata. Może więc przestańmy "szarpać się" o papieża? Czyj jest, jaki jest, kogo pochwalił, kogo zganił, kogo popiera... Zanim się oburzymy albo ucieszymy, zależy od poglądów że "popiera aborcję i homoseksualistów" (i wtedy odpowiednio albo w bardzo ostrych, wręcz paskudnych słowach zaatakujemy papieża, albo przeciwną stronę rzekomego konfliktu, czyli polskich księży, biskupów czy "bardzo konserwatywnych katolików" określanych w pewnych kręgach jako "katole", "katooszołomy" czy "radiomaryjni dewoci"), starajmy się dotrzeć, co powiedział "tak naprawdę" i jakie znaczenie miało to, co zrobił np. w Wielki Czwartek.

JJ