Matthew Tyrmand w swoim felietonie na łamach "Super Ekspresu" określił agencję ratingową Standard & Poor's mianem "ekonomicznych dziwek". Są to słowa bardzo ostre, ale nie można zaprzeczyć, że jest w nich sporo prawdy.

Jedna z największych agencji ratingowych Standard & Poor's obniżyła niedawno rating Polski z poziomu A- do BBB+, zapowiadając, że prawdopodobne są dalsze spadki. Motywowała tę decyzję obecną sytuacją w naszym kraju, która rzekomo miałaby nieść za sobą zagrożenie dla gospodarki. 

W uzasadnieniu tego kroku S&P ogłosiło:

"nowy rząd Polski zainicjował różne kroki legislacyjne, które uważamy za osłabienie niezależności i skuteczności unijnych instytucji".

Te "różne kroki legislacyjne" to oczywiście podatek bankowy i od hipermarketów, a niezależność i skuteczność unijnych instytucji to innymi słowy interesy niemieckich firm i banków. Na prawdziwą istotę działalności firmy ratingowej zwraca uwagę Tyrmand, jednocześnie wskazując, że S&P ma na sumieniu wiele grzechów.

Jeżeli ktoś się przez chwilę zastanowi nad działalnością firm ratingowych, w jego głowie pojawi się naturalna wątpliwość, czy owe analizy nie są często (a przynajmniej nie mogą być) wyjęte z kapelusza, albo zwyczajnie wymyślone w celu wywierania politycznych nacisków, czy realizacji określonych interesów. Tyrmand wskazuje na to, że S&P w swojej historii dopuszczała się działań, które nie miały wiele wspólnego z rzetelnością i ekonomiczną analizą rynku. Wymienia tu przede wszystkim stosowanie nacisku na Grecję, gdy ta próbowała w jakiś sposób poradzić sobie z krajowym kryzysem. Każdy ruch ze strony Greków był kontrowany przez agencję, która obniżała Grecji rating, co skutkowało realnymi wahaniami na giełdach i w gospodarce. 

Czemu tak? Tyrmand nie ma wątpliwości - chodziło o ochronę interesów Niemiec. Tak wtedy jak i teraz.

Zwraca też uwagę na niekonsekwencję analityków (jeśli w ogóle zasługują na to miano) z S&P. Jak przypomina, szef środkowoeuropejskiego oddziału firmy Marcin Petrykowski jeszcze niedawno głosił, że nasza gospodarka prezentuje unikatową mieszankę gospodarek zachodnioeuropejskich i rozwijających się, wróżąc Polsce świetlaną przyszłość. Nawet po wyborach twierdził, że nasza gospodarka nie jest zagrożona. A teraz? Wystarczył pomysł opodatkowania niemieckiego kapitału i nagle okazuje się, że gospodarka w Polsce jest w bardzo złej kondycji. A przecież realnie nic się takiego nie stało, nie wydarzyło się nic, co by dokonało prawdziwego spustoszenia na rynkach. Tyrmand mówi jasno - tego spustoszenia dokonuje nie PiS, tylko Standard & Poor's walczące o interesy państw zachodnich, którym nie podobają się wyniki wyborów w Polsce.

daug/se.pl