Jeszcze kilka lat temu, gdyby mi ktoś powiedział, że będę prosić o modlitwę za duchowieństwo, uznałabym to za dobry żart.

Wspieranie ich modlitwą wydawało mi się równie celowe, jak przysłowiowe wożenie drewna do lasu - skoro są konsekrowani, z pewnością radzą sobie doskonale ze swoimi problemami, o ile takie w ogóle mają, poza oczywistymi, bo widocznymi chorobami. A ci księża przecież tacy różni: jedni wspaniali, a inni wspaniali inaczej - i jak tu się za tych ostatnich modlić.

Niedawno najbliższą mi osobę dotknęła śmiertelna choroba. Nowenna Pompejańska stała się dla mnie ostatnią deską ratunku. Zostałam wysłuchana w niezwykle krótkim czasie, obdarzona wieloma łaskami Bożymi, ale z tamtej drugiej strony zaczęłam doświadczać różnorakich trudności. Narastających z dnia na dzień, aż do apogeum. Pamiętam doskonale ten moment - byłam bliska przerwania NP za cenę odzyskania spokoju.

Pomogła mi myśl, jak niewiele mi jednak pozostało udręk: jeden miesiąc, to naprawdę bardzo niewiele w porównaniu z sytuacją osób duchownych zgadzających się dobrowolnie znosić podobne męki – może rzadziej, ale do końca swojej ziemskiej wędrówki. Dotarło do mnie wtedy z całą mocą, że ich życie nie jest bynajmniej lekkie, ale naznaczone walką ze złem. Walką groźną i samotną wśród nas świeckich, niezdających sobie często sprawy z przeciwności towarzyszących księżom w posłudze. Uświadomiłam sobie swoją słabość wobec duszpasterzy trwających bez ciężkich grzechów w kapłaństwie i potrzebę wspomagania ich przynajmniej modlitwą.

Znając moc modlitwy wstawienniczej, przypuszczam, że większość ciężkich przewin - jakie popełniają nieliczni duchowni, a których odium spada na całe duchowieństwo - nie miałoby miejsca, gdyby byli omadlani. Co nie oznacza mojego usprawiedliwienia tych grzechów, nie odnajduję go w sobie, ale modlę się za nich, prosząc Boga o ich przemianę i zadośćuczynienie swoim ofiarom.

Z przekonania o cyklicznym czy sporadycznym charakterze przykrości spadających na kapłanów wyprowadziły mnie: modlitwa św. Faustyny za nich “niech moc miłosierdzia (…) chroni ich od zasadzek i sideł diabelskich, które ustawicznie zastawia na dusze kapłana”.

Kapłani pochodzą z ludu, więc są ludźmi z krwi i kości – nie z kamienia – z ludzkimi ułomnościami, problemami, prozaicznymi dolegliwościami, poważnymi chorobami, często z samotnością wśród tych, do których zostali posłani i dla których poświęcili wszystko, co mieli. Ile ich ta ofiara kosztuje, wyraził w wierszu jeden z księży

 



Ks. Michel Quoist:

Jestem sam, Panie, tego wieczoru.
W kościele szum z wolna się uciszył,
Ludzie się rozeszli,
A ja wróciłem do domu
Sam.
Minąłem ludzi idących na spacer.
(...)
Otarłem się o dzieciarnię bawiącą się na trotuarze.
Dzieciarnia, Panie,
Dzieci cudze, które nigdy nie będą moimi.
Więc jestem, Panie,
Sam.
Cisza przygniata mnie.
Samotność gnębi.
Mam trzydzieści pięć lat, Panie,
Ciało takie samo, jak inni,
Ramiona zdolne do pracy,
Serce zachowane dla miłości.
Ale Tobie wszystko oddałem.
To prawda, że były Ci potrzebne.
Dałem Ci wszystko, ale ciężko było, Panie.
Ciężko dać swoje ciało, gdy ono chciałoby oddać się komu innemu.
Ciężko kochać wszystkich, a nikogo nie zachować dla siebie.
Ciężko ściskać czyjąś dłoń, a nie móc jej zatrzymać.
Ciężko rozbudzić czyjeś uczucie i tobie je oddać.
Ciężko niczym być dla siebie, żeby być wszystkim dla bliźnich.
Ciężko być takim jak inni i wśród innych, a być innym.
Ciężko zawsze dawać, a nie ubiegać się o to, żeby brać.
Ciężko wychodzić naprzeciw bliźnich, a wiedzieć, że nikt nigdy nie wyjdzie naprzeciw mnie.
Ciężko cierpieć za grzechy innych i nie móc odmówić słuchania i dźwigania ich.
Ciężko wysłuchiwać tajemnic, a nie móc podzielić się nimi.
Ciężko nieustannie dźwigać innych i nie móc ani na chwilę pozwolić, żeby mnie inni dźwigali.
Ciężko podtrzymywać słabych, a samemu nie móc oprzeć się na silnym.
Ciężko być samotnym.
Samotnym w obliczu wszystkich,
Samotnym wobec świata,
Samotnym w cierpieniu,
w śmierci,
w grzechu.
Synu, nie jesteś sam.
Ja jestem z tobą,
Ja jestem tobą,
(…)
Potrzebny mi jesteś ty, bym mógł dalej zbawiać.
Zostań ze mną, synu.
Otom ja, Panie,
(…)
Powtarzam Ci moje "tak", nie w wybuchu radości, ale wolno, świadomie, pokornie,
Samotny, Panie, przed Tobą,
W ukojeniu wieczoru.


Módlmy się więc za kapłanów… za osoby duchowne w ogóle…
Nie tylko w ten szczególnie poświęcony tej modlitwie dzień… pierwszy czwartek każdego miesiąca, ale każdego dnia.