Są branże, w których przetrwanie kryzysu związanego z ograniczeniami spowodowanymi epidemią koronawirusa, jest szczególnie odczuwalne i zdecydowanie należy do nich turystyka. W niektórych rejonach i obszarach turystyki jest to biznes zdecydowanie sezonowy i w ciągu kilku miesięcy prowadzący ośrodki lub kwatery do wynajęcia często muszą zarobić na utrzymanie na cały rok. Tak też jest z turystyką w górach.
Zapobiegliwi i kreatywni górale jednak wymyślili jak przetrwać w tych trudnych warunkach i na przykład – jak pisze „Rzeczpospolita” - zdalna praca pod Giewontem lub darmowe degustacje mogą uratować tamtejszą gastronomię w tym sezonie zimowym.
Aby przetrwać, górale „organizują np. zamknięte szkolenia kulinarne czy ‚darmowe’ degustacje. Te polegają na tym, że klient płaci rachunek dopiero w drzwiach, opuszczając lokal – by uniknąć spotkania z policją czy sanepidem. Niektórzy właściciele góralskich restauracji usytuowanych w okolicy stoków wprawdzie oferują na wynos kwaśnicę czy grzańca, ale nie zlikwidowali ław stojących na zewnątrz, by ułatwić klientom konsumpcję” – czytamy w „Rzeczpospolitej”.
Nie brak też kreatywności w branży turystycznej. Oto „zamiast pokoi oferują ‚schowki na narty’, a sprzętu sportowego można pilnować także w nocy.
Można też odwiedzić „dawno nieodwiedzaną ciocię” i to tylko i wyłącznie w celach towarzyskich czy rodzinnych, ponieważ w takich sytuacjach „o wypoczynku nie może być mowy”.
Kluby sportowe przeżywają też swoisty boom i zwiększa się ilość ich członków, a sport przecież można uprawiać, a do zawodów można się przygotowywać w hotelach i pensjonatach.
Komuna, zabory i cała masa innych nieszczęść, które się Polsce przydarzyły, to jednak chyba był potrzebny czas. Umiemy jak nikt na świecie myśleć kreatywnie i … co by nie powiedzieć … kombinować.
mp/rzeczpospolita/fronda.pl