20-letni mieszkaniec Madrytu przyznał, że tzw. „homofobiczny atak” na niego w rzeczywistości nie miał miejsca. Homoseksualista wyznał, że wulgarny napis, który, jak mówił wcześniej, miała mu wykonać nożem na pośladkach kilkuosobowa grupa tzw. „homofobów”, tak naprawdę był dziełem znanej mu osoby, a on wydał zgodę na zadane mu okaleczenie.

Sprawą rzekomego „homofobicznego” ataku na hiszpańskiego geja intensywnie żyły w ostatnich kilku dniach media nie tylko na Półwyspie Iberyjskim. Premier centrolewicowego rządu, Pedro Sanchez, na kanwie tego wydarzenia zdążył nawet zapowiedzieć bezwzględną walkę z rzekomą nietolerancją wobec mniejszości seksualnych.

Okazuje się jednak, że 20-latek postanowił zmienić swoje wcześniejsze zeznania i przyznać się do kłamstwa o rzekomym ataku na swoją osobę. Dodatkowo dzienniki dzienniki "La Razon" i "El Mundo", powołując się na swoje źródła w hiszpańskiej policji, poinformowały, że domniemany „homofobiczny” atak nie znalazł również potwierdzenia na jakimkolwiek zapisie monitoringu w madryckiej dzielnicy Malasana, w której niedzielnym popołudniem rzekomo miało do niego dojść.

Wygląda na to, że walka tęczystów z rzekomym zjawiskiem tzw. „homofobii” coraz częściej przypomina szaleńcze szarże Don Kichota, błędnego rycerza z La Manchy, walczącego z urojonym wrogiem, którego tylko on jeden na całym świecie widział.

 

ren/PAP