Iran, który na ogół uchodzi za państwo bardzo nieprzyjazne Chrystusowi, zaskoczył bliskowschodnich chrześcijan. Władze oznajmiły bowiem, że są gotowe przyjąć do swojego kraju wszystkich chrześcijan, których bojownicy Państwa Islamskiego pozbawili w Iraku domów. Według państwowej libańskiej agencji informacyjnej, gotowość do przyjęcia prześladowanych chrześcijan wyraził ambasador Iranu w Bagdadzie, Hassan Danajfar.

Dyplomata powiedział też, że głęboko ubolewa nad losem chrześcijan, którzy cierpią prześladowania ze strony ekstremistów z Państwa Islamskiego. „Iran jest gotowy zapewnić konieczną pomoc” – zapewnił i dodał, że jego kraj udzieli też pomocy medycznej osobom, które odniosły w wyniku prześladowań rany.

Zapewnienia irańskiego ambasadora są dość zaskakujące. Jego kraj znajduje się bowiem na wysokim, 9. miejscu listy państw najbardziej wrogich chrześcijanom, sporządzonej przez organizację Open Doors. Los irańskich wyznawców Chrystusa od kilku lat jest coraz trudniejszy. W 2010 roku ajatollah Ali Chamenei, de facto najwyższy przywódca Iranu, ostrzegł, że chrześcijanie zyskują w Iranie coraz silniejszą pozycję, których, jak się szacuje, jest dziś w tym kraju około 250 tysięcy. To doprowadziło do zaostrzenia dyskryminacyjnej polityki i wzrostu wrogich nastrojów. Jeszcze w styczniu 2014 roku w irańskich więzieniach przebywało przynajmniej 49 chrześcijan, którzy stwarzali rzekomo zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego kraju. Reżim prześladuje jednak wyznawców wielu innych religii: judaizmu, zoroastryzmu, czy niektórych odłamów islamu.  

Ponadto polityka szyickiego Iranu już od wielu lat zasadza się propagandowo na agresywnej wrogości do Zachodu i Izraela, co prowokuje także postawy antychrześcijańskie. Powszechnie znane są filmy przedstawiające irańskie tłumy, zapalczywie wzywające do zniszczenia „szatańskiej Ameryki”. Szansą na zmianę położenia irańskich chrześcijan byłoby ewentualne zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi, które – choć z wielu względów trudne – jest w ciągu najbliższych lat wciąż możliwe, biorąc pod uwagę niejednokrotnie wspólne interesy geopolityczne obu państw.

Paweł Chmielewski