Szczęściarze – ludzie wierzący

Jako ludzie wierzący jesteśmy niesamowitymi szczęściarzami. Dostaliśmy za darmo jeden z najwspanialszych darów o jakim tylko mogliśmy marzyć – wiarę. Dzięki niej jesteśmy w stanie zobaczyć to, czego inni nie widzą. Widzimy obficie zastawiony stół, który przygotował dla nas Jezus Chrystus i dzięki temu z łatwością możemy jeść i pić do woli najwspanialsze pokarmy dla duszy. Codziennie modlimy się, wsłuchując się w to, co ma nam do powiedzenia Bóg. Uczestniczymy we Mszy Świętej łącząc się tym samym z Niebem w uwielbieniu Boga, spowiadamy się, aby być czystymi i pachnącymi przed naszą jedyną miłością – Bogiem. Nie jesteśmy jednak w Niebie, więc ten porządek w każdej chwili może zostać zakłócony, a to przez uleganie podszeptom złego a to przez zaniedbanie lub przez brak miłości względem tych, którzy daru wiary nie otrzymali.

Ludzie niewierzący bądź wierzący „inaczej”

Ich oczy nie zostały otwarte na Bożą rzeczywistość, nie widzą pięknie zastawionego stołu, nie mogą więc z niego skorzystać. Duch Boży jednak nad nimi czuwa, mimo iż świadomie mówią „nie”, nie zapomina i nie odrzuca ich a wręcz przeciwnie, popycha do szukania prawdy. Szukają więc pokarmu tam, gdzie na niego natrafią po omacku. Przypadkowo jakiś okruch spadnie – to wezmą, będą czekać aż spadnie znowu, ale to loteria, może spadnie w innym miejscu. W poszukiwaniu miłości, napotykają na jej części, które szybko uciekają, kończą się, chcą więcej, ale nie wiedzą gdzie szukać. Po wielu negatywnych doświadczeniach życiowych często dochodzą do wniosku, że prawda jest subiektywna albo nie istnieje, miłość natomiast – utożsamiają z jej namiastką, najczęściej z tym co najprostsze – z seksem.

Są to ludzie, którzy z przeróżnych powodów nie przyjęli Jezusa jako Boga i swojego JEDYNEGO Zbawiciela. Ludzie, którzy zostali wychowani w innych wyznaniach, ludzie, którzy zostali zranieni przez osoby uważające się za katolików.

Człowiek, który szuka prawdy i słucha głosu serca, prędzej czy później trafi do kościoła albo spotka się z wierzącym. Jeżeli Pan Bóg udzieli mu tej łaski i odkryje piękno liturgii to wspaniale. Co natomiast się stanie, gdy Bóg postawi mu na drodze, któregoś z nas? Czy potrafilibyśmy dać świadectwo? Czy patrząc na nas, słuchając nas mógłby zobaczyć Boga? Co jeśli nie okażemy mu miłości?  Kto poniesie odpowiedzialność za jego duszę? 

Człowiek wierzący spojrzy na tę sytuację inaczej, a osoba bez łaski wiary, odczyta to z perspektywy zranionego serca. Z lekcji religii zapamięta, że Bóg jest miłością, że kocha i że zawsze wybacza, a ludzie mający Dar Ducha są dobrzy, życzliwi i pragnący dobra drugiego. W starciu z rzeczywistością tzn. z katolikiem, gdy tego nie doświadczy zostanie zraniony po raz kolejny. Nie powie tego na głos, na pewno nie bezpośrednio, odejdzie i zacznie szukać gdzieś indziej a zły się o niego zatroszczy, żeby prędko ponownie nie wrócił.

Obowiązek wynikający z bycia chrześcijaninem

Chrześcijanie jako ci zasiadający z Chrystusem przy jednym stole, mogą cieszyć się Jego obecnością. Poza Chrystusem widzą też błąkających się ślepców, tych którzy karmią się okruchami,   i „śmierdzą grzechem”. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych moich najmniejszych mnieście uczynili” (Mt 25,44). „Haczyk” Pana Boga polega na tym, żeby sprawdzić czy naprawdę kochamy, czy gramy kochających. Życie duchowe to nie teatr. Jeżeli nie okażemy miłości drugiemu, jeśli nie schylimy się do niego i nie podzielimy się tym, co mamy, czy będziemy mogli powiedzieć, że kiedykolwiek kochaliśmy i że przebywanie w obecności Boga cokolwiek nam dało? Jeżeli jednak starasz się pomóc, chcesz pokazać bliźniemu stół zastawiony przez Boga a twoje wysiłki idą na marne to nie potępiaj go! Może nie jest gotowy. To nie my decydujemy czy odzyska on wzrok ale Bóg. Mimo iż Bóg zawsze cieszy się z naszych chęci i troski o drugiego to wszystko od nas nie zależy, choć czasem może byśmy tego chcieli. Skąd wiemy, czy Pan Bóg za dwadzieścia lat nie posłuży się danym obrazem i nie otworzy serca człowieka, któremu staraliśmy się pomoc właśnie teraz – kiedy doświadcza cierpienia i bezsensu.  Gdy nie szanujemy wzajemnie swojej wolności zawsze stawiamy się ponad Bogiem. Kolejny „haczyk” Boży jest taki, że On szanuje naszą wolność, więc nieposzanowanie wolności bliźniego oznaczałoby, że stawiamy się ponad Boga! Doskonale wiemy, kto popełnił ten błąd jako pierwszy i jakie są tego konsekwencje. Co zatem możemy w takiej sytuacji? Dajmy tyle ile dany człowiek jest w stanie przyjąć. Jeżeli nie jest gotowy, aby od razu wziąć kąpiel (pójść do spowiedzi), jeść i pić (karmić się słowem Bożym), ucztować (uczestniczyć czynnie we Mszy Świętej), okaż mu miłość i szacunek. Bądź chrześcijaninem!

br. Tytus Wandas OFM