Czy ateiści po śmierci trafią prosto do piekła? A może i ich obejmie Boże miłosierdzie i uratuje przed wiecznym potępieniem? Wiemy, że piekło nie jest puste. Czy trafiają do niego właśnie niewierzący? Na to pytanie w rozmowie telefonicznej odpowiadał dla Frondy ks. Robert Skrzypczak.

Ks. Robert Skrzypczak: Tylko sam Pan Bóg raczy wiedzieć. Dlatego, że by sądzić drugiego człowieka, to trzeba byłoby przeżyć przynajmniej pół życia w jego butach. Chrystus wielokrotnie mówił: nie sądźcie, nie potępiajcie, kim jesteście, by sądzić drugiego człowieka? Znamienny jest przykład króla Dawida, który nie osądzał swojego największego wroga, Saula, czyhającego na jego życie. Nie osądzał też swojego syna, który zbuntował się przeciwko ojcu i całemu systemowi wartości przezeń pielęgnowanego. Choć Dawid mógł dochodzić sprawiedliwości o własnych siłach, to jednak oddawał ją w ręce Boga.

Kiedy ucieka od nas Duch Święty

Cała najpiękniejsza duchowość chrześcijańska wciąż powtarza, że sądzenie jest jak zbieranie kwasu w sercu. Ojcowie Pustyni mówili, że są trzy postawy, które płoszą z nas Ducha Świętego. Pierwszą jest sądzenie drugiego człowieka; drugą szemranie przeciwko wydarzeniom w życiu, tak, jakby Bóg nie potrafił dobrze prowadzić historii; trzecią rzeczą jest gorszenie się grzechem cudzym bądź własnym. Te trzy rzeczy, jak mówili Ojcowie Pustyni, powodują, że Duch Święty nas opuszcza, nie jest w stanie wytrzymać klimatu, który panuje w naszym wnętrzu.

Ateizm systemowy, ateizm wewnętrzny

Przez ludzi wierzących ateista jest postrzegany jako przeciwnik, ten, który jest wielkim zagrożeniem tego, w co wierzymy i co kochamy. Postrzegamy go jako człowieka, który chce zniszczyć fundamenty naszego świata, na których opieramy myślenie, odczuwanie i rozumienie; chce doprowadzić do kryzysu relacji, jaką mamy z Bogiem.

Jedno z najpiękniejszych przemówień, jakie wygłosił w Auli Soborowej Karol Wojtyła, było poświęcone między innymi zjawisku ateizmu. Mówił, że są dwa rodzaje ateizmu. Jeden ateizm to ateizm to ateizm systemowy, który próbuje przemocą narzucać ludziom swój punkt widzenia. Z takim ateizmem oczywiście nie jesteśmy w stanie prowadzić żadnego dialogu, to ateizm, który nas prześladuje. Natomiast drugi ateizm to niejako wewnętrza sytuacja osoby. Człowiek sam pozbawia się lub został pozbawiony fundamentalnej relacji do wieczności, relacji do Boga. Z ateistami tego typu potrzebujemy nawiązywać kontakt, należy proponować im odpowiedź, jaką daje chrześcijaństwo, na życiową pustkę życia i potrzebę sensu.

O prawdziwego ateistę jest trudno

Jeśli chodzi o ateistów, to sprawa jest trudna. Nie jest łatwo znaleźć prawdziwego ateistę. Jak sobie to wyobrażam, prawdziwy ateista to ten, kto nie tylko odczuwa potrzebę walki z Bogiem. Powinien być też absolutnie konsekwentny w tym, co wygłasza i wyznaje. Powinien być całkowitym przeciwnikiem wszystkiego, co kojarzy się z bóstwem, a więc wszelkiego ubóstwiania. Nie jest moim zdaniem prawdziwym ateistą ten, kto walczy z Bogiem osobowym, by na jego miejsce wstawić coś innego i to ubóstwiać: pieniądze, pracę, wytwórstwo własnej inteligencji czy fantazji, seks, politykę czy swoje własne ja. To inna forma religijności, forma rywalizacji między wiarą w prawdziwego Boga, a boga śmiesznego, z którego mam się ja sam.

Nawrócenia na łożu śmierci nie ma co zazdrościć

Jaki los po śmierci spotka ateistów? Trudno powiedzieć, opowiem tu o jednym z największych zgorszeń, jakie przeżyłem, jeszcze w młodzieńczym wieku. Urodziłem się na granicy z socjalistyczną republiką Czechosłowacką. Wiem, jaka była tam sytuacja katolików. Zdawałem sobie sprawę z tego, jaki rozmiar przyjęło prześladowanie duchownych, zakonnych; jak bardzo gnębiono ludzi wierzących. Władza była bardzo nielitościwa. Rodzicom katolickim, którym przychodziło na świat dziecko, stawiano alternatywę: albo chrzest, albo możliwość trafienia kiedyś na studia wyższe. Chciano zepchnąć katolików do niższych warstw społecznych. Jednym z promotorów tego niszczenia chrześcijaństwa był prezydent oraz I sekretarz partii komunistycznej, Gustáv Husák. Zgorszenie, o którym wspominałem, pojawiło się, gdy Gustáv Husák na łożu śmierci nawrócił się, poprosił o kapłana, wyspowiadał się i umarł pojednany z Bogiem.

Pamiętam, że w moim młodym sercu nastąpił wówczas bunt. To niesprawiedliwe, to być nie może. Potem zdałem sobie sprawę, że Jezus przewidział taką sytuację, choćby w przypowieści o robotnikach ostatniej godziny. Patrzę na to dzisiaj inaczej i zdaję sobie sprawę, że takim ludziom nie ma czego zazdrościć. Nawet jeśli ktoś nawróci się na końcu życia, to można tylko powiedzieć, że nie przeżył tego, co nam zostało dane. To znaczy przyjemność bycia w Kościele, przyjemność karmienia się wiarą, wielkie dobro, jakim jest oddychanie zapachem życia wiecznego wydawanego przez sakramenty. Niczego więc nie zazdrościmy.

Tekst ukazał się na portalu Fronda.pl 28 III 2015 roku