Zastanawiałem się nad sprawą Lecha Wałęsy i uświadomiłem sobie, że gdybym miał okazję zadać mu pytanie to dotyczyłoby ono wysuniętej przez niego koncepcji NATO-bis i EWG-bis, tj. koncepcji, która - dodajmy - zaszokowała ówczesny rząd, o czym mówił publicznie m.in. prof Krzysztof Skubiszewski (vide wypowiedź prof Krzysztofa Skubiszewskiego: http://www.skubi.net/nato.html). Odbywa pomysły - gdyby nie daj Boże wcielono je w życie - oznaczałyby, że Polska dzisiaj miałaby gwarancje bezpieczeństwa mniej więcej takie, jak ma obecnie Ukraina (czyli funta kłaków warte). 
Zgłoszenie przez ówczesnego Prezydenta RP pomysłu NATO-bis mogło zasadniczo osłabić nasze szanse na wejście do NATO. Czemu więc Lech Wałęsa taki pomysł ogłosił? Widzę dwie hipotezy - pro-wałęsową i anty-wałęsową.

Hipoteza pro-wałęsowa to konstatacja, iż pomysł ten narodził się, jak wiele skądinąd pomysłów w naszym kraju, z przypadku, nikt tego na poważnie nie przemyślał a Lech Wałęsa jedynie, jak mu się to często zdarzało, "chlapnął".

Hipoteza anty-wałęsowa sprowadzałaby się do tego, że prezydent Wałęsa otoczony (nieprzypadkowo) przez ludzi o niejasnej (esbeckiej lub wojskowej) przeszłości był przez nich manipulowany i podsunięto mu koncepcję, która była niezgodna z polską racją stanu. Nie wierzę w to, iżby Lech Wałęsa rozumiał i świadomie optował za tak szkodliwym pomysłem jak NATO-bis, ale wystarczy przyjąć hipotezę, iż miał w otoczeniu ludzi, którzy podsuwali mu takie pomysły, a których to ludzi nie mógł się pozbyć z racji na swą przeszłość, którą - jak wszystko na to wskazuje - ukrywał. Słowem oznaczałoby to, iż esbecy (albo ludzie z "wojskówki") mający wpływ na Lecha Wałęsę byli wierni starym związkom z Moskwą.

I tu się pojawia problem i zarazem dowód na poplątanie polskich losów i polskiej historii. Rzecz w tym, że zdecydowana większość ekipy, która w MSZ i MON doprowadziła do naszego wejścia do NATO to byli albo kadrowi oficerowie służb okresu PRL, albo Tajni Współpracownicy tych służb, albo osoby oskarżane o to, że były Tajnymi Współpracownikami.

Powyższe nie unieważnia pytania o to, czemu Lech Wałęsa zgłosił pomysł NATO-bis i nie unieważnia podejrzenia, iż mogli za tym stać otaczający go ludzie o określonej przeszłości. Gdyby tak było to byłby to dowód potwierdzający, iż czasem miało (i być może nadal ma) miejsce iunctim pomiędzy uwikłaniem w okresie PRL, a (niezgodzonym z interesami kraju) działaniem w III RP. Rzecz w tym, że teza ta jest prawdziwa tylko wówczas, gdy zastrzega się, iż z owym iunctim mamy co czynienia "czasami", a nie "zawsze". Wiedza bowiem o tym, kto Polskę do NATO realnie wprowadził pokazuje, iż byli ludzie głęboko uwikłani w PRL, którzy dobrze służyli Polsce po 1990 r. Teza, która z kolei z góry odrzuca istnienie jakiegokolwiek związku i jakichkolwiek uwikłań z przeszłości jest - w mojej ocenie - równie fałszywa - jak ta, która każe widzieć ów związek, tak jak widziałby go Danton, albo - to nazwisko pasuje nawet lepiej - Saint-Just. 

A skoro ani "zawsze", ani "nigdy", ale - jak to w życiu zwykle bywa - "czasami" to może warto warto zamiast tez generalnych zacząć badać konkretne przypadki. Rzecz w tym jednak, że w sporze o Lecha Wałęsę jedni krzyczą "zawsze" a drudzy skandują "nigdy". I dlatego to przekrzykiwanie się jest coraz mniej sensowne.

Witold Jurasz/Facebook