To niesamowite, ale okazuje się, że istnieje poziom absurdu, przy którym nawet dziennikarze "Gazety Wyborczej" zaczynają polemizować z idolami lewicowo-liberalnych środowisk.

Lider Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski dokonał niemożliwego. Udzielał komentarza na temat programu "Rodzina 500+" dla "Gazety Wyborczej" i sprawił, że dziennikarz gazety nie zgodził się z jego stanowiskiem. 

Kijowski na początku analizował przyczyny, dla których powstał program pomocy rodzinom, przedstawiając przy okazji swoje spojrzenie na rządy Prawa i Sprawiedliwości. Jak mówił, jego zdaniem PiS robi wszystko, aby zapewniać ludziom poczucie wspólnoty. Wykorzystuje do tego oczywiście katastrofę smoleńską oraz przekonuje ludzi, że za złą sytuację w kraju odpowiadają złodzieje i komuniści (co, jak wiemy, jest oczywiście nieprawdą!), tym samym sprawia, że lud się jednoczy, mając wspólnego wroga. 

Refleksje na temat budowania wspólnoty narodowej na "najniższych instynktach" jeszcze nie wywołały konsternacji u dziennikarza "Wyborczej". Ta przyszła, gdy Kijowski zaczął analizować program "Rodzina 500+". 

Jak mówił, coraz bardziej widoczne są "niepożądane społecznie efekty 500+". Jakie? Wg Kijowskiego coraz częściej zdarza się, że ludzie odchodzą z pracy, bo dostali zasiłek. 

Na te słowa zareagował dziennikarz, zauważając, że jeżeli ktoś rzuca pracę dla tysiąca złotych zasiłku, to chyba jest to gorsze świadectwo dla jego pracodawcy, niż dla państwa przyznającego zasiłek. 

Nie zraziło to jednak Kijowskiego, który bezceremonialnie odparł, że... bardziej pożyteczna społecznie byłaby praca za 1000 zł, niż życie z zasiłków. 

Tylko czy przypadkiem praca za taką kwotę nie jest domeną krajów trzeciego świata? 

ds/wpolityce.pl