Wyższość wolnego rynku nad państwowym interwencjonizmem przejawia się między innymi w tym, że lewicowcy nie mają kasy na swoją propagandę. Na wolnym rynku mało który konsument czuje potrzebę zakupu treści w lewicowych mediach. Sytuacja prawicy jest lepsza, bo więcej konsumentów jest zainteresowanych kupowaniem treści w mediach prawicowych i od lat funkcjonują one na zasadach rynkowych (co sprawia, że lewica jak ma władze, musi je niszczyć metodami administracyjnymi). Dodatkowo lewicowcy przyzwyczajeni do korzystania z publicznych pieniędzy, żyjący w dobrobycie jako klasa uprzywilejowana, nie potrafią produkować swoich treści za darmo jak prawicowcy. Kiedy lewicy kończą się publiczne pieniądze, ta nie ma jak działać, a biedowanie be publicznej kasy to stan normalny dla większości mediów prawicowych (co jest przyczyną sukcesu prawicy w internecie i co zmusza koncerny współpracujące z lewicą do cenzury).

Jak informuje na portalu „Krytyka Polityczna” Julian Kutyła (redaktor naczelny papierowego pisma „Krytyka Polityczna”) w artykule „Gliński zadecydował. Zero dotacji na Krytykę Polityczną” PiS nie da kasy na lewicową propagandę.

Papierowa „Krytyka Polityczna” ostatnio ukazuje się rzadziej, bo „od trzech lat nie dostaje[...] praktycznie żadnych dotacji od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Uznaniem ministerstwa od pewnego czasu nie cieszą się już ani nasze projekty działań kulturalnych, ani projekty książkowe, ani też wydawanie czasopisma. Dziwnym trafem zbiegło się to z wygraną w wyborach 2015 roku Zjednoczonej Prawicy i przejęciem Ministerstwa Kultury przez jej nominata”.

Problemy finansowe nie dotykają tylko papierowej „Krytyki Politycznej”, ale też i portalu o tej samej nazwie. W artykule „Zdziwicie się” Michał Sutowski i Agnieszka Wiśniewska zwrócili się do swoich lewicowych czytelników z dramatycznym apelem: „Z samych grantów Krytyki Politycznej nie rozwiniemy. Dlatego prosimy was o pomoc. Bez waszego wsparcia nie zrobimy nic więcej”.

Narzekając na brak kasy, lewicowi publicyści stwierdzili, że „z faktu, że latami wiele i wielu z nas pracowało dla idei po kosztach, nie wynika, że możemy cały czas domagać się heroicznego zaangażowania od naszych autorek i autorów. Po drugie, zmieniły się czasy, niestety na gorsze. Coraz mniej naszych starszych kolegów i koleżanek – ekspertek, komentatorów, analityków, ludzi znających się na tym, o czym piszą – ma etaty w swych macierzystych instytucjach. Dla naszych rówieśniczek i rówieśników oraz osób z młodszego pokolenia stałe i bezpieczne zatrudnienie to ewenement. Praca poniżej stawek rynkowych lub pro bono to dla nich po prostu mniej czasu, by zarabiać na życie”.

W swym artykule lewicowi publicyści deklarują, że chcą by ich artykuły, dalej były dostępne za darmo – zapewne realia są takie, że nie wielu dotychczasowych czytelników skłonnych było płacić za czytanie tekstów z Krytyki Politycznej.

Jak zdradzają publicyści Krytyki Politycznej „do tej pory wsparło nas finansowo niecałe kilkaset osób – doceniamy i dziękujemy – choć czyta nas co miesiąc 200 tysięcy! […] Dzięki wsparciu z zagranicznych fundacji udało nam się przetrwać trudny moment, w którym utraciliśmy dotacje ze środków publicznych. Te pieniądze są jednak uzależnione od waszej pomocy. Grantodawcy zachodni stosują prostą zasadę: dadzą nam złotówkę, jeśli sami zdobędziemy dwie”.

Z artykułu na lewicowym portalu widać więc, że dotychczas sytuacja wyglądała tak, że lewicowcy mieli kasę z kieszeni podatników, tłukli swoją propagandę, nie przejmując się tym, że Polacy ją olewają, a teraz źli kapitaliści z Ameryki i Unii chcą, by ich kasa była wydawana na propagandę, która wzbudzi zainteresowanie Polaków. Z punktu widzenia lewicowców w Polsce to straszne, że zachodni sponsorzy nie rozumieją, że celem pierwszoplanowym lewicy w Polsce jest kawior i banany dla lewicowców, a nie jakaś rewolucja. Polacy mogą się więc cieszyć, że lewicowcy nie są idealistami, tylko pragmatykami wolnymi od idealizmu Siłaczki czy Doktora Judyma.

Z artykułu lewicowych publicystów wynika, że tylko „jedna osoba na 13 tysięcy czytających stronę Krytyki Politycznej” wspiera tę tubę lewicowej propagandy.

Kulisy finansowania Krytyki Politycznej w swoim artykule „Ile kosztuje KrytykaPolityczna.pl” opisał też Michał Borucki. Jak informuje lewicowy działacz „miesięczny budżet internetowego dziennika KrytykaPolityczna.pl wynosił ok. 60 tys. zł” […] 47,9% budżetu za rok 2018 stanowią etaty [pięciorga] redaktorów […] 32,5% budżetu w mijającym roku stanowiły koszty honorariów autorek i autorów zewnętrznych […] Średnia kwota, jaką płacimy za tekst, nie przekracza 300 złotych”. Zdaniem lewicowego działacza 300 zł to za mało i w nowym roku lewicowcy publicyści mają dostawać po 450 zł za tekst.

Krytyka Polityczna „przez ostatnie lata [...] aż 70% kosztów pokrywaliśmy z grantu instytucjonalnego OSF, czyli, jak mówią na mieście, »z pieniędzy od Sorosa«. 14,5% pochodziło z mniejszych grantów (OSF GDP, Fundacja im. Friedricha Eberta, Fundacja im. Róży Luksemburg, Fundusz Obywatelski, ECF, Visionary Voices), 4,5% opłacone z darowizn, a 11% ze środków własnych Stowarzyszenia (czyli np. z zysków przekazywanych przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej na działania statutowe)”. Lewicowy działacz w swoim artykule narzeka, że „do każdej złotówki od OSF musimy zdobyć 2 złote z innych źródeł”.

Jan Bodakowski