W czasie gdy Polska i Europa żyły wyborami do Parlamentu Europejskiego, a Ukraina wybierała prezydenta, papież Franciszek odbywał swoją drugą i bodajże najważniejszą zagraniczną pielgrzymkę. O jej znaczeniu decyduje zarówno aspekt religijny, który według papieskich deklaracji miał być wątkiem jedynym, jak i kontekst polityczny, którego w tym rejonie świata uniknąć nie sposób.

Głównym nurtem pielgrzymki miały być w założeniach kwestie ekumeniczne. W 50. rocznicę spotkania w Jerozolimie papieża Pawła VI z patriarchą Konstantynopola Atenagorasem ich następcy postanowili spotkać się w tym samym miejscu. Inicjatywa wyszła od patriarchy Konstantynopola Bartłomieja, który jako pierwszy od schizmy wschodniej (1054 r.) wziął udział w inauguracji pontyfikatu rzymskiego papieża. Spotkanie w Bazylice Zmartwychwstania miało pokazać, co i kto nas łączy, oraz stanowić impuls do zrozumienia i właściwej oceny tego, co naprawdę nas dzieli. Ten punkt wizyty został wypełniony z naddatkiem. Pokora Franciszka całującego ręce Bartłomieja oraz nadzieja obydwu na taki etap jedności, w którym możliwa będzie wspólna celebracja Eucharystii, pozwalają sądzić, że moment ten może być całkiem nieodległy. Zgrzytem w tej sprawie było oświadczenie metropolity Hiliariona w imieniu patriarchatu moskiewskiego, który kwestionuje prawo patriarchy Bartłomieja do reprezentowania całego prawosławia w relacjach z papieżem. Moskwa nie od dzisiaj bowiem odrzuca jakiekolwiek propozycje spotkania papieża z rosyjskim patriarchą. Ale niejedyny to przykład wciskania się polityki do religii.

Sama decyzja, aby papież Franciszek prosto z Jordanii, z pominięciem Izraela, przyleciał śmigłowcem do Palestyny, została odebrana jako wyraz uznania dla podmiotowości państwowej tego narodu, nieuznawanej ciągle przez Izrael. Papież był pierwszym spośród niearabskich przywódców, który zdecydował się przybyć do Palestyny w ten sposób. Ojciec Święty wyraźnie wsparł ideę niepodległej Palestyny. Trzykrotnie podczas swojej pielgrzymki spotkał się mieszkańcami obozów dla uchodźców i z innymi ofiarami izraelskich represji. Zaś przejeżdżając przy betonowym murze odgradzającym Betlejem od Jerozolimy, spontanicznie zatrzymał samochód i pomodlił się w tym miejscu prawie dokładnie w ten sam sposób, jak nazajutrz miał się pomodlić w Jerozolimie przy Ścianie Płaczu. Gest Franciszka stał się kłopotliwy dla Izraela. Dodatkowo w miejscu papieskiej modlitwy znajdował się napis stawiający znak równości między murem zamykającym Betlejem a tym z warszawskiego getta.

Ten papieski gest pociągnął za sobą kolejny – nieplanowany, wykonany nazajutrz już w Izraelu. Papież wylądował zgodnie z protokołem nie w Jerozolimie, ale w Tel Awiwie jako uznanej przez prawo międzynarodowe właściwej stolicy tego państwa. Kiedy jednak po złożeniu kwiatów w Jerozolimie przed pomnikiem Teodora Herzla, twórcy ruchu syjonistycznego, udawał się do Yad Vashem, premier Izraela Benjamin Netanjachu nakłonił Ojca Świętego do zatrzymania się przy pomniku ofiar terroryzmu i tam tłumaczył mu powody budowania muru między Żydami i Palestyńczykami. Odpowiedzią Franciszka było nie tylko potępienie wszelkich przejawów terroryzmu, antysemityzmu i innej nienawiści rasowej, ale także zaproszenie przywódców Izraela i Palestyny do wspólnej na Watykanie modlitwy o pokój. Jeśli do tego spotkania dojdzie i przyniesie ono owoce, będzie to największy wkład papieża Franciszka w budowanie pokoju na świecie. Przykładem, że coś takiego jest możliwe, była obecność przy Franciszku podczas całej pielgrzymki jego dwóch przyjaciół: rabina Abrahama Skórki i islamskiego dostojnika Omara Abbuda. Wzruszającym i szeroko komentowanym przez media gestem Papieża podczas wizyty w Yad Vashem było ucałowanie rąk sześciu ocalałym z Zagłady Żydom, z których czworo pochodziło z Polski. Wiele ciepłych gestów było także podczas modlitwy Franciszka przy Ścianie Płaczu i podczas nawiedzenia Meczetu Skały na Wzgórzu Świątynnym, gdzie Franciszek zostawił buty w progu meczetu.

Ostatecznie z trudnej sztuki poruszania się w skomplikowanych problemach Ziemi Świętej Franciszek wybrnął szczęśliwie. Niedosyt po tej pielgrzymce mają tylko katolicy w Izraelu. Praktycznie nie mieli oni szansy spotkać się z Papieżem. Liczą, że Franciszek zdąży jeszcze przyjechać specjalnie do nich, aby umocnić ich w wierze i w trudnym trwaniu w ojczyźnie Jezusa.

Ks. Henryk Zieliński/Idziemy