Rokrocznie do Niemiec przyjeżdżają setki tysięcy pracowników sezonowych głównie z Europy Wschodniej i Południowej. Pracują w takich branżach jak rolnictwo (zbiór warzyw i owoców sezonowych) lub branża mięsna. Często ich warunki bytowe są fatalne. Pandemia koronawirusa i związane z tym restrykcje tylko to pogarszają.

Liczba zakażeń koronawirusem wzrasta w rolniczych regionach Niemiec. Taka sytuacja ma również miejsce na plantacji szparagów we wsi Kirchdorf, która znajduje się w północno-zachodniej części Dolnej Saksonii pomiędzy Bremą i Osnabrueck. Na plantacji odnotowano najpierw 42 zakażenia, potem 87, potem zaś 104 - liczba ta cały czas rośnie, informuje Deutsche Welle. W powiecie wprowadzono surowsze ograniczenia.

W gospodarstwie w Kirchdorf pracuje około 1000 pracowników. Pochodzą oni głównie z Europy Wschodniej i Południowej. W związku z obostrzeniami zarządzono wobec nich "kwarantannę w pracy". Pracownicy mogą opuszczać swoje kwatery jedynie w celu wyjścia do pracy. Jeden z pracowników poinformował Deutsche Welle, że farma znacznie zmniejszyła produkcję. Obiecał szersze wyjaśnienia na piśmie, jednak nie udało się mu ich przesłać.

Na temat tej sprawy wypowiedział się katolicki ksiądz Peter Kossen, znany w Niemczech ze swojej ostrej krytyki warunków pracy w niemieckim przemyśle mięsnym. Został odznaczony przez premiera Nadrenii Północnej-Westfalii Armina Lascheta Orderem Zasługi tego kraju związkowego.

Ks. Kossen twierdzi, że od samego początku wiadomo, że pracownicy sezonowi są szczególnie narażeni na zakażenie koronawirusem. Dzieje się tak ze względu na fatalne warunki mieszkaniowe, niemożność zachowania dystansu oraz wycieńczającą pracę, która osłabia organizm.

- W wielu miejscach akceptuje się to, że ludzie są zagrożeni, że nie mogą zachować dystansu lub są po prostu wycieńczeni z powodu zbyt dużego obciążenia pracą i w rezultacie wielokrotnie stają się ofiarami masowych zakażeń - powiedział Deutsche Welle ks. Kossen, który jeszcze w ubiegłym roku pracował w powiecie Diepholz. 

- Można odnieść wrażenie, że istnieją podwójne standardy. O ludzi z Europy Wschodniej lub Południowo-Wschodniej pracodawcy troszczą się mniej niż robiliby to w przypadku miejscowych pracowników. I uważam to za naganne - dodał.

W Niemczech krytyce poddaje się także zatrudnianie pracowników sezonowych na wiele miesięcy bez zapewnienia im ubezpieczenia. W niemieckim parlamencie zagadnienie to podnoszone jest jedynie przez lewicę.

Po wybuchu ogniska zakażeń w Kirchdorf szefowa niemieckiej Partii Lewica Janine Wissler zabrała głos w sprawie. Wskazała na wysokie ryzyko, jakie ponoszą pracownicy sezonowi w związku z ciężką pracą i przebywaniem w kwaterach o katastrofalnych warunkach sanitarnych.

Wissler chce, aby pracownicy sezonowi byli obowiązkowo umieszczani w jednoosobowych pokojach, mieli prawo do bezpłatnych masek ochronnych i byli regularnie badani na obecność koronawirusa. A ci, którzy pracują w Niemczech, powinni od pierwszego dnia podlegać obowiązkowemu ubezpieczeniu.

Z takim stanowiskiem, jak pisze Deutsche Welle, nie zgodził się poseł CDU z Dolnej Saksonii Axel Knoerig. Jego zdaniem z pracowników sezonowych robi się kozły ofiarne. Stanął w obronie przedsiębiorstwa w Kirchdorf, twierdząc, że przeprowadza ono szybkie testy na koronawirusa i stosuje się do zaleceń.

Bundesrat zajmie się w najbliższym czasie przepisami, które nakładają na pracowników sezonowych obowiązek udowodnienia, że są ubezpieczeni w kraju pochodzenia.

jkg/deutsche welle