1. Jednym z ważnych wątków wystąpienia prezydenta Komorowskiego przed Zgromadzeniem Narodowym w Sejmie w tym tygodniu, było zachęcenie rządu Donalda Tuska do starań o wstąpienie naszego kraju do strefy euro.

Wprawdzie prezydent zastrzegł, że decyzje w tej sprawie powinien podejmować już rząd wyłoniony po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych ale namawiał ten obecny do rozpoczęcia poważnej dyskusji na ten temat.

Prezydent Komorowski z niejasnych do końca powodów od jakiegoś czasu próbuje wymuszać na rządzie Tuska działania w tej sprawie (ponad rok temu zwołał Radę Gabinetową na temat) ale ten na szczęście nie jest do tego skory jak był wcześniej.

Ta niechęć jak się wydaje jest związana z blamażem jakiego doznał sam premier Tusk ogłaszając na Forum Ekonomicznym w Krynicy w 2008 roku, że już w 2011 roku Polska wejdzie do strefy euro, w sytuacji kiedy nawet z powodów technicznych było to niemożliwe.

Parę dni później poprawiono to na początek roku 2012 ale i ten termin okazał się niemożliwy do spełnienia.

2. Przypomnijmy tylko, że Polska chcąc przystąpić do strefy euro, musiałaby między innymi spełnić tzw. kryteria z Maastricht, na które składają się dwa kryteria fiskalne i trzy monetarne.

Fiskalne to kryteria deficytu sektora finansów i długu publicznego. Ten pierwszy w kraju ubiegającym się o członkostwo w strefie euro, trwale nie może przekraczać 3% PKB, ten drugi nie może przekraczać 60% PKB.

Z kolei monetarne to kryteria: inflacyjne, długoterminowych stóp procentowych i kursu walutowego.

Inflacja w kraju ubiegającym się o wejście do strefy euro, trwale nie może przekraczać o więcej niż 1,5 punktu procentowego, średniego wskaźnika inflacji z 3 krajów UE o najniższym poziomie inflacji.

Z kolei nominalna długoterminowa stopa procentowa w kraju aspirującym do strefy euro, nie może przekraczać o więcej niż 2 punkty procentowe, średniej wartości takich stóp w 3 krajach o najwyższym poziomie stabilności cen (czyli krajach o najniższej inflacji).  

Wreszcie kryterium kursowe, oznacza konieczność uczestniczenia przynajmniej przez 2 lata w systemie ERM II czyli Europejskim Mechanizmie Kursowym, w którym wahania kursu waluty narodowej do euro, muszą utrzymywać się w przedziale +/-15%.

3. Trzeba przy tej okazji zwrócić uwagę, że jeżeli chodzi o kryteria fiskalne to obydwa naraz, spełniają tylko nieliczne kraje należące do strefy euro.

Większość tych kryteriów nie spełnia, a jeżeli chodzi o wielkość długu publicznego do spora część krajów należących do strefy euro, ma dług publiczny albo znacznie przekraczający 100% ich PKB albo zbliżający się do tego poziomu. Zejście z wysokością długu do poziomu poniżej 60% PKB, zajmie im dziesiątki lat, a dla części z nich bez znaczących umorzeń w ogóle nie będzie to możliwe.

Trudne do spełnienia może się okazać także kryterium inflacyjne. Jest ono bowiem skonstruowane tak, że w sytuacji kiedy w niektórych krajach UE dochodzi wręcz do deflacji czyli spadku średniego poziomu cen w ciągu roku, także kraj kandydujący do strefy euro musi sobie „zafundować” deflację, a to przecież bardzo negatywne i groźne dla gospodarki zjawisko, powoduje bowiem jej zwijanie.

Wreszcie kryterium kursu walutowego oznacza konieczność powiązania waluty krajowej z euro i utrzymanie jej kursu na stabilnym poziomie aż przez 2 lata, przy maksymalnych odchyleniach +/-15%.        

Spełnienie tego kryterium będzie szczególnie trudne, ponieważ polski złoty od paru lat należy do najbardziej „spekulacyjnych” walut na świecie. Inną trudną kwestią jest ustalenie poziomu kursu wejścia do tzw. korytarza walutowego.

4. Choćby po tym pobieżnym omówieniu kryteriów jakie należy spełnić, widać wyraźnie, że byłoby to dla Polski szczególnie trudne.

Ponadto w dającej się przewidzieć perspektywie, tylko własna waluta, a także na ile się to da w ramach Unii Europejskiej, samodzielne polityki fiskalna i gospodarcza, dają Polsce szansę realizacji strategii doganiania najbardziej rozwiniętych krajów europejskich (osiagania 2-3 razy większego wzrostu gospodarczego niż w tamtych krajach).         

Jeżeli tej waluty się pozbędziemy, to skazujemy się na rolę kraju peryferyjnego na stałe, bez możliwości odrobienia dystansu jaki dzieli nas od najbardziej rozwiniętych krajów europejskich.

Działania prezydenta Komorowskiego w sprawie przyśpieszenia wejścia Polski do strefy euro z tego punktu widzenia, są więc po prostu szkodliwe.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl