2 lipca to uroczystość Najświętszej Maryi Panny Licheńskiej. Niech ta data będzie dla mnie okazją do podsumowania pewnych przemyśleń, które dojrzewają już od jakiegoś czasu.

Byłam w Licheniu wielokrotnie. Mój pierwszy pobyt miał miejsce, kiedy jeszcze byłam na studiach, chyba w roku 1997, podczas objazdu naukowego organizowanego przez Stowarzyszenie Historyków Sztuki. Celem naszej wyprawy była architektura romańska Wielkopolski, a Licheń zostawiono na sam koniec. Ci którzy „nie chcieli ranić swoich oczu” już wówczas widocznymi specjalnościami tego miejsca od razu zamknęli się w jadłodajni, a ci którzy byli gotowi na ostre wrażenia, poszli pozwiedzać. Rozeszliśmy się po okolicy, a towarzyszką mojej wycieczki była autorka witraży, w starym kościele, która po latach chciała zobaczyć jak wygląda dzieło jej rąk. Okazało się, ze tych wiraży już nie widać, gdyż zostały zasłonięte obficie złoconą nastawą ołtarzową, w stylu jakby barokowym.

Autorka wspominała, że w chwili podejmowania zamówienia, jej warsztat był już znany, pracowała dla katedr i zamówienie do Lichenia było dla niej raczej drobiazgiem. Niemniej poważnie do tego podeszła, a neogotyckie wnętrze wydawało się jej być ciekawym wyzwaniem. Wówczas zaskoczyło ja to co mówi ksiądz, że choć wówczas to miejsce wyglądało na opuszczone, to że w jego zamiarze będzie to kiedyś miejsce większych pielgrzymek niż Częstochowa. Podczas naszego zwiedzania wiele się już tam działo, choć wówczas jak i chyba jeszcze teraz do Częstochowy jeszcze wiele brakuje.

Licheń - Nie

Tutaj zarysuję swoją pierwszą refleksję. Czemu te rzeczy działają na takiej zasadzie, że jedno miejsce ma być od razu konkurencją drugiego, od razu porównywane? Jeżeli mam jakieś uwagi do stylu Lichenia, to że tam permanentnie coś jednego udaje coś drugiego. Masa silikonowa kolumn fasady udaje marmur, złota farba udaje złocenia, plastikowe płyty o złotym odcieniu (podobne jak wstawiają do okularów słonecznych) udają miedziane pokrycie kopuły. Nowa bazylika udaje Watykan, a urządzenie źródełka jest jakby Lourdes. Także ornamenty bazyliki mają ciągle jakieś historyzujące korzenie, a to widzimy hinduską mandalę, a to egipskie skrzydła orła, najwięcej zaś mamy z francuskiego manieryzmu i amerykańskiego art-deco, a to jakby buddyjska konstrukcja ołtarza głównego, w którym wzrok gubi się dosłownie we wszystkim, ale nie w maleńkim obrazie Maryi. Tymczasem prawidłowa konstrukcja powinna eksponować ja jako najważniejszy element.

Czemu tak mało polskich motywów? Czemu ucieczka od prawdy materiału, czemu drewno w tym projektowaniu po prostu nie jest drewnem, szkło szkłem, złoto złotem, a plastik plastikiem? Kręci mi się od tej imitacji w głowie, trudno mi odnajdywać prawdę w tej całej masie plagiatów wszystkiego co kiedyś komuś wpadło w oko. Zatem, mój profil krytyki tego miejsca nie polega na tym, że jest to duże, bo niech będzie duże, ani że jest to bogate, bo niech będzie, a nawet że jest to kiczowate, nasz polski rodzimy kicz, o ile prowadzony jest konsekwentnie, bywa niezły. Staje się z czasem stylem. Tylko, właśnie, w Licheniu, jest to ciągle skądś zapożyczane.

Licheń - Tak

Każde z miejsc modlitwy ma swoją specyfikę. Licheń jest niepowtarzalny i jeżeli miała bym wpływ na rozwój tego sanktuarium nie kreowała bym go ciągle jako „drugie coś słynnego”, lecz inwestowała w jego specyfikę. Jest to miejsce w stylu duchowym niezwykle polskie, dla tego może ktoś, ciekawe kto, czy był to ksiądz Boniecki który podczas budowy był w ścisłych władzach zakonu? Ktoś zarzucił stylistycznie to miejsce nie-polskością.

Niemniej bardzo cieszę się że duże sanktuarium udało się zbudować akurat zgromadzeniu Marianów, które jest pierwszym, a przez dłuższy czas było jedynym męskim rodzimie polskim zgromadzeniem zakonnym. Jego duchowość, maryjna, a jednocześnie mocno poświęcona duszom cierpiącym w czyśćcu jest rzeczywiście oryginalna i warta była by szerszego promowania. Także wspaniała jest heroiczna postać Bł. Jerzego Matulewicza, świętego biskupa, który na pewnym etapie był jedynym marianinem, w swojej osobie przechowującym tradycje zakonu i zamiar jego odrodzenia. Także warta przypomnienia jest historia Kardynała Wyszyńskiego, który będąc bardzo chory przez jakiś czas przebywał w Licheniu, który wówczas był jeszcze bardzo zapomnianym miejscem w puszczy i tam nastąpiła jakaś szczególna relacja pomiędzy nim a Matką Bożą, owocująca uzdrowieniem. Prymas Tysiąclecia pamiętał o tym wydarzeniu, w sposób cichy i dyskretny fundując potem dzwon do sanktuarium. Jednak pomniczki tych osób jakoś są zagubione w labiryncie parku, nie podkreśla się ich.

Zatem mój Licheń, który kocham, to te trzy elementy: 1. zmartwychwstanie polskiej duchowości maryjnej w zgromadzeniu Marianów, 2. Bł. Jerzy Matulewicz i 3. tajemnica osoby Prymasa Wyszyńskiego i jego osobistej relacji z Maryją owocującej świętością Polski. Nowa bazylika jest zaś jakąś przedziwną synkretyczną czapą nałożoną na to co powyżej wymieniłam.

Niemniej, najważniejsze, ze to działa, popularny ośrodek rekolekcyjny, pielgrzymki, duszpasterstwa. Chwała Panu za Licheń. Chwała Panu za Licheń !

Maria Patynowska