Sąd Najwyższy stwierdził, że prezydent Andrzej Duda nie miał prawa ułaskawiać Mariusza Kamińskiego przed wydaniem prawomocnego wyroku sądu. Jak jest w istocie i do czego może doprowadzić obecna sytuacja? Komentarza udzielił nam dziennikarz i publicysta Łukasz Warzecha.

 

Fronda.pl: Jak Pan ocenia stanowisko SN w sprawie Mariusza Kamińskiego? Rzecznik prezydenta stwierdził ostatnio, że głowa państwa może korzystać z prawa łaski również w takich sytuacjach. Kto ma rację?

Łukasz Warzecha: Na tak postawione pytanie ciężko jest mi odpowiedzieć, ponieważ nie jestem prawnikiem, ani specjalistą od Konstytucji. Toczy się obecnie spór co do samego pojęcia ułaskawienia. Jest to spór w doktrynie i jest to spór pomiędzy prawnikami, których najrozmaitsze opinie można usłyszeć. Jestem daleki od tego, by przyznawać rację którejkolwiek ze stron. Widzę bowiem argumenty i jednej, i drugiej strony. Widoczne jest to, że Konstytucja okazała się w tym punkcie niejasna. Artykuł 139 Konstytucji nie jest według mnie w tej sprawie jednoznaczny. Dlatego bardzo trudno jest wydawać jednoznaczne sądy i mówić, że na pewno jest tak, albo inaczej. O wiele bardziej niepokoi mnie to, co się teraz wydarzy w związku z tą sprawą.

Jakiego dokładnie rozwoju wypadków się Pan spodziewa?

Jeżeli kiedykolwiek byliśmy zagrożeni autentycznym chaosem prawnym, to właśnie w tym momencie. Ta decyzja będzie bowiem miała swoje dalsze konsekwencje. Jak rozumiem w wyniku decyzji Sądu Najwyższego zostanie wznowiony proces Mariusza Kamińskiego. Przecież właśnie po to skład kasacyjny SN zadał pytanie składowi ogólnemu o zasadność jego uniewinnienia i rozpatrzenie kasacji. Skoro uchwała Sądu Najwyższego w sprawie artykułu 139 była taka, a nie inna, prawdopodobnie pójdą za tym kolejne działania.

To znaczy, że sprawa Mariusza Kamińskiego może znów wrócić na wokandę?

Nie widzę powodu, dla którego sędziowie na kolejnych etapach, mieliby się powstrzymywać przed wprowadzeniem sprawy Mariusza Kamińskiego ponownie do obiegu. Oczywiście jest tak, że sąd okręgowy, który rozpatrywał apelację, mógłby stwierdzić, że nic się nie zmienia i nie zostaje skasowane umorzenie sprawy Mariusza Kamińskiego. Nie widzę jednak powodu, dla którego miałoby się tak stać, biorąc pod uwagę, że trwa regularna wojna pomiędzy sędziami, a obecną władzą.

Sprawa Mariusza Kamińskiego stanie się więc kolejną bitwą w tej wojnie?

Dla sędziów ta sprawa jest idealną okazją do tego, żeby wywołać bardzo duży problem. Przy czym większość komentujących tę sprawę, patrzy na nią niestety z perspektywy plemiennej, co jest w Polsce powszechne. Jedni mówią, że to bardzo dobrze i władza sądownicza działa dla dobra demokracji, a inni mówią o „sędziokracji” i o tym, że SN nie ma prawa orzekać w takich kwestiach. Ja mówię coś innego – warto pomyśleć o państwie. Państwo polskie naprawdę za moment może się znaleźć w poważnym kryzysie. Możemy znaleźć się w sytuacji, w której z Pałacu Prezydenckiego będą płynąć słowa mówiące, że Sąd Najwyższy nie miał prawa podjąć takiej uchwały i było to poza jego kompetencjami. Może się zdarzyć, że za jakiś czas Mariusz Kamiński ponownie stanie się oskarżonym w sprawie przeciwko sobie. W takiej sytuacji, mając status oskarżonego, nie powinien móc sprawować funkcji szefa CBA i mieć dostępu do informacji niejawnych. Czy władza ustąpi, czy postanowi ignorować cały ten proces prawny, uznając go za bezprawny? Nie wiem. Apelowałbym o opamiętanie, bo jest to wejście na niezwykle niebezpieczną ścieżkę.

Wynika z tego, że konsekwencją decyzji Sądu Najwyższego może być wielki chaos.

Niestety istnieje groźna, że tak właśnie będzie. Moim zdaniem ta sprawa jest znacznie groźniejsza, niż sprawa Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego, że tam mimo wszystko był to spór w dużej mierze teoretyczny. Tu mamy do czynienia ze sporem w jednej konkretnej sprawie jednego konkretnego człowieka. Spór, w którym będzie chodziło o bardzo wymierną rzecz – czy ta osoba ma stanąć ponownie przed sądem, czy nie. Czy nadal może być szefem ważnej państwowej instytucji, czy nie. Przewiduję, że wynikną z tego ogromne problemy.

Dziękujemy za rozmowę