W minioną sobotę Paweł Kowal mówił, że jeszcze kilka lat temu nie wyobrażał sobie, że ukraiński Majdan może się wydarzyć. Ukraińcy, zwłaszcza młodzi, niespecjalnie różnią się od obywateli Unii Europejskiej: mają taki sam dostęp do informacji, podobne aspiracje i niestety dużo mniejszą szansę na spełnienie swoich marzeń. Paweł zna Ukrainę chyba najlepiej ze wszystkich polskich polityków. Ja mu wierzę. „Nie dam sobie głowy uciąć, że jak w Londynie skończą się miejsca pracy, to młodzi Polacy nie zrobią nam Majdanu tutaj, w Warszawie” – podsumował.

Czarnowidztwo?

Wydawałoby się, że „Majdan w Warszawie” to ostatnia rzecz, do której mógłby dążyć rząd. Problem w tym, że swoimi działaniami sprawia, że ten czarny scenariusz staje się prawdopodobny.

Wczoraj rząd rozpoczął pracę nad oskładkowaniem umów-zleceń. W praktyce oznacza to wysłanie kolejnych dziesiątek tysięcy młodych Polaków na bezrobocie, emigrację, do pracy „na czarno”. Wczoraj przedstawiono pierwszy krok, czyli oskładkowanie wszystkich umów na poziomie płacy minimalnej. Strategia jest prosta. Do studni bez dna, jaką jest ZUS, wrzucać kolejne miliardy złotych naiwnie wierząc, że młodzi ludzie uwierzą jeszcze w obietnice „wyższych emerytur”.

Młodzi ludzie w żadne emerytury od państwa nie wierzą. Nie wierzą też, że „likwidacja umów śmieciowych” zapewni im lepsze jutro. Oni stoją przed alternatywą: praca na umowie-zlecenie dziś albo bezrobocie jutro. To nie umowy są śmieciowe. To śmieciowe jest państwo, które próbuje od swoich obywateli zedrzeć jeszcze więcej, nie dając nic w zamian i licząc na ich naiwność.

Młodzi wiedzą doskonale, że każdy kolejny podatek to powód, by szukać poza Polską miejsca do zarabiania i zakładania rodziny. A oskładkowanie umów-zleceń to przecież nic innego, jak nowy podatek.

Dopóki Polacy mają gdzie wyjeżdżać, dopóty Donald Tusk śpi spokojnie. Co się jednak stanie, gdy faktycznie w Londynie czy Dublinie zabraknie miejsc pracy dla młodych Polaków?

Mam nadzieję, że czarny scenariusz się nie spełni. Nikt Majdanu w Polsce nie chce. Ale jeżeli rząd się nie opamięta, to obrazki jak z manifestacji „oburzonych” w Hiszpanii mamy gwarantowane. Tam, gdy w 2011 zaczynały się wielomilionowe protesty, bezrobocie młodych wynosiło 40%. U nas wśród absolwentów przekracza 30%. Utrata pracy przez choćby część z 800 000 Polaków pracujących dziś na umowach-zleceniach przeleje czarę goryczy.

Jarosław Gowin