Trochę bez echa przeszło to co wydarzyło się w Moskwie w ubiegły wtorek 27 listopada. Otóż w salach konferencyjnych, będących częścią kompleksu cerkiewnego Chrystusa Zbawiciela, mieszczącego się w centrum Moskwy i uchodzącego za najważniejszą rosyjską świątynię, zebrało się ponad 500 delegatów, którzy powołali Wszechrosyjskie Towarzystwo Kozackie.

W praktyce, uczestnicy zjazdu, którzy reprezentowali różne odłamy i organizacje odwołujące się do etosu kozaczyzny powołali jedną organizację. Przy czym nie miejmy wątpliwości, dziełu temu patronują władze. Prezydent Putin podpisał statut nowej organizacji, która zresztą będzie miała szereg obowiązków o charakterze publicznym. To rosyjski prezydent wyznaczał będzie atamana kozackiego, którego kadencja ma trwać 6 lat, a władze różnych szczebli zagwarantują niemałej bo liczącej 200 tysięcy osób organizacji nie tylko środki ale i sprzęt konieczny do wypełniania zadań. Jakich?

Gdyby ograniczać się tylko do zapisów statutu, to formacje kozackie mają walczyć z terroryzmem i chronić rosyjską granicę. Ale władze zostawiły sobie furtkę, bo mogą ich kierować również „do innych zadań”. Póki co nie sprecyzowano o co chodzi, ale wszyscy w Rosji pamiętają wiosenne demonstracje organizowane przez Nawalnego, które rozpędzane były przez krzepkich młodzieńców w kozackich uniformach. Jednym słowem, jak stwierdzają rosyjscy komentatorzy, władze powołały nową, bardzo konserwatywna, ale też lojalną, formację wojskowo – policyjną w sile około 200 tysięcy osób, coś pomiędzy Gwardią Narodową (również funkcjonująca w Rosji) a prywatnymi armiami najemników w rodzaju tzw. Grupy Wagnera. Teraz wystarczy tylko poprawić ich uzbrojenie i popracować nad wyszkoleniem, i będziemy mieli nową armię złożoną z traktorzystów i górników, która jak pamiętamy pokonała armię ukraińską pod Debalcewo.

    Ale cała sprawa ma też oczywiście wymiar wewnętrzny, bo w Rosji żyje się ciężko. Oczywiście nie wszystkim, gdyby patrzeć na dochody Rosjan zamieszkujących dwie główne aglomeracje – moskiewską i petersburską to nie jest najgorzej, ale na prowincji mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Dzień po zjeździe Kozaków, w pierwszym kanale rosyjskiej telewizji wyemitowana została audycja, w której specjaliści uczyli zwykłych Rosjan jak oszczędzać na codziennych wydatkach. Otóż ich zdaniem na zakupy do supermarketów nie należy brać dzieci, aby te nie domagały się słodyczy i zabawek, trzeba brać koszyk, bo załadujemy tam mniej niźli do wózka i w rezultacie mniej kupimy. Nie warto podnosić wzroku, tylko trzeba patrzeć w dół, po tam najczęściej rozmieszczone są najtańsze towary. Jeśli idzie o noworoczne prezenty dla dzieci, to warto kupić wykonane z drewna, bo one niszczą się znacznie wolniej.

Audycja wywołała spory odzew i skłoniła Rosjan do podzielenia się z rodakami swoimi pomysłami jak oszczędzać. I tak Jelizawieta Mitrofanowa z Krasnodaru poinformowała, że ona pierze tylko w nocy, bo wtedy taryfy na prąd są niższe, a wrzątek trzyma w termosie, po to aby nie podgrzewać często czajnika i w ten sposób zaoszczędzić na gazie. Z kolei Walerij Puzanow z Władymira stwierdził, że on z kolei przestawił się na życie przy świecach, bo w ten sposób zużywa się mniej prądu. Oczywiście można stwierdzić, że to wszystko margines, ale wystarczy zajrzeć na rosyjskie fora dyskusyjne, aby stwierdzić, że wątek „pranie w nocy” jest popularnym tematem dyskusji. Zresztą oficjalne badania zarówno rosyjskich ośrodków naukowych, jak i dokumenty władz, potwierdzają, że w Rosji grupa ludzi, którzy musza tak oszczędzać jak pani Jelizawieta i pan Walerij nie jest wcale mała.

Moskiewska Wyższa Szkoła Gospodarki, wydająca comiesięczny monitoring sytuacji ekonomicznej i społecznej kraju, w swym ostatnim biuletynie informuje, że na koniec III kwartału indeks zaufania konsumenckiego w Rosji spadł o kolejne 6 % i ma teraz wskaźnik minus 14 %. Oceny minionych 12 miesięcy są też dość przygnębiające. I tak 9 % ankietowanych informowało, że polepszyła się ich sytuacja, ale 31 % mówi o tym, że jest ona gorsza. Jeśli idzie o nadzieje na następne 12 miesięcy, to trudno mówić o optymizmie zwykłych Rosjan, skoro 12 % oczekuje poprawy, ale 21 % spodziewa się pogorszenia.

To co się działo w rosyjskiej gospodarce przez ostatnie 12 miesięcy pozytywnie ocenia 14 %, a negatywnie 40 %. I znów, jeśli idzie o nadzieje na pozytywne zmiany w ciągu następnych 12 miesięcy to optymistami jest 16 % ankietowanych, a pesymistami 32 %. Inne badania wskazują, że około 30 % Rosjan ponad połowę swoich dochodów wydaje na żywność, a następne 21 % wydaje na ten cel od 40 do 50 % swych dochodów. W niemałej części aby przeżyć do pierwszego zaciągają „chwilówki”, ale i na tym rynku sytuacja też nie jest dobra, bo z raportów biur zajmujących się historią kredytową Rosjan wynika, że ponad 40 % pożyczek krótkoterminowych, zaciąganych na czas krótszy niźli 90 dni jest przeterminowana.

Jednym słowem zwykłym Rosjanom żyje się coraz trudniej. Ale byłoby przesadą wywodzić z tego, że czeka nas jakaś fala protestów, czy wręcz buntów. Niewiele na to wskazuje, a rosyjska opozycja jest nie tylko podzielona i słaba, ale wydaje się, że nie ma pomysłów w jaki sposób walczyć z reżimem, a pomysły jak urządzić Rosję po tym jak Władimir Władimirowicz odejdzie budzą więcej obaw niźli nadziei.

    Niedawno w czeskiej Pradze odbył się organizowany przez Chodorkowskiego zjazd różnych nurtów antyputinowskiej opozycji. Zjazd odbywał się pod hasłem „Rosja zamiast Putina” i Michaił Chodorkowski wystąpił na niej z programowym, ale też prowokacyjnym, jak sam zaznaczył, artykułem. Warto zapoznać się z jego tezami, bo po lekturze tekstu trudno oprzeć się myśli, że być może z punktu widzenia interesu narodowego Polski, ale też i naszej części Europy, lepiej jest, że na Kremlu rządzi Putin a nie na przykład Chodorkowski.

Co ten ostatni proponuje Rosjanom? Otóż nie warto zapowiadać przywrócenia wolności i swobód obywatelskich, bo zdaniem byłego właściciela Yukosu to w XXI wieku rzecz oczywista i powszechna w cywilizowanym świecie norma. A zatem mówienie o tych aspektach życia społecznego byłoby prawieniem truizmów – trzeba to wdrożyć i tyle. Ale jeśli nie warto dyskutować o swobodach, prawach obywatelskich i wolnościach, to czym nowa władza, po odejściu Putina, miałaby różnić się od obecnej? I tu zaczyna się ciekawie. Przede wszystkim tym, że będzie sprawniejsza.

Chodorkowski pisze wprost, że jest przeciwnikiem słabego państwa, nie zgadza się w przypadku Rosji na koncepcję „państwa nocnego stróża”, które rezygnuje z szeregu swoich uprawnień i oddaje władzę ludziom. Tej, jego zdaniem umiejętności zarządzania własnymi sprawami, trzeba uczyć się długo i wytrwale. I Rosja potrzebuje na to czasu. Jak długiego? Nie powiedział. Władza w Rosji musi być silna, musi być skupiona w centrum, bo jej podział, ale też i delegowanie na poziom lokalny skończy się chaosem i tragedią. Demokracja jest dobra, tak pisze jeden z liderów rosyjskiej opozycji, ale nie dla całego kraju, który jest przecież bardzo zróżnicowany i nie wszędzie dojrzał do tego. Chodorkowski opowiada się za dominacja w rosyjskiej gospodarce wielkiego biznesu, oligarchicznego, pisze wprost. Bo to wielkie prywatne firmy decydują o światowej potędze Rosji, o tym, że wdrażane są nowe technologie i rozwiązanie a nie małe rodzinne firemki. Co zatem zarzuca Putinowi? To, że stworzył system charakteryzujący się symbiozą wielkiego biznesu i władzy, który żeruje na państwie osłabiając je w efekcie, bo monopolizuje zasoby i niszczy konkurencję. Czyli gdyby rządzić lepiej, sprawniej, nowocześniej, to Rosja byłaby znacznie silniejsza i bardziej wpływowa niźli obecnie.

    Chodorkowski chce silnej rosyjskiej armii, bo jego zdaniem to ona jest gwarancją szanowania rosyjskich interesów w nie idealnym przecież świecie. Co zarzuca Putinowi? To, że konfliktując Rosję z Zachodem odciął kraj od największych producentów, zablokował transfer myśli technicznej i najnowocześniejszych technologii i w rezultacie spowolnił i utrudnił modernizacje rosyjskich sił zbrojnych.

    Rosja, jego zdaniem ma swoje interesy. Głównie gospodarcze i skoncentrowane w Europie Środkowo – Wschodniej, gdzie mogłaby odgrywać może nie dominującą, ale znaczącą rolę. A co zrobił Putin? Skonfliktował na dziesięciolecia Moskwę z Kijowem i utrudnił, jeśli nie całkowicie zablokował, możliwość ekspansji rosyjskich firm. „Rosja moich marzeń – pisze w konkluzji Chodorkowski – to państwo prawa, kraj podążający drogą ku demokracji i społeczeństwu postindustrialnemu, kraj nie obawiający się integracji i globalizacji, mający nowoczesną infrastrukturę, naukę, wysoką jakość życia i dbający o każdego obywatela”.

    Nie wdając się w rozważanie czy realizacja wizja Chodorkowskiego w ogóle jest realna, warto się zastanowić czy chcielibyśmy mieć na Wschodzie silne i nowoczesne państwo, nie rezygnujące ze swych interesów geostrategicznych, mające nowoczesną armię i dobre relacje z kolektywnym Zachodem, jak chce Chodorkowski, czy system, który stworzył Putin. Organizm o relatywnie słabej gospodarce, obłożony międzynarodowymi sankcjami i dyplomatycznie dość izolowany. Owszem silny militarnie, ale obecna rosyjska siła, ma charakter jednostronny.

Marek Budzisz

Salon24.pl