Po chrześcijańskich portalach internetowych krążą właśnie fragmenty książki amerykańskiej autorki Magdy Dened, zawierającej wstrząsające świadectwa osób uczestniczących w dokonywaniu aborcji. Wynika z nich jednoznacznie, że tzw. zabieg przerywania ciąży to bardzo trudne przeżycie dla lekarza-abortera. Czy Pana doświadczenie kontaktów z tym środowiskiem to potwierdza?

Aborterzy, z którymi miałem do czynienia bronią się przed podejmowaniem rozmów na ten temat. A jeśli już zechcą się wypowiedzieć, to twierdzą że wszystko jest w porządku. Za to lekarze, którzy zmienili swój stosunek do kwestii zabijania dzieci nienardzonych bez ogródek mówią o faktach związanych z aborcją. Jestem przekonany, że lekarze którzy wykonują aborcje są świadomi tego, że jest ona zabójstwem człowieka, jednak wolą ukrywać tę prawdę. Zdjęcia szczątków abortowanych dzieci powinny rozwiać jakiegokolwiek wątpliwości. Znany ginekolog prof.. Dębski, który wykonuje takie zabiegi przyznaje przecież, że płód to człowiek.

Ci lekarze często podkreślają, że aboracja jest złem. Usprawiedliwiają się jednak wyjątkowymi okolicznościami...

Tłumaczenie, że aborcja to „mniejsze zło” to główna linia uzasadnienia tej działalności. Jakby mogło istnieć zło większe od zabicia człowieka...

Tłumaczą się przepisami, które zezwalają na dokonywanie aborcji jeżeli zagrożone jest życie lub zdrowie matki bądź wiadomo, że dziecko będzie nieuleczalnie chore

Przykład prof. Chazana pokazuje, że przepisy prawne stanowią tu instrument nacisku na lekarza. Kampanie in vitro i aborcyjna znakomicie wykorzystują niejdenoznaczne przepisy. Intencją ustawodawcy gdy powstawały obecne regulacje było nie to, żeby zmuszać jakiegokolwiek lekarza czy jakikolwiek szpital do dokonywania aborcji, tylko to, żeby w tych „niektórych przypadkach” lekarza nie karać. Ale ponieważ mamy proaborcyjne władze – rząd i prezydent Warszawy, te nieprecyzyjne przepisy stosuje się po to, żeby przymuszać i zastraszać lekarzy.

Rozmawiała Emilia Drożdż