- Jest to trudny moment w historii Kościoła. On przestał być przyjazny ludziom. Stał się narcyzem, wielbi sam siebie jako instytucję. To bolesne dla katolików, którzy przeżywają wiarę serio, czy ludzi takich jak ja - autor książki "Kościół, lewica, dialog" – oznajmia Michnik w wywiadzie dla „GW”.

- Jest w nim pęknięcie. Z jednej strony Kościół mówi językiem Dekalogu czy Kazania na Górze Oliwnej - i to jest najpiękniejsza religia, jaką znam. Z drugiej - w Kościele i wokół niego powstały środowiska degeneracji. W Kościele jest wszystko, co najlepsze w naszym społeczeństwie, i wszystko, co najgorsze. Mnie oczywiście boli, że formuła radiomaryjna jest tak widoczna, ale to nie jest cały Kościół – uzupełnia.

Nie zabrakło także przekonania, że walka z gender to pokłosie pedofilii. Kościół, zdaniem Michnika, „ma poczucie zagrożenia, chowa się za podwójną gardę. Gdy poczuł się frontalnie zaatakowany w sprawie pedofilii, mówi: "Jaka pedofilia? Gender to jest temat". Tego absurdu hierarchowie będą żałowali”.

Michnik przekonuje także, że bez chrześcijaństwa Polsce pozostaje tylko nihilizm. - W Polsce nie ma silnej tradycji etyki niechrześcijańskiej. To, co było, zostało zrujnowane i sprostytuowane przez władzę komunistyczną. Przed wojną ta etyka była obecna: Kotarbiński, Ossowscy, Krzywicki. Wszystko to jednak wplątano w retorykę urzędowego ateizmu – mówi. I dodaje, że jeśli Środa i Palikot chcą budować etykę niechrześcijańską, to niech to robią, ale „nie na pogardzie dla katolicyzmu”. - Gdy wyobrażę sobie Polskę bez Kościoła, to mam czarny obraz. Nasze życie byłoby o wiele uboższe w sferze etyki – dodaje.

Zaskakujące są także słowa Michnika, który broni prawa katolików do głosowania w zgodzie z własnym sumieniem. - Każdy poseł kieruje się swoim sumieniem. Ja się nie zgadzam z Markiem Jurkiem, ale nie mogę mu mówić: "Pan nie ma prawa kierować się swoim sumieniem". Jeśli uważa aborcję za zabicie człowieka, no to jak może głosować za liberalnymi przepisami? Czasami demokracja jest przeciwko wyznawanym przeze mnie zasadom w sferze obyczajowej – mówi.

Ale oczywiście nie zabrakło także typowych pohukiwań na religię w szkole. - Nauczanie religii w szkole to zły pomysł i dla demokracji, i dla Kościoła, ale nie zmieniajmy tego, bo będzie awantura. Swoje dzieci posłałem na religię, wychodząc z założenia, że w katolickim kraju trzeba chodzić na religię katolicką. Antek nawet był bardzo pobożny do V klasy szkoły podstawowej, ale potem mu przeszło. Obserwuję, że młodzi ludzie z religii uciekają. A zatem coś w tym systemie źle działa – mówi. A chwilę potem broni papieża Jana Pawła II. - Jan Paweł II to moja miłość. Wyznawał, tak jak prymas Wyszyński, bardzo ortodoksyjne poglądy, ale duszę miał szeroką. To, co wykładał, bywało wąskie, ale jego mowa ciała była taka, jakby otwierał serce dla całego świata. Wielokrotnie mówił, że to wspaniale, że polski Kościół otwiera się na innych ludzi. W Polsce dzisiaj jest bardzo mało autorytetów, nie wolno wszystkich poniewierać. I mówię to, pamiętając, jak papież podczas jednej z pielgrzymek stwierdził, że katolicy w Polsce są dyskryminowani. Sączyli mu codziennie takie opowieści i on w to wreszcie uwierzył – mówi.

TPT/Gazeta Wyborcza