"Młody Mesjasz" to film tyleż odważny, co kontrowersyjny, interesujący w założeniu, co wywołujący liczne wątpliwości co do jego słuszności. Jednak na pewno jest to tytuł warty obejrzenia.

Choć dziś filmy religijne, czy biblijne delikatnie rzecz ujmując, nie stanowią ważnej części przemysłu filmowego w Stanach Zjednoczonych, w pierwszych dekadach historii kina przyciągały przed wielki ekran rzesze fanów, przynosząc producentom krocie, jak choćby słynne "Dziesięcioro przykazań" z Charltonem Hestonem, które zarobiło (w przeliczeniu na dzisiejszą walutę) przeszło miliard dolarów. Dziś filmy religijne są zdecydowanie passe w fabryce snów. Nawet hitowa "Pasja" Mela Gibsona była przecież odrzucana przez szefów wielkich wytwórni, a co dopiero tak oryginalny pomysł jak opowieść o latach dziecństwa Jezusa.

Właśnie taką historię chciał opowiedzieć i mimo wielu przeciwności opowiedział scenarzysta i reżyser Cyrus Nowrasteh. Ciekawostką jest fakt, że film o dzieciństwie naszego zbawcy powstał na podstawie książki Anne Rice "Chrystus Pan. Wyjście z Egiptu". Pisarka znana jest szerszej publiczności jako autorka licznych popularnych historii o wampirach z "Wywiadem z Wampirem" na czele, jednak pod koniec lat dziewięćdziesiątych nawróciła się i powróciwszy na łono Kościoła Katolickiego, wzięła się za pisanie książek o życiu Jezusa, częściowo opartych na apokryfach, a częściowo na własnej inwencji. Rice w 2010 roku ponownie odeszła z Kościoła, deklarując że pozostaje wierna Chrystusowi, lecz wspólnotę wiernych uznaje za zbyt "despotyczną", jednak jej książka o podróży świętej rodziny z Egiptu do Nazaretu pozostała.

To właśnie na niej Nowrasteh oparł swój scenariusz opowiadający o wędrówce, jaką przebyli Józef, Maryja i Jezus. W czasie podróży młody Mesjasz zadawał sobie i innym wiele pytań o to, jakie jest jego powołanie i misja, miały miejsce liczne cuda (oczywiście za przyczyną działań Jezusa), liczne działania diabła na każdym kroku czyhającego na małego Mesjasza oraz pościg pewnego rzymskiego legionisty (na zlecenie Heroda) za Jezusem...

Już z tego krótkiego opisu widać, że zaprezentowana w "Młodym Mesjaszu" wizja dzięcięcych lat i odkrywania prawdy o samym sobie przez Jezusa zawiera wiele fantazji. Nie może być inaczej, skoro ewangeliści nie byli łaskawi obdarzyć nas nadmiarem informacji o tym okresie życia Chrystusa. W głównej mierze w filmie mamy do czynienia z sytuacjami zupełnie wymyślonymi, zaledwie domniemanymi (jak rozmowy Józefa i Maryi z Jezusem i ich refleksje na temat powierzonego im zadania wychowania Mesjasza), lub w zaledwie jednym przypadku (święta Paschy) z wydarzeniem jakkolwiek obecnym w Ewangelii.

Czy to jednak oznacza, że filmu nie warto oglądać, bo jest bajką? Niekoniecznie. Wielu teologów nie od dziś stawia słuszne tezy, że skoro Jezus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem, to musiał mieć ludzkie oblicze i przeżycia. I choć nie wiemy, jak dokładnie mogły one wyglądać, wizja zaprezentowana w "Młodym Mesjaszu" daje nam powód do rozważań nad tym, czy mogło być wyjątkowe doświadczenie życiowe, jakie stało się udziałem młodego Jezusa, a także Maryi, czy Józefa. Poza wszystkim film stanowi atrakcyjną familijną rozrywkę i odznacza się dobrą realizacją (m.in. autorem muzyki jest John Debney, który skomponował również ścieżkę dźwiękową do "Pasji") i niezłym aktorstwem (w jednej z głównych ról zobaczymy znanego z trylogii "Władcy pierścieni" Seana Beana).

Chociaż można się zastanawiać, na ile wizja roztoczona przez twórców "Młodego Mesjasza" jest zgodna z prawdą, film raczej nie wkracza w rejony herezji, a jego seans może być miłym i ciekawym doświadczeniem dla całej rodziny. Aczkolwiek lepiej traktować ukazane w nim wydarzenia jako interesującą refleksję nad dzieciństwem Chrystusa, niż prawdę objawioną.

daug/Fronda.pl