Dziś wygasają umowy transportowe z Rosją. Do połowy lutego polskie ciężarówki będą musiały zawrócić do Polski. To efekt tymczasowych porozumień z Moskwą, jeszcze w spadku po poprzedniej ekipie. Obecne pozwolenia wygasły 31 stycznia, a nowego porozumienia nie udało się dotąd osiągnąć.

Jest to kolejna odsłona wojny ekonomicznej, którą prowadzi Kreml z Warszawą. Po zajęciu jednoznacznego stanowiska w kwestii ukraińskiej i stopniowym uniezależnianiu się od kupowania rosyjskich surowców, embargo spadło na głowy polskich eksporterów żywności. Teraz Rosjanie biorą się za transport, który jest kolejnym silnym sektorem, gdyż nasze firmy wiodą prym w obrocie ze Wschodem. Wartość rynku szacowana jest na 400 mln euro.

Już kilka miesięcy temu Rosjanie w taki sposób zmienili przepisy, aby utrudnić funkcjonowanie polskich firm transportowych na lokalnym rynku. Niewykluczone więc, że najdalej, gdzie zajadą rodzime firmy to: Białoruś i Łotwa, a tam będą musiałby przeładowywać towary do ciężarówek z Rosji, które będą kontynuowały pierwotny kurs.

W ten sposób Rosja chce wyrugować z rynku polskie firmy. Polska dysponuje obecnie flotą 130 tys. pojazdów i realizuje ok. 200 tys. kursów do Rosji rocznie. Rosjanie chcą rozbudować swój, obecnie czterokrotnie niższy, potencjał, a także zwiększyć liczbę przejazdów tranzytowych przez nasz kraj. Domagają się także wyższych limitów dla wwożonego paliwa oraz ułatwień przy tranzycie. Na to strona polska nie może się zgodzić.

Jeśli przedstawicielom polskich firm transportowych nie uda się dogadać z rosyjskimi urzędnikami, Moskwę powinny spotkać odpowiednie retorsje. Logicznym byłby zakaz poruszania się rosyjskich ciężarówek po terytorium naszego kraju, także w celach tranzytowych. Rosjanie byliby więc uziemieni, bo transport na Zachód musiałby się odbywać przez Ukrainę, co w obecnej sytuacji politycznej mogłoby się okazać także utrudnione.

Tomasz Teluk