Stereotypy płciowe – to wróg numer jeden zwolenników gender. Winę za nie – ich zdaniem – ponoszą kultura i wychowanie. I później rośnie taki mały chłopiec przekonany, że nie może bawić się lalkami, bo to niemęskie, albo mała dziewczynka, która z jakiegoś powodu (pewnie dlatego, że naśladuje mamę) ciąga za sobą wózek z lalką, i słyszy, że nie może być chłopcem. Stereotypowe to wszystko do bólu. Wzięli się więc za to zwolennicy równości i gender i zaczęli przekonywać dzieci, że płeć nie ma znaczenia, że ona w żaden sposób nie może dzieci ograniczać, że to świetna zabawa przebierać chłopców za dziewczynki. W Skandynawii zaczęły nawet powstawać neutralne płciowo przedszkola, w których dzieci mogą bawić się wyłącznie neutralnie płciowymi zabawkami. Pojawiają się też pomysły, by dzieciom nadawać tylko neutralne płciowo imiona. Tyle że im bardziej inżynierowie społeczni próbują niemalże siłą tę równość i neutralność wprowadzać, tym bardziej dzieci swoim zachowaniem dają dowód temu, że to nie narzucone siłą stereotypy, to nie wychowanie, a pewne wrodzone cechy sprawiają, że chłopcy sięgają po jedne zabawki, dziewczynki po inne.

W eksperymencie naukowców z londyńskiego City University oraz University College London, opisanym przez „Rzeczpospolitą”, uczestniczyła ponad setka dzieci, chłopców i dziewczynek w wieku od dziewięciu miesięcy do prawie trzech lat. Dzieci zostały podzielone na grupy wiekowe. Najmłodszą, kiedy dzieci nie mają jeszcze świadomości swojej płci; średnią – kiedy pojawia się identyfikacja ze swoją płcią; i ostatnia – kiedy ta identyfikacja się utrwala.  Przed dziećmi naukowcy rozłożyli zabawki – lalki, różowego misia, garnki, samochody, niebieskiego misia, koparki, piłki. Okazało się, że w każdej grupie wiekowej dzieci sięgały po zabawki stereotypowo związane z własną płcią. Raczkujący chłopcy podchodzili więc do piłki, a dziewczynki do garnków czy lalek. Zdaniem naukowców, „biologiczne różnice dają chłopcom przewagę w operacjach przestrzennych, podczas gdy dziewczynki były bardziej zainteresowane patrzeniem na twarze i precyzyjnym manipulowaniem obiektami”. Czyli nie opresyjne wychowanie, a natura wpływa na takie a nie inne wybory dzieci.

Swego czasu podobny eksperyment można było obejrzeć w filmie przygotowanym przez norweskiego komika Haralda Eia. W doskonały sposób rozprawił się on z tezami głoszonymi przez zwolenników gender. I na tyle skuteczny, że Norwegia zaprzestała finansowania z budżetu gender studies.

Badania naukowe, i te brytyjskie, i norweskie, potwierdzają tylko to, co na co dzień obserwują rodzice małych dzieci. Małe dziewczynki bawią się lalkami, prowadzają wózki, budują domki dla lalek nie dlatego, że tak im rodzice każą, albo pani przedszkolanka, tylko dlatego, że jest to dla nich czymś naturalnym. Tak jak dla chłopców naturalna jest zabawa samochodami czy mieczami. Nawet jeśli zabawkami dzieci się zamienią, to i tak wcześniej czy później zdecydowana większość i tak będzie się bawiła zabawkami – jak to mówią zwolennicy równości – stereotypowymi płciowo. I dobrze, bo przez taką zabawę przygotowują się one do dorosłego życia. I naprawdę nie ma w tym nic zdrożnego. Na siłę natury dzieci zmienić się nie da, choćby genderyści stawali na głowie.

Skoro jednak badania naukowe, powadzone na prestiżowych katedrach, utwierdzają „stereotypy”, a tym samym podważają genderowe ustalenia, może się okazać, że były to już ostatnie tego typu badania. Na następne nie znajdą się granty, albo ich wyników żadne naukowe pismo nie zechce opublikować. Chyba, że w końcu ktoś pójdzie po rozum do głowy i raz na zawsze udowodni, że gender to jedna wielka ściema. A dowodem na to choćby zachowanie niemowląt. Całkiem stereotypowe.

Małgorzata Terlikowska