Jak podaje CNN, dwaj przedstawiciele amerykańskiego wywiadu, z którymi rozmawiała dziennikarka Barbara Starr, zastrzegli, że trudno przewidzieć, jakich dalszych posunięć Moskwy można się spodziewać, ale "w ostatnich 3-4 dniach pojawiły się budzące obawy sygnały". Zaniepokojenie "możliwą inwazją" wyraziła także Kanada. Przedstawiciele wywiadu wskazali, że zagrożona jest nie tylko Ukraina, ale także państwa bałtyckie.

Według komentatorów takim sygnałem może być przede wszystkim koncentracja rosyjskich wojsk w pobliżu ukraińskich granic i przypominają, iż podobne ruchy wojsk miały miejsce przed rosyjską inwazją na Gruzję w 2008 roku i przed wojną w Czeczenii. Porównywalne są także liczebność zgromadzonych jednostek i ich możliwości. Dziś siły powietrzne rosyjskiego Południowego Okręgu Wojskowego rozpoczęły ćwiczenia na poligonie w Kraju Krasnodarskim. Samoloty mają przeprowadzić kilkadziesiąt próbnych ataków na cele naziemne.

Do sytuacji odniosło się już NATO, które uznało te doniesienia za alarmujące. Zwłaszcza w kontekście słów komendanta głównego ukraińskiej Państwowej Służby Granicznej Mykoły Łytwyna.
- Trwa gromadzenie wojsk rosyjskich pod przykrywką ćwiczeń. Ćwiczenia zakończyły się, a żołnierze zostali na pozycjach, każdego dnia prowadzą manewry, dochodzi do różnych prowokacji, zwłaszcza w nocy – mówił Łytwyn kilka dni temu. Również amerykański wywiad uważa, że siły zgromadzone przez Rosję przekraczają liczbę potrzebną do przeprowadzenia ćwiczeń.

Z kolei wedłu generała Philipa Breedlove,naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych NATO w Europie, po Krymie, kolejnym celem Rosji może być Naddniestrze, czyli separatystyczny region należący do Mołdawii, ale uzależniony od Moskwy. Służby wywiadowcze USA uważają jednak, że jeśli Rosja zdecyduje się na dalszą agresję, to wkroczy raczej na wschodnią Ukrainę. Gdyby przejęła Charków, Ługańsk i Doniec, udałoby jej się utworzyć połączenie lądowe z zaanektowanym już Krymem. Dopiero wówczas rosyjskie wojska mogłyby ruszyć w kierunku Naddniestrza.

Po informacji do jakiej dotarłs Barbary Starr, amerykańscy kongresmeni napisali list do prezydenta Baracka Obamy. Podkreślili w nim, że rosyjska inwazja może stanowić zagrożenie także dla krajów bałtyckich. Nie po raz pierwszy mówi się bowiem, iż Moskwa dąży do zintegrowania obszaru post-sowieckiego.
Zachodnie media podkreślają, że postępowanie Rosji powinno spotkać się z ostrą odpowiedzią USA i Unii Europejskiej. "Po aneksji Krymu przez Rosję najważniejszą rekomendacją dla USA i UE jest wspólnie podjąć takie kroki, by rozzuchwalony Putin nie chciał zagarnąć południowo-wschodniej Ukrainy. Należy rozszerzyć też sankcje wizowe wobec Rosji – pisały niedawno amerykańskie dzienniki.

Wczoraj ponad 40 krajów potępiło aneksję Krymu we wspólnym oświadczeniu przedstawionym Radzie Praw Człowieka ONZ z siedzibą w Genewie. "Jesteśmy głęboko zaniepokojeni wiarygodnymi doniesieniami o porwaniach dziennikarzy i działaczy i blokowaniu niezależnych mediów" – napisano. W oświadczeniu podkreślono też, że wskutek rosyjskiej inwazji zbrojnej na Krym sytuacja mniejszości narodowych, a szczególnie Tatarów stała się wyjątkowo trudna.

Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, że bardzo wiele zależy od postawy Moskwy. Zwracał na to uwagę m.in. niemiecki minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier.

- Nikt nie może poważnie chcieć nowej zimnej wojny - powiedział na łamach "Bild-Zeitung". - Musimy wrócić do rozsądnego współżycia. Kolejny krok należy do Moskwy – podkreślił. Zagroził także Rosji dalszymi sankcjami, gdyby Kreml rościł sobie prawo do kolejnych terytoriów. - Moskwa wie, że będzie ciąg dalszy - zaznaczył.

Z doniesień amerykańskiego wywiadu wynika jednak, że jak na razie nie zaobserwowano oznak, jakoby Rosja zamierzała się wycofać ze swoich przypuszczalnych planów w stosunku do Ukrainy. A konkretnie – nie należy się spodziewać, by wojska zebrane przy ukraińskich granicach zostały w najbliższym czasie wycofane.

Natomiast "Wall Street Journal" pisał ostatnio w obszernym artykule, że aneksja Krymu przez Rosję zaskoczyła wywiad USA. Amerykanie mieli bowiem sądzić, że Rosjanie użyją wojsk prowadzących manewry przy granicy z Ukrainą, a tymczasem operację poprowadziły siły już znajdujące się na półwyspie, "zanim agencje wywiadowcze USA zdały sobie w pełni sprawę z tego, co się dzieje".

Na szefów amerykańskich agencji wywiadowczych padł strach. Jak się bowiem okazało, nie można wykluczyć opcji, że Rosja będzie w stanie zamaskować swoje kolejne działania. Dlatego nalegano, by nasilić obserwację satelitarną i próby przechwytywania łączności z terenu Rosji, Ukrainy i krajów bałtyckich. Czy tym razem doniesienia służb specjalnych okażą się trafne? Zobaczymy.

Ab/onet.pl