W Niemczech prawdziwy cyrk. Chadecka partia sprzymierza się z lewakami z Zielonych, socjalistami, postkomunistami i liberałami, by nie dopuścić do władzy... prawicowego burmistrza, który wygrał w pierwszej turze wyborów.

W niemieckim Görlitz odbywały się wybory na burmistrza. W pierwszej turze zwyciężył kandydat prawicowej Alternatywy dla Niemiec, Sebastian Wippel. Do drugiej tury wszedł jeszcze jego kontrkandydat, Octavian Ursu z CDU. By przeforsować zwycięstwo Ursu, CDU sprzymierzyła się ze wszystkimi możliwymi siłami: komunistami, Zielonymi, socjalistami i liberałami. Z sukcesem: Ursu wygrał i kandydat AfD nie został pierwszym w Niemczech burmistrzem z tej partii.

Można byłoby na to machnąć ręką: ot, zwykła polityczna walka. A jednak wybory w Görlitz pokazują coś znacznie głębszego. W Niemczech uformowała się bowiem prawdziwa wielka koalicja anty-AfD. Wszystkie partie są gotowe do współpracy, byle tylko rugować Alternatywę. Chadecja, rzekomo odwołująca się do wyborców prawicowych i centrowych, woli współpracować z burzycielami cywilizacji i porządku, niż spróbować porozumieć się z inną prawicową partią.

To nie tylko taktyka polityczna; to także odzwierciedlenie systemu wartości niemieckich polityków. AfD, która odrzuca masową imigrację i odwołuje się do patriotyzmu, jest dla chadecji większym kłopotem, niż formacje mające na sztandarach neokomunistyczną rewolucję. Nasi zachodni sąsiedzi są totalnie przeżarci rakiem lewackiego utopizmu. A z drugiej strony w samej AfD nie brakuje tendencji skrajnych i sympatii nacjonalistycznych. Mówiąc krótko: niemiecka polityka jest chora. Takie są efekty postępujacego od wieków zniszczenia katolickiego ładu.

bb